Jarosław Bieniuk był piłkarzem Widzewa w latach 2009-2012. Był nawet kapitanem zespołu. W Łodzi mieszkał z rodziną na Julianowie, tutaj urodził się jego syn. Ma więc duży sentyment do Widzewa i miasta, chociaż numerem jeden oczywiście są dla niego Lechia i Gdańsk. Teraz te dwie drużyny zagrają ze sobą w PKO Ekstraklasie – mecz w niedzielę.
TYLKO w ŁS. Artur Wichniarek: „Tak śmiała i odważna gra Widzewa jest dla mnie mega szokiem”
W wywiadzie, jakiego udzielił „PS” Bieniuk, który kilka lat temu zakończył karierę, zapytany został o wspomnienia, jakie wywołuje w nim Widzew.
– Bardzo pozytywne. Przede wszystkim był to okres po długim pobycie w Amice Wronki i kilku innych klubach. Jednak trafiając do Widzewa, zobaczyłem, że jest to klub, który ma za sobą olbrzymie sukcesy i zaplecze kibicowskie. Pierwszy raz się spotkałem z czymś takim, że klub ma fanów z trzech pokoleń. Pierwsze wychowało się na meczach Józefa Młynarczyka i Zbigniewa Bońka, gdzie klub świętował największe sukcesy. Moi znajomi, poznani w Łodzi opowiadali, że w tamtych czasach pan, który jeździł na taksówce, wydawał ostatnie pieniądze na bilety. Inny pan oddawał część renty, żeby pomagać klubowi. Druga grupa zaczęła kibicować Widzewowi w latach 90. Nazywam ich ekipą Marka Citki, bo nie da się ukryć, że panowała wówczas „Citkomania”. To są ludzie w moim wieku, którzy cały czas interesują się losami Widzewa. Niesamowita energia płynie z trybun. To kibice pomogli wygrzebać się drużynie z niższych lig i awansować do Ekstraklasy. Zawsze mam w pamięci duże wsparcie i energię, jaką dają fani Widzewa – powiedział.
Bieniuk odniósł się też o frekwencji na stadionie łódzkiego klubu. – Tak, jest to niewątpliwie fenomen i trzeba to Widzewowi oddać – stwierdził.
Ocenił też start drużyny trenera Janusza Niedźwiedzia w tym sezonie. – Powiedziałbym, że to beniaminek w starym stylu, odkąd pamiętam zawsze jedna z drużyn, która wywalczyła awans, zaliczała dobry start w elicie. Pomimo porażki w Szczecinie, Widzew zaprezentował się korzystnie, szkoda, że nie wykorzystał swoich sytuacji. Pogoń wygrała, bo miała więcej indywidualności niż drużyna Jagiellonii, dlatego udało jej się odwrócić losy meczu. W Białymstoku Widzew był pewniejszy w grze defensywnej, jednak w Szczecinie popełnił kilka prostych błędów. Do tego to trafienie Bartka Pawłowskiego najwyższej klasy – powiedział.