ŁKS pokonał 3:1 Stal Mielec w drugim letnim sparingu. Co wiemy po tym spotkaniu?
Kibice Łódzkiego Klubu Sportowego do towarzyskiego meczu ze Stalą Mielec nie podchodzili w najlepszych nastrojach. Wynikało to przede wszystkim z tego, że łodzianie wykonali na razie tylko pięć transferów w obliczu aż kilkunastu odejść z drużyny. Co więcej, ŁKS poniósł porażkę w pierwszym letnim sparingu z drugoligową Wieczystą Kraków, czym dodatkowo poddenerwował już i tak rozgoryczonych kibiców. Optykę na aktualną sytuację “Rycerzy Wiosny” powinien jednak zmienić wygrany 3:1 drugi sparing tego lata, ze Stalą Mielec. Co sprawiło, że ŁKS odniósł zwycięstwo?
Na początku warto zaznaczyć, że łodzianie pokonali nie byle jakiego rywala – w końcu mielczanie grają w ekstraklasie już od czterech lat i z każdym rokiem coraz bardziej ugruntowują swoją pozycję wśród polskich klubów. A mimo to ŁKS wygrał, za co należą mu się dodatkowe słowa uznania.
W sparingu z zespołem z województwa podkarpackiego po stronie ŁKS-u najbardziej wyróżnili się skrzydłowi. Husein Balić i Jędrzej Zając zdobyli po bramce. Warto przede wszystkim wyróżnić trafienie Austriaka, które ustaliło wynik spotkania na 3:1 – Balić doszedł do prostopadłego podania, zabawił się z obrońcą przeciwnika i pewnym strzałem umieścił piłkę w bramce. Gol Zająca był nieco bardziej przypadkowy, ale oczywiście należy docenić młodego skrzydłowego za dobre odnalezienie się w polu karnym Stali i skuteczne wykończenie. Poza strzelcami bramek solidne zawody zaliczyli także dwaj inni skrzydłowi – Antoni Młynarczyk oraz Maksymilian Sitek. Co prawda nie mieli bezpośredniego udziału przy żadnej z bramek, ale dochodzili do sytuacji, nie bali się wchodzić w pojedynki i generalnie stworzyli sporo zagrożenia w szeregach obronnych rywala.
Dobra i odważna gra wszystkich skrzydłowych powinna cieszyć kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego. Należy docenić to, że zaledwie po kilku tygodniach treningów widać, iż zawodnicy grający na flankach mają odgrywać w taktyce Jakuba Dziółki pierwszoplanowe role. To miła odmiana po kadencji chociażby Piotra Stokowca, kiedy to w żadnym z meczów nie było widać, co tak naprawdę ma być głównym atutem ŁKS-u. A w drużynie Dziółki potencjalni liderzy zaznaczyli swoją obecność już w drugim sparingu.
Warto pamiętać o tym, że za każdym razem, gdy “Rycerze Wiosny” w nowożytnej historii klubu wywalczali awans do ekstraklasy, skrzydłowi również odgrywali ważne, jak nie kluczowe role. Patryk Bryła i Dani Ramirez strzelili razem siedemnaście goli i zanotowali 24 asysty w sezonie 2018/19. Pirulo wraz z Bartoszem Szeligą 22-krotnie pokonywali bramkarza i zaliczyli jedenaście ostatnich podań przy bramkach partnerów ze zespołu. Teraz znów ŁKS ma kim postraszyć na bokach, choć jeszcze nie wiemy dokładnie, jacy zawodnicy będą grać w tej formacji w podstawowym składzie w lidze. Na ten moment najbardziej prawdopodobny duet to Husein Balić (o ile zostanie) i Antoni Młynarczyk lub Maksymilian Sitek.
Maksymilian Sitek może być podstawowym skrzydłowym ŁKS-u w nadchodzącym sezonie. Fot. ŁKS Łódź
Pozytywnym aspektem ostatniego sparingu ze Stalą może być też to, że łodzianie za wszelką cenę nie forsowali jednego sposobu gry przez całe spotkanie. A w przeszłości w ŁKS-ie zdarzali się trenerzy, który nie mieli planu B na mecz. Już teraz można powiedzieć, że nie tyczy to Jakuba Dziółki.
W pierwszej połowie ŁKS przegrywał większość pojedynków w najważniejszej formacji, czyli środku pola. W drugiej odsłonie sytuacja obróciła się jednak o 180 stopni i łodzianie do gry bardziej zaangażowali piłkarzy ustawionych na skrzydłach. Bo warto dodać, że w pozytywnym kontekście nie mówimy wyłącznie o skrzydłowych tylko generalnie zawodnikach grających na bokach. Np. nowy lewy obrońca Antonio Majcenić nie dość, że zdobył przepiękną bramkę, to ogólnie wyglądał bardzo pewnie; jak najlepszy piłkarz ŁKS-u na tej pozycji od dłuższego czasu.
Do tego ŁKS zwyciężył, mimo że stracił gola jako pierwszy. A takie mecze w poprzednim sezonie zdarzały się bardzo rzadko. Gdy ełkaesiacy jako pierwsi tracili bramkę, to nie byli w stanie się podnieść i w konsekwencji przegrywali. Teraz było inaczej.
W grze ŁKS-u było już widać rękę trenera Jakuba Dziółki, co na stosunkowo wczesnym etapie przygotowań nie było takie oczywiste. Drużyna zareagowała na dobrą grę rywala w środku pola, przenosząc ciężar gry na skrzydła, podniosła się po stracie bramki i – co najważniejsze – pokonała jedenasty zespół poprzedniego sezonu ekstraklasy. To spotkanie powinno być dobrym prognostykiem przed startem nowego sezonu, choć na pewno ŁKS-owi przydałoby się jeszcze kilka nowych transferów. Dość powiedzieć, że przez absencję kontuzjowanego Andreu Arasy, podstawowym napastnikiem łodzian na mecz ze Stalą był… szesnastoletni Alan Siwek.