Dlaczego na al. Unii nie przyjadą szejkowie i David Beckham? Jak pozytywne myślenie zgubiło ŁKS?
W ŁKS-ie dzieje się naprawdę dobrze. Przynajmniej jeżeli chodzi o pion organizacyjny. Nowi ludzie, których Tomasz Salski zaprosił do współpracy, przynoszą do beniaminka pieniądze. Najwięcej, bo aż pięć milionów złotych dał ŁKS-owi Dariusz Melon, nowy akcjonariusz. Ale nie tylko on, bo Michał Frontczak dyrektor komunikacji i sprzedaży przyprowadził mniejszych, ale równie ważnych sponsorów, a do ełkaesiackiej akademii ze wsparciem finansowym zapukał Orlen.
Prognozy są naprawdę pozytywne. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem szefów ŁKS-u, dwukrotni mistrzowie Polski w rok 2025 wejdą bez długów. I wszystko byłoby dobrze, gdyby miejsca w ekstraklasie przyznawali na podstawie sprzedanych karnetów, asortymentu w klubowym sklepie, albo wpisów w social mediach. Ale niestety, trzeba jeszcze rozgrywać mecze.
Czytaj także: Nowy piłkarz ŁKS-u twierdzi, że miał pecha.
I tu nie jest tak pozytywnie. Chociaż o tym, że jest dobrze najczęściej słyszymy z ust Janusza Dziedzica, dyrektora sportowego, to trudno nie odnieść wrażenia, że przy dopieszczonym do granic możliwości dziale organizacyjnym i medialnym, jego działka, czyli drużyna piłkarska jest mocno zaniedbana.
Pieniądze na transfery były. Według niektórych źródeł większe niż w Stali Mielec i Warcie Poznań, które są na miejscach, o których ŁKS może tylko pomarzyć. Przez dwa okna transferowe dokonano osiemnastu wzmocnień.
Pozytywne myślenie zgubiło pion sportowy łodzian. No bo skoro wzięli prawie dwudziestu nowych piłkarzy, to nawet gdyby co piąty okazał się niezły, ŁKS miałby całkiem przyzwoitą drużynę złożoną z liderów, którzy grali jeszcze w pierwszej lidze i jakościowych uzupełnień na ekstraklasę.
Tymczasem. Dobry (według siebie samego i niektórych kibiców nawet bardzo dobry) napastnik Kay Tejan strzela co szósty mecz. Świetny Rahil Mammadov miał udział przy pięciu z ośmiu bramek straconych przez ŁKS w 2024 roku. Bardzo dobry skrzydłowy Husein Balić, według siebie ma pecha. Według nas, nie jest gotowy na grę tak twardą jak preferują zespoły w ekstraklasie.
Dobrego Engjella Hotiego w ŁKS-ie nie chciał Kazimierz Moskal, nie chciał również Piotr Stokowiec. A po jego kompromitacji w Szczecinie, obawiamy się, że również Marcin Matysiak szybko straci cierpliwość do byłego mistrza Albanii. Za to Hoti na pewno skorzystał na pobycie w ŁKS-ie. Strzelił ładnego gola, jego menedżerowie będą mieli co pokazywać potencjalnemu pracodawcy, aż do końca kariery.
Bardzo dobry jest Anton Fase, który tak bardzo olewał ŁKS, że zaczął się spóźniać na treningi. Przesunięty do rezerw, w końcu załapał się na ostatnie minuty meczu w Stalowej Woli. Mimo, że drugoligowiec grał w osłabieniu, ełkaesiackie rezerwy przegrały 0:1.
Kosmiczny i wybitny (już nie tylko dobry) Riza Durmisi, wygląda jakby potraktował ŁKS jako obóz przygotowawczy przed transferem do Arabii Saudyjskiej, albo Ameryki. Niestety, na al. Unii nie przylecą szejkowie i David Beckham, by stoczyć walkę o Duńczyka, bo jego umowa z ŁKS-em wygasa latem.
ŁKS może wystawić jedenastkę dobrych, bardzo dobrych, a nawet wybitnych piłkarzy, których zazdrości mu cała Polska. Tylko, że na razie polscy galacticos na 21 meczów, punkty zdobywali tylko w sześciu, wygrali dwa razy.
Dziedzic ma ogromne zasługi dla ŁKS-u. Wprowadził drużynę do ekstraklasy i nie wydał na to dużych pieniędzy. Przesunął do pierwszego zespołu Aleksandra Bobka i Mateusza Kowalczyka. Odstawił obrażonych i tych, którzy mogliby psuć atmosferę. Tylko, że podobnie jak Krzysztof Przytuła, jego poprzednik zachłysnął się sukcesem.
W pionie sportowym ŁKS-u zabrakło pokory. Teraz Robert Graf, który za kilka dni zostanie wiceprezesem łodzian, wraz z Dziedzicem muszą odkręcić popełniane od roku błędy i przygotować zespół do ponownej walki o awans do ekstraklasy. Najlepiej byłoby zacząć od czyszczenia szatni z zawodników pokroju Hotiego, Leventa Gulena, Balicia, Tejana i Fase. Ale gdzie im będzie lepiej niż Łodzi?
1 Comment
Redaktorze. Piłkarze ŁKS nie potrzebują żeby im wmawiano że się nie nadają, ponieważ sytuacja ligowych weteranów jak Szeliga czy Pirulo wskazuje, że kryzys czego innego dotyczy. Piłkarze powinni sobie raczej wyobrażać, że w każdym meczu grają przeciwko osłabionemu przeciwnikowi, żeby wyglądały one jak ten z Piastem. A piłka nożna to szczegóły – np. taki, że Hoti zwykle potrzebuje trochę czasu danego dnia żeby się skalibrować, i potem gra dobrze, natomiast wpuszczany późno pokazuje samo to strojenie. Dlatego trenerzy powinni się na takie rzeczy wyczulić. Ja uważam, że mamy od wielu sezonów dużo niekonsekwencji taktycznych w ataku i tylko część z tego obciąża samych zawodników, chociaż już mecze z Pogonią czy Koroną sugerują że się o tym w końcu myśli. No i cóż, tej wiosny przegraliśmy z drużynami radzącymi sobie dobrze, nie wszystkie takie będą.