ŁKS rozpoczął mecz od wysokiego pressingu – łodzianie podchodzili wysoko na połowę Arki i starali się wymuszać błędy na rywalach. Konsekwencją stosowania takiej taktyki było jednak to, że zostawiali za swoimi plecami dużo wolnej przestrzeni. Boleśnie przekonali się o tym raptem po kilkudziesięciu sekundach gry, gdy w ŁKS-ie zawiódł element, który w ostatnich meczach funkcjonował bardzo dobrze – obrona. Omran Haydary mógł bowiem nie niepokojony przez żadnego z defensorów ŁKS-u podbiec do bramki Bobka i spokojnie umieścić piłkę w siatce. W tej sytuacji nie popisał się zwłaszcza Nacho Monsalve, który jako ostatni próbował zatrzymać afgańskiego napastnika Arki. Sędzia długo sprawdzał z pomocą wideoweryfikacji, czy w tej sytuacji nie było spalonego, ale ostatecznie postanowił zaliczyć bramkę.
Stracona bramka nie podcięła ełkaesiakom skrzydeł – wciąż grali twardo, podchodzili wysoko do odbioru piłki i robili lepsze wrażenie niż rywale. Najgroźniejszą sytuację stworzyli chyba w 18. minucie, gdy zaskoczyli rywali niestandardowym rozegraniem rzutu wolnego. Piłka była ustawiona tuż za linią boczną pola karnego. Wprowadzający ją do gry Pirulo postanowił nie dośrodkowywać jej w pole karne, ale dograć do pozostawionego bez opieki Dankowskiego, który czekał na podanie w okolicach dwudziestego metra od bramki Krzepisza. Znany z dobrze ułożonej nogi obrońca tym razem uderzył nad poprzeczką.
Okres niezłej gry ŁKS-u przerwała sytuacja z 27. minuty: Marciniak wszedł wślizgiem w polu karnym z wyciągniętą w bok ręką, którą zablokował strzał jednego z rywali. Wątpliwości być nie mogło – sędzia podyktował rzut karny. Do piłki podszedł zdobywca pierwszego gola dla Arki, Omran Haydary. Afgańczyk uderzył jednak słabo, po ziemi, blisko środka bramki i Aleksander Bobek wybronił jego strzał, wywołując głośny aplauz kibiców.
Jeszcze głośniej i jeszcze radośniej zrobiło się na stadionie przy al. Unii raptem kilka minut później. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego opadającym tuż przed bramką Krzepisza miejsce do strzału znalazł Monsalve. Hiszpan uderzył główką z niewielkiej odległości, wyrównał wynik spotkania i zatarł pamięć o swoim błędzie w bramkowej akcji gości.
W końcówce pierwszej połowy brakowało groźnych akcji. Było za to dużo przerw związanych z kontuzjami. Najpoważniej wyglądał uraz Nelsona Balongo. Dobrze pokazujący się wcześniej do pressingu i nieustępliwy w indywidualnych pojedynkach Belg musiał opuścić boisko. Jego miejsce na murawie zajął Bartosz Szeliga (a na pozycję numer dziewięć przeszedł Piotr Janczukowicz). W ostatniej akcji przed przerwą mogliśmy obejrzeć powtórkę pierwszej bramki. I to nie za sprawą nowej funkcjonalności telebimów na stadionie przy al. Unii, ale… dzięki dwóm dośrodkowaniom Michała Trąbki, po których bardzo blisko wykończenia akcji był Monsalve.
W przerwie Kazimierz Moskal dokonał jeszcze jednej zmiany – boisko opuścił mający na koncie żółtą kartkę, a do tego agresywny w indywidualnych pojedynkach i popełniający sporo błędów Damian Nowacki. Zmienił go Oskar Koprowski, który zajął miejsce na pozycji numer sześć, przed Marciniakiem i Monslave. Już w pierwszej minucie po przerwie pod bramką Krzepisza zrobiło się groźnie. W zamieszaniu w polu karnym strzały oddawali kolejno Trąbka i Pirulo, ale żaden z nich nie dał zmiany wyniku. ŁKS nie zmieniał ofensywnego nastawienia i następne minuty przyniosły kolejne okazje – w 54. minucie dynamiczną kontrę ŁKS-u zakończył strzał Bartosza Szeligi, który uderzył minimalnie obok słupka, a minutę później bliski wykończenia akcji w polu karnym był Janczukowicz. Ełkaesiacy utrzymywali się przy piłce na połowie rywali, ale też skutecznie kasowali ich kontry – skutecznymi, ważnymi wejściami popisali się zwłaszcza Monsalve i Ochronczuk.
W 66. minucie fani ŁKS-u wreszcie wznieśli ręce w geście triumfu po raz drugi. Prowadzenie dała ełkaesiakom świetna, zespołowa akcja. Składne rozegranie piłki przez Pirulo, Trąbkę i Dankowskiego na prawym skrzydle zakończyło dośrodkowanie tego ostatniego. W okolicach dalszego słupka nabiegał na nie Bartosz Szeliga, który pewnym strzałem trafił do bramki. Podobnie jak w przypadku pierwszego gola, ŁKS był bardzo bliski powtórzenia tej akcji. Dwie minuty po bramce na 2:1 ponownie dośrodkowywał bowiem Dankowski i ponownie strzelał nabiegający jeszcze dynamiczniej niż za pierwszym razem Szeliga. Tym razem byłemu graczowi GKS-u Tychy nie udało się jednak trafić do siatki.
Po wyjściu na prowadzenie ełkaesiacy nie napierali już tak mocno na defensywę gości. Nie zamknęli się jednak we własnym polu karnym i utrzymywali koncentrację w grze obronnej. Wciąż potrafili być też groźni na połowie rywala – tak, jak w sytuacji z 78. minuty, gdy po strzale z dystansu Korta Krzepisz „wypluł” piłkę, a dobitki szukał Stipe Jurić. Końcówkę ŁKS rozegrał ze spokojem: nie dopuszczając do groźnych akcji Arki, co rusz zbierając oklaski od kibiców za determinację w indywidualnych pojedynkach. Końcowe minuty fani ŁKS-u oglądali na stojąco, dziękując piłkarzom za przekonujące zwycięstwo.
W doliczonym czasie gry czekała ich jeszcze jedna niespodzianka – bramka na 3:1! Akcję rozgrywał Władysław Ochronczuk, który dograł prostopadle do wychodzącego na wolne pole Juricia. Chorwat z bośniackim paszportem pokonał bramkarza i po dłuższej przerwie przywitał się z łódzkimi kibicami golem!
ŁKS-Arka 3:1
1. Haydary
36. Monsalve
65. Szeliga
93. Jurić
ŁKS: Bobek – Dankowski, Monsalve, Marciniak, Tutyskinas – Ochronczuk, Nowacki (46. Nowacki), Trąbka (74. Kort) – Pirulo (90. Biel), Balongo (45 + 4 Balongo), Janczukowicz (74. Jurić)
Arka: Krzepisz, Dobrotka, Haydary, Adamczyk, Rymaniak, Skóra (80. Czubak), Purzycki (60. Milewski), Tomal, Stolc, Gol, Żebrowski (26. Kuzimski)