Wiele razy słyszałem pytanie, dlaczego mecze Widzewa z Legią są inne niż wszystkie inne, ważniejsze, wywołujące większe emocje? Moim zdanie dlatego, że od dawna wokół nich było mnóstwo kontrowersji, konfliktów, a nawet afer.
Zanim zostałem dziennikarzem, emocjonowałem się, tak jak cała sportowa Polska, transferem Dariusza Dziekanowskiego, za którego Widzew zdecydował się zapłacić 21 mln zł. W 1983 roku była to suma gigantyczna, choć Ludwik Sobolewski twierdził później, że nie był to rekord ligi. Ale prezes-wizjoner zdecydował się ujawnić kwotę, wywołując skandal, bo był to czas stanu wojennego, ogromnego kryzysu, kartek na wszystko, itp. Widzew ubiegł Legię, która po dwóch latach dopięła swego, wykupując Dziekanowskiego, który w wywiadzie dla “Sportowca” powiedział, że wjeżdżając do stolicy otwiera okna, by odetchnąć czystym powietrzem. Zaatakował też kolegów z łódzkiej drużyny, w tym jej największą gwiazdę – Włodzimierza Smolarka.
KAPITAN WIDZEWA: TO BĘDZIE WIELKIE ŚWIĘTO
Ludwik Sobolewski potrafił jednak robić interesy. Kilka lat później słyszałem od niego, że Legia zapłaciła za Dziekanowskiego fortunę, dorzucając dwóch bardzo dobrych zawodników: Kazimierza Putka i Wiesława Ciska. Nawet uwzględniając wielką inflację, Widzew na Dziekanowskim nie stracił.
Ale nieprzyjemny zapach pozostał, tym bardziej, że w międzyczasie wybuchła afera z Jerzym Wijasem. W 1983 roku Widzew kupił go z GKS-u Katowice za 15 mln zł, uprzedzając Legię. A że górnicy do wojska wtedy nie szli, wydawało się, że reprezentacyjny pomocnik będzie wzmocnieniem na lata. Ale wojsko, a przecież Legia to był wówczas Centralny
Wojskowy Klub Sportowy, nie dała za wygraną. Wijas został powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej, za karę trafił do normalnej jednostki, i praktycznie skończył dużą karierę. Ktoś się jeszcze dziwi, że Legia nie była lubiana w Łodzi?
Na początku lat 90. była słynna afera z Romanem Zubem, złapanym na dopingu po meczu z Widzewem. Nieoficjalnie mówiło się wówczas, że Ukrainiec został kozłem ofiarnym, bo niedozwolone wspomaganie stosowali jego koledzy. Łodzianie powinni dostać walkower, ale sprawę tak zagmatwano, że wynik – 2:0 dla Legii – został utrzymany.
Później był 1996 rok i wygrana Widzewa w Warszawie 2:1. O ile piłkarze Legii pokazali klasę, doceniając siłę przeciwnika, to jego sympatycy nie mogli pogodzić się z tym, że ćwierćfinalista Ligi Mistrzów znalazł pogromcę w polskiej lidze. Pojawiła się wówczas teoria, że Widzew mecz kupił. Widzew, który przed spotkaniem na Łazienkowskiej, nie płacił piłkarzom od dwóch miesięcy, a właściciele się kłócili i nawet siedzieli osobno na trybunach.
Rok później było podobnie, bo fanom Legii nie mieściło się w głowach, że można prowadzić 2:0 i w ostatnich pięciu minutach stracić trzy gole. Tutaj głównym winowajcą został sędzia Andrzej Czyżniewski, który – według spiskowej teorii – doznał kontuzji, by dać odpocząć widzewiakom. A że odpoczęli też legioniści? Jak się teoria nie zgadza z faktami, gorzej dla faktów…
Wrócę jeszcze do sezonu 1995/1996, który Widzew zakończył bez porażki. Kalendarz był tak ułożony, że łodzianie zawsze grali z rywalem po Legii. W końcówce rozgrywek, kiedy każda strata punktów mogła zdecydować o tytule, działy się cuda. Od widzewiaków słyszałem wtedy, że przed meczami przeciwnicy kilka razy proponowali, że za sporą sumę – równą premii obiecanej przez Legię za odebranie punktów Widzewowi – nie będą się zbytnio angażować. Kibice pamiętający tamte czasy, zapewne przypomną sobie drużyny walczące przy al. Piłsudskiego jak o życie, mimo że nic im już nie groziło – ani puchary, ani spadek.
Do historii rywalizacji Widzewa z Legią przeszedł mecz z 20 maja 1998 roku, ten, w którym kapitalnym strzałem, dającym wygraną 1:0, popisał się Piotr Szarpak. Widzewiacy nie mieli już szans na tytuł, bo tracili do ŁKS-u 10 punktów, legioniści byli wiceliderami. Przed rozpoczęciem jeden z łódzkich zawodników opowiedział mi, że dostali propozycję przegrania za ogromną sumę. Rozmowę pamiętam dokładnie:
Ja: – I co? zagracie normalnie?
Piłkarz: – Mamy odpuścić Legii? Nigdy!
Ja: – Jaka była reakcja piłkarza X (znane nazwisko z Legii)?
ReklamaPiłkarz: – Powiedział, że jak nie weźmiemy, weźmie sędzia…
Przypomnę: w 29. min Arkadiusz Onyszko zobaczył czerwoną kartkę za problematyczny faul, a Legia dostała rzut karny. Dariusz Czykier nie trafił w bramkę, a po przerwie Szarpak trafił w “okienko”. Po tym spotkaniu sędzia zniknął na długo z I ligi, choć to były czasy Fryzjera… “Uraz” do Widzewa mu pozostał, bo kilka lat później, po kolejnym skandalu w jego meczach, musiał zakończyć karierę.
To tylko kilka przykładów pokazujących, że rywalizacja Widzewa z Legią jest nieporównywalna do innych spotkań. Tak jest w Łodzi i Warszawie. Tutaj ważniejsze od umiejętności są emocje, których – niezależnie od czasów – jest więcej niż w meczach z innymi rywalami.