Po ostatnim gwizdku w meczu ŁKS z Koroną Kielce w Łodzi było słychać wielki huk. To kamienie, które spadły z serc kibiców, walczącej o awans do ekstraklasy drużyny.
Zrehabilitował się za poprzedni mecz. Dzięki jego trzem interwencjom ŁKS nie stracił w pierwszej połowie bramki. Malarz stanął na wysokości zadania i pomógł drużynie odnieść zwycięstwo.
Walczył na skrzydle ze świetnie dysponowanym Podgórskim i dał radę. Nieprzydatny w ofensywie
Nie zawalił bramki, ale był tego blisko kilka razy. W drugiej połowie razem z całym zespołem odżył i był pewnym punktem defensywy. Trochę komicznie interweniował przy straconym golu, ale było to trafienie przypadkowe, więc nie można go winić.
Pewniejszy od Dąbrowskiego. Starał się wyprowadzać piłkę do przodu. W drugiej połowie, przy korzystnym wyniku dla ŁKS, cofnął się i stopował akcje rywala.
Po fatalnej pierwszej połowie, kiedy jego błędy mogły kosztować ŁKS utratę dwóch bramek, na drugą wszedł jako inny piłkarz. Najpierw popisał się precyzyjnym strzałem z ostrego kąta, potem wywalczył rzut karny. Dzięki niemu ŁKS wygrał
Mógł wylecieć z boiska w pierwszej połowie, ale sędzia był dla niego łaskawy. Oprócz kilku strat i żółtej kartki za dużo nie pokazał.
Za wolny, za słaby fizycznie, przeciętny. Zdarza mu się błysnąć jakimś ciekawym podaniem, ale to tyle. Dwa razy mógł dojść do sytuacji, po której ŁKS zdobyłby trzeciego gola, ale mu się nie udało.
Zagrał tylko w pierwszej połowie i niewiele pokazał. Nie był gorszy od Rygaarda, ale to jego trener postanowił zmienić w przerwie
Mógł otworzyć wynik meczu, ale oddał koszmarny strzał lewą nogą. Oprócz tego niewidoczny.
Starał się jak mógł, ale gola nie zdobył. W kreowaniu sytuacji nie był zbyt przydatny.
Hiszpan jak zwykle starał się być liderem zespołu, ale nie dał rady samemu wziąć odpowiedzialność za grę ofensywną ŁKS. Kiedy na boisko wszedł Dominguez zaczął grać dużo lepiej.
Wszedł na boisko i zrobił co do niego należy. Zdobył bramkę z karnego i prowadził grę ofensywną zespołu. Jeżeli trener wyciąga wnioski z kolejnych spotkań, nie powinien dłużej trzymać go na ławce.
Dyskretny występ. Mógł lepiej zachować się przy straconej bramce, ale nie można go za nią winić. Trener ŁKS ma spory problem, bo obaj defensywni pomocnicy nie są ostatnio w wybitnej formie.
Wszedł na boisko i spisywał się zdecydowanie lepiej od Janczukowicza, kolejny kandydat do pierwszego składu, przy słabej dyspozycji podstawowego piłkarza.
Wszedł za Ricardinho i koncertowo zmarnował stuprocentową sytuację. Trzech piłkarzy ŁKS atakowało bramkę Korony, przed sobą mieli dwóch obrońców, a przez nieudolność Rygaarda i Sekulskiego udało im się wywalczyć tylko rzut rożny.
Wszedł za Pirulo, żeby pomóc Nawotce ze świetnie grającym na prawej stronie boiska Jackiem Podgórskim. Wywiązał się ze swoich zadań, a gdyby lepiej uderzył zdobyłby bramkę.