Ponownie dostałem propozycję pisania o sporcie. O sporcie, w moim przypadku, to znaczy raczej: o piłce nożnej, a często: o Widzewie.
A ja mam nieodparte poczucie, że na przykład o meczu nie należy pisać, nie warto próbować go streścić słowami. Bo i po co? Jak mierzyć się słowem z wirtuozerią prowadzenia piłki przyklejonej do stopy Messiego? Jak oddać zdaniem szybkość Mbappe, gdzie czasem nie można mrugnąć powieką, by nie stracić większej części akcji? Jak zbitką sylab zachwycić się wysokością skoku dosiężnego Ronaldo, który zaprzecza prawom fizyki i grawitacji?
No jak?
No, powiedzmy, że w polskim przypadku naszej piłki ligowej będzie trochę łatwiej, zważywszy na poziom sportowy, ale i tak pozostaje to beznadziejnym wyzwaniem.
Każdy z nas kibiców inaczej patrzy na mecz, ma inne oczekiwania, filtruje go przez nie, świadomie lub nie. Ktoś wpatruje się w boisko tylko w oczekiwaniu na zwycięstwo, jedynie wynik i trzy punkty są ważne. Inny chce widzieć porywający styl gry, płynne akcje, grad wspaniałych goli. Niektórym do zadowolenia wystarczy determinacja piłkarzy i walka do ostatniego gwizdka, szukają walki, zaciętości.
Każdy z nas oczekuje czego innego, ale też każdy z nas inaczej reaguje, gdy jego oczekiwania nie zostają spełnione. Wiemy jak, kiedy i na kogo się wkurzamy, gdy kochana drużyna dostaje „w mordę”. Jak wyładowujemy frustracje, które niestety też są nierozłącznie związane z piłka nożną.
I tu doszliśmy do punktu, w którym wyjaśni się, czemu służył ten przydługi wstęp. Otóż w związku z tym, że oczekujemy czego innego i reagujemy inaczej, postanowiłem pisać o piłce po swojemu, nie kierując się niczyimi oczekiwaniami ani wymaganiami. Będzie to spojrzenie na sport „skrzywione” moją literacką wizją nie tylko boiska, ale też szatni, autokaru, studia tv, wszystkich tych przestrzeni związanych z życiem sportowca, a opisanych słowami byłego piłkarza.
Jeśli oczekujecie kategorycznych ocen, moralizatorskiego wskazywania palcem co dobre, a co złe i co jest, a co powinno być, zawiedziecie się. Jeszcze jako piłkarza interesowały mnie przyczyny. Dlaczego coś jest takie a nie inne? Co sprawiło, że odbyło się to tak a nie inaczej. Zawsze analizowałem, szukałem, zagłębiałem się pod powierzchnię, by odkrywać zaskakujące czasem informacje i mechanizmy a czasem zostając z niewiedzą i pytaniem. I tu będzie podobnie, bez jednoznaczności, ale jeśli macie chęć i otwarty umysł, zapraszam na wycieczkę może nie Alicji w Krainie Czarów ani Tomka w krainie kangurów… ale blisko.
Jako że kilka lat temu zdążyłem już popełnić kilka felietonów dotyczących piłki nożnej i traktuję je z nostalgicznym rozrzewnieniem, postanowiłem spróbować ochronić je od zapomnienia i przedstawić ponownie.
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.