Lista jest długa: Samuel Corral, Rafał Kujawa, Łukasz Sekulski, Stipe Jurić…. – od rozpoczęcia pierwszej kadencji Kazimierza Moskala i przejścia na system 4-3-3 ŁKS nie potrafi znaleźć napastnika, który byłby liderem zespołu, a transfery wielu spośród nich okazywały się wielkimi rozczarowaniami (2 bramki w 20 meczach Juricia, nieskuteczność i kruche zdrowie Corrala…). Ostatnim graczem pierwszej linii, który potrafił zdobyć dla ŁKS-u dwucyfrową liczbę bramek w jednym sezonie pozostaje wciąż… Jewhen Radionow z dwunastoma trafieniami w kampanii, w której ŁKS awansował do pierwszej ligi. I to on jest też ostatnim napastnikiem, który przy al. Unii błyszczał, seryjnie zdobywał gole, ciągnął za sobą zespół, brał odpowiedzialność za grę w trudnych momentach.
Niestety w trwającym sezonie na naszych oczach rozgrywa się kolejny odcinek tej dręczącej kibiców ŁKS-u telenoweli (telenoweli, dodajmy, bardzo paradoksalnej, bo pomimo niemocy snajperów ŁKS jest w czołówce ligi, jeśli chodzi o liczbę zdobytych bramek – 13 w 9 meczach). W letnim okienku transferowym iskierkę nadziei na zmianę sytuacji mógł dawać transfer Nelsona Balongo. Piłkarskie CV 23-latka z 24 występami w belgijskiej Jupiler Pro League na koncie zdawało się świadczyć o tym, że ma on papiery na granie na poziomie Fortuna 1 Ligi. Na razie Balongo jednak zawodzi. Nie bronią go liczby (spędził już na polskich boiskach łącznie ponad 10 godzin, a nie zdołał zanotować choćby jednej bramki czy asysty), a do tego obciążają go pomyłki w świetnych sytuacjach strzeleckich i niewielki udział w grze ofensywnej zespołu.
Kibicom ŁKS-u nie pozostaje nic jak tylko liczyć na to, że problemy Balongo wynikają z trudów aklimatyzacji w Polsce, która wcześniej hamowała grę Daniego Ramireza czy Antonio Domingueza. Szkopuł tkwi w tym, że Belga nieszczególnie jest kim zastąpić. Pomimo jego przeciętnych występów trener Moskal daje mu więc kolejne minuty w nadziei, że wychowanek Standardu Liége znajdzie wreszcie drogę do bramki. Głównym zmiennikiem Balongo jest Piotr Janczukowicz, którego nawet przy najlepszej woli trudno nazwać maszyną do strzelania goli (w poprzednim sezonie 3 trafienia w 18 meczach).
W odwodzie pozostaje jeszcze Maciej Radaszkiewicz, który w tym sezonie ma już na swoim koncie 3 gole zdobyte w rozgrywkach III ligi. Trener Moskal nie ma jednak do Radaszkiewicza tyle zaufania, co jego trenerscy poprzednicy – pomimo problemów ze znalezieniem skutecznego snajpera sięgnął po byłego gracza Lechii Tomaszów Mazowiecki tylko raz: w końcówce meczu pierwszej kolejki z GKS-em Katowice. Później znany z zaciętości i nieustępliwości napastnik grał już tylko w rezerwach. Wielkim znakiem zapytania pozostaje z kolei dyspozycja Stipe Juricia – długo jego sytuacja była niejasna, wydawało się, że opuści klub, ale ostatecznie obie strony doszły do wniosku, że kontynuowanie współpracy jest im na rękę i Chorwat pozostał w Łodzi. Na razie Jurić odrabia zaległości treningowe i szuka z powrotem rytmu meczowego – do tej pory zagrał jedynie w niepełnym wymiarze w dwóch meczach ŁKS II i nic nie wskazuje na to, by miał dostać w najbliższym czasie okazję udowodnienia kibicom ŁKS-u, że jego transfer nie był pomyłką.
Gdzie szukać przyczyn tak długotrwałych problemów kolejnych napastników ŁKS-u? Na pewno nie pomagały im ustawienie i styl gry kolejnych trenerów – w przeważającej większości meczów dośrodkowań w pole karne było niewiele, a większość akcji koncentrowała się w środku pola. Wymuszało to inne nastawienie napastników: nie mogli ograniczać się jedynie do wyczekiwania na asysty kolegów, musieli cofać się i angażować w grę ofensywną zespołu, a nie każdy z zawodników występujących na tej pozycji miał predyspozycje do takiej gry. Najłatwiej byłoby stwierdzić, że do ŁKS-u trafiali po prostu nieodpowiedni zawodnicy. Ale czy tworzenie prostej zależności “nie strzela = nie nadaje się” jest racjonalne? Przypadek Łukasza Sekulskiego pokazał, że niekoniecznie. W Łodzi wielokrotnie zawodził, marnował świetne sytuacje i nie mógł pokazać pełni swojego potencjału. Po transferze do Wisły Płock odbudował się jednak i został najlepszym strzelcem drużyny, zdobywając 13 bramek w 29 meczach.
-Tu nie ma żadnej magicznej metody, nie ma tak, że damy im coś do wypicia i z dnia na dzień będzie dobrze. Pracujemy ciężko na treningach i myślę, że prędzej czy później przełamanie przyjdzie.
Kazimierz Moskal o słabej formie napastników ŁKS-u
Zdaniem trenera Moskala jedyną metodą na przełamanie napastników jest ciężka praca na treningach. Trener ŁKS-u mówi wprost: do rozwiązania problemu nie ma drogi na skróty. -Tu nie ma żadnej magicznej metody, nie ma tak, że damy im coś do wypicia i z dnia na dzień będzie dobrze – żartował na konferencji prasowej po meczu ŁKS-Górnik Łęczna. –Czekamy na ich przełamanie, oni też pewnie czekają. Dla nich to też jest niewygodna sytuacja, odczuwają przecież tę presję, aby zacząć strzelać. Pracujemy ciężko na treningach i myślę, że prędzej czy później to odblokowanie przyjdzie. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby stało się to już teraz, ale najważniejsze jest to, że w drużynie są inni zawodnicy, którzy w najważniejszych momentach biorą na siebie odpowiedzialność za zdobywanie goli – podkreślił.
ŁKS ŁódźMaciej RadaszkiewiczNelson BalongoPiotr JanczukowiczStipe Jurić