W maju kapitan Widzewa doznał bardzo poważnej kontuzji. Na jego powrót trzeba niestety jeszcze poczekać.
“Pomocnik Widzewa Łódź podczas środowego treningu doznał zerwania więzadła krzyżowego ACL. W przyszłym tygodniu Bartłomiej Pawłowski przejdzie operację, po której rozpocznie rehabilitację. Na podstawie pierwszych diagnoz oceniono, że przerwa od gry potrwa od sześciu do ośmiu miesięcy” – poinformował Widzew 9 maja 2024 roku.
Jak łatwo policzyć, osiem miesięcy już minęło, a Pawłowski nie jest jeszcze gotowy do powrotu. Za nim operacja, rehabilitacja i powolne wejście w trening. W rozmowie z portalem Meczyki.pl 32-latek dużo mówił o kontuzji, także o wyjeździe z zespołem na obóz do Turcji.
CZYTAJ TEŻ: Brak wzmocnień, kontuzje i jeszcze te dramy, czyli zima w Widzewie
– Mieliśmy tu do dyspozycji trawiaste boiska, więc mogłem w końcu zrobić postęp. Na sztucznych murawach mogłem tylko biegać, aby nie wchodzić w stresowe sytuacji, nie zrobić sobie krzywdy. A na obozie mogłem już trochę pograć w piłkę. W jego drugiej części potrenować z zespołem, chociaż jeszcze bez wchodzenia w kontakt. Po powrocie znów będzie problem, bo w Łodzi nie ma odpowiednich warunków, a to wydłuży proces powrotu – stwierdził Pawłowski.
Przed startem przygotowań do wiosny trener Daniel Myśliwiec pytany o Pawłowskiego i jego powrót do gry stwierdził, że ten zagra w meczu z Lechem Poznań (31 stycznia) tylko wtedy, jeśli wystąpi w którymś ze sparingów. Tak się nie stało, a teraz wiadomo, że kapitanowi brakuje jeszcze kilku tygodni.
– Zacząłem kopać piłkę, podcinać ją na dalszą odległość, czy strzelać lekko na bramkę. Jestem też w interwale biegowym, więc to w zasadzie już końcówka. Gdybym miał w Polsce lepsze warunki, to pewnie po powrocie z obozu byłbym w stanie wejść w pełny trening po tygodniu, a może po dwóch. A tak, to może się delikatnie wydłużyć – powiedział portalowi widzewiak.