Dzięki świetnej postawie bramkarza, piłkarze ŁKS-u zremisowali z Podbeskidziem.
Kibice ŁKS-u odetchnęli z ulgą, bo Marcin Pogorzała nareszcie posadził na ławce Javiego Moreno i Samuela Corrala. Ich miejsce zajęli Maciej Wolski i Maciej Radaszkiewicz. Szkoleniowiec ełkaesiaków nie mógł skorzystać z Macieja Dąbrowskiego, który doznał urazu głowy. Zamiast niego Pogorzała postawił na Nacho Monsalve i Oskara Koprowskiego. Do środka pola wrócił Antonio Dominguez, który według trenera zagrał niezły mecz z Miedzią. W lekko zmodyfikowanym składzie łodzianie ruszyli do walki o miejsca barażowe.
Pierwsze minuty należały do ełkaesiaków, którzy dwukrotnie zagrozili bramce bielszczan. Obie okazje zmarnował Maciej Radaszkiewicz, a dogrywał do niego Pirulo. Napastnik, który sezon zaczynał w rezerwach, był blisko umieszczenia piłki w bramce, ale doskonale interweniował Ezequiel Bonifacio. Chwilę później Hiszpan oddał groźny strzał z dystansu, ale górą był Metvei Igonen, reprezentant Estonii. Pierwszy kwadrans należał do ŁKS-u, ale łodzianie nie byli w stanie udokumentować dominacji golem.
Pierwszą groźną kontrę Podbeskidzia świetnie zastopował Maksymilian Rozwandowicz. Kapitan ŁKS-u zatrzymał Kamila Bilińskiego, który przed sobą miał tylko bramkarza. Chwilę później, groźną akcję zaczął Monsalve, piłkę do Radaszkiewicza dograł Dominguez, ale niestety napastnik nie opanował piłki. ŁKS bardzo dobrze grał w ataku pozycyjnym, lecz nie mógł zdobyć bramki.
Przez błąd Szeligi i Trąbki ŁKS mógł stracić gola po rzucie rożnym. Na szczęście napastnik Podbeskidzia trafił w słupek. Im dłużej trwał mecz, tym lepiej grali bielszczanie. Prym wiedli Roman Goku i Bonifacio. Na szczęście na posterunku był Maciej Wolski, który w porę zażegnywał groźne akcje gospodarzy. Im dłużej trwał mecz, tym słabiej grał ŁKS.
Najlepszą okazję do zdobycia gola miał Biliński. Po dograniu Bonifacio, lider klasyfikacji strzelców uderzył przewrotką, lecz na posterunku był Marek Kozioł, który z niemałym wysiłkiem przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Pierwszoligowy supersnajper, na pięć minut przed końcem pierwszej połowy zmarnował kolejną okazję, bo przed oddaniem strzału poślizgnął się.
Ełkaesiacy próbowali podań prostopadłych, ale mieli problemy z komunikacją. Groźny strzał na bramkę Podbeskidzia próbował oddać Wolski, ale znowu górą był Igonen. Wróciły demony łodzian, którzy od początku sezonu mają ogromne problemy z finalizacją akcji ofensywnych. ŁKS w grze utrzymywał Kozioł, który po rzucie wolnym bielszczan kolejny raz zatrzymał Bilińskiego. Niestety, znowu zaspała obrona. Błąd popełnił również Mateusz Bąkowicz, który wpuścił w pole karne łodzian napastnika Podbeskidzia, ale zdołał naprawić swój błąd, odebrał piłkę. Dzięki tej interwencji pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.
Na drugą połowę nie wyszli Maciej Radaszkiewicz i Maksymilian Rozwandowicz. Zamiast nich Pogrzała postawił na młodzieżowca Jana Kuźmę i Corrala.
Ełkaesiacy nadziali się na groźną kontrę. Jeppe Simones dograł do Dawida Polkowskiego, który na szczęście dla łódzkiego zespołu fatalnie przestrzelił. Chwilę później, podobnie jak w meczu z Resovią, Kozioł niepotrzebnie wyszedł z bramki, ale Biliński znowu spudłował. Napastnika Podbeskidzia, naciskał Oskar Koprowski. W dużej mierze to dzięki presji wywieranej przez młodego ełkeasiaka, napastnik bielszczan nie był w stanie zdobyć gola.
Chociaż ŁKS grał słabo, Trąbka doskonale dograł do Wolskiego, który minął obrońców Podbeskidzia i zmarnował okazję sam na sam. Na szczęście pomocnik łodzian chwilę później wykorzystał błąd defensywy bielszczan. Pressing Corrala, sprawił, że bramkarz wybił piłkę pod nogi Trąbki, a ten strzałem z dystansu umieścił ją w bramce.
Ełkaesiacy nie cieszyli się długo z prowadzenia. Zaledwie dwie minuty później Goku dograł do Bilińskiego, który strzałem podcinką wyrównał na 1:1. Trzeba uczciwie przyznać, że akcja bielszczan była efektowna i widać było wypracowane schematy ofensywne.
Przed porażką ŁKS uratował Kozioł. Po kolejnym uderzeniu Bilińskiego piłka wpadła do bramki, ale sędzia sędzia jej nie uznał. Łodzianie mieli sporo szczęścia, bo chociaż napastnik gości dochodził do dogodnych sytuacji, pudłował na potęgę. Po 10 miesiącach przerwy, do gry wrócił Kamil Dankowski, który zmienił Bąkowicza. Szansę dostał również Mateusz Kowalczyk. Kibice, którzy domagali się w składzie Kelechukwu Ebenezera Ibre-Torti nareszcie się doczekali. Ich ulubieniec wszedł na ostatnie dziesięć minut spotkania z Podbeskidziem.
Kowalczyk błysnął niesamowitym przeglądem pola. Minął obrońców i doskonale wyłożył piłkę do Corrala, który w swoim stylu zmarnował świetną sytuację. Chwilę później uderzał głową, po rzucie rożnym i znowu spudłował. Tak wielu sytuacji ŁKS nie stworzył i nie zmarnował od czasów, kiedy drużynę prowadził Wojciech Stawowy. Dzięki świetnej postawie bramkarza łodzianie uratowali punkt, ale z taką grą awans pozostaje w sferze marzeń.
0:1 – Trąbka 60.
1:1 – Biliński 62.
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Igonen – Bonifacio (78. Gutkowski), Wypych, Kowalski-Haberek, Frelek (78.Bieroński), Biliński, Polkowski, Goku (78. Merbaszwili), Scalet, Rodriguez
ŁKS Łódź: Kozioł – Bąkowicz (67. Dankowski), Monsalve, Koprowski, Szeliga – Rozwandowicz (46. Kuźma), Dominguez (73. Kowalczyk), Trąbka – Pirulo, Wolski (80. Kelechukwu), Radaszkiewicz (46. Corral).
Żółte kartki : Bieroński, Scalet, Goku – Trąbka, Rozwandowicz