ŁKS po spotkaniu pełnym emocji zremisował 2:2 w 20. kolejce 1. ligi z Górnikiem Łęczna. Jak zaprezentowali się ełkaesiacy?
Na pewno więcej Bobek mógł zrobić przy bramce wyrównującej dla przeciwnika. Oczywiście nie był to łatwy strzał, ale bramkarz w takiej sytuacji powinien choćby spróbować obronić uderzenie, a golkiper ŁKS-u stał jak zamurowany. Do tego znowu, delikatnie mówiąc, na wysokim poziomie nie stała jego gra nogami.
Nie zagrał wybitnie, ale też niczego szczególnie nie zepsuł. Niestety dla ŁKS-u znowu jego współpraca z grającym po jego stronie Antonim Młynarczykiem tak naprawdę nie istniała.
Bardzo podobnie jak w przypadku Głowackiego.
Wydawało się, że Rudol wniesie więcej spokoju oraz pewności do obrony ŁKS-u, a zagrał na podobnym poziomie, co Levent Guelen, który przesiedział spotkanie na ławce rezerwowych. Nie popisał się zwłaszcza wyprowadzeniem piłki spod własnej bramki – w jednej z sytuacji zagrał prosto pod nogi przeciwnika, czym niepotrzebnie stworzył zagrożenie przed polem karnym ŁKS-u.
Jesienią często Dankowski był krytykowany za masę niecelnych dośrodkowań posyłanych w pole karne przeciwnika, które zazwyczaj były niecelne i po prostu słabe. W spotkaniu z łęcznianami było jednak inaczej. Wrzutka były obrońcy Śląska Wrocław w kierunku Marko Mrvaljevicia była idealna, co pozwoliło ŁKS-owi doprowadzić do wyrównania. Co więcej, Dankowski zaliczył sporo udanych wślizgów i w ten sposób odebrał wiele piłek rywalom.
To był pierwszy mecz dla pomocnika w roli kapitana ŁKS-u (jesienią, gdy miał opaskę kapitańską na ramieniu, to zastępował w tej roli Pirulo) i zawodnik ewidentnie nie poradził sobie z presją, która jest związana z noszeniem opaski kapitańskiej. Oczywiście, dziwnie takie słowa brzmią w kontekście kogoś, kto ma ponad 200 spotkań na poziomie ekstraklasy, ale to chyba jedyne logiczne wytłumaczenie tak słabego występu Kupczaka. 32-latek przegrał pojedynek główkowy z Damianem Warchołem przy pierwszym golu dla Górnika, a do tego był strasznie chaotyczny. Nie bez powodu został zmieniony już po godzinie gry.
Japończyk zaliczył udane wejście do zespołu. Naciskał na rywali, zbierał bezpańskie piłki i pomagał Mokrzyckiemu w zarządzaniu przebiegiem zdarzeń w środkowej strefie boiska.
Po raz kolejny Mokrzycki był płucami ŁKS-u. Zawodnik nie odpowiadał jednak wyłącznie za rozbijanie ataków przeciwnika, ale też chętnie brał udział w tworzeniu sytuacji dla kolegów z drużyny. Kilka razy mógł to robić z większą precyzją, ale i tak powinien mieć co najmniej jedną asystę na swoim koncie, którą swoją skutecznością odebrał mu Arasa.
Mimo że Młynarczyk ma dopiero 19 lat, to przy akcji bramkowej zachował się jak 30-latek. Nie spanikował przed szesnastką przeciwnika, tylko płaskim, ale precyzyjnym i silnym strzałem pokonał golkipera rywala. Potem nie był aż widoczny, ale często brakowało mu wsparcia od partnerów, przez co musiał sam walczyć z kilkoma przeciwnika na lewej stronie boiska.
Od takich piłkarzy jak Arasa wymagamy zdecydowanie więcej. Nie były to jakieś katastrofalne zawody w wykonaniu Hiszpana, natomiast stać go na zdecydowanie więcej. Często Arasa miał problemy z przyjęciem piłki i z grą tyłem do bramki przeciwnika. Przyczyną takiego obrotu spraw mogło być to, że Hiszpan do 60. minuty grał jako jedyny środkowy napastnik, a jest to gracz, który najlepiej czuje się, gdy gra na skrzydle.
Jego noty nie podniosła również moment, kiedy zmarnował kapitalną okazję w polu karnym przeciwnika, po tym jak piłkę dograł do niego Mokrzycki. Arasa powinien zamienić tę sytuację na gola.
Jednego młodemu skrzydłowemu nie możemy zabrać – woli walki i zadziorności. Trener ŁKS-u podkreślał przed meczem, że zależy mu na tym, żeby cechy wolicjonalne były widoczne u jego zawodników i tak zdecydowanie było w przypadku Sitka. To także jego agresywny doskok przeciwnika doprowadził do bramki Młynarczyka.
Jeśli chodzi o finalizację akcji, to było różnie i czasami Sitek miał problemy z zachowaniem zimnej głowy. Natomiast na pewno nie możemy powiedzieć, że przerósł go ciężar tego starcia.
Zastąpił na murawie bardziej doświadczonego Kupczaka i zaprezentował się od niego o wiele lepiej. Nie był to jakiś wybitny występ Wysokińskiego, ale 23-latek był aktywny i jak zwykle nie bał się brać ciężaru gry na siebie.
Czarnogórzec zaliczył wymarzony debiut dla napastnika. Pojawił się na boisku w drugiej połowie i strzelił gola, który dał ŁKS-owi remis, pokazując, że potrafi odnaleźć się w polu karnym przeciwnika.
Dość anonimowy debiut Szweda. Wyróżnił się przede wszystkim bardzo dobrą sytuacją z końcówki spotkania, gdy strzałem głową trafił prosto w ręce bramkarza przeciwnika. Poza tym był waleczny.