Czy Jakub Letniowski to remedium na problemy ŁKS-u?
Mimo porażki z Legią, to w Łodzi nastroje przed meczem z Ruchem były całkiem niezłe. Niestety, ŁKS przegrał w Gliwicach (tam aktualnie grają chorzowianie) 0:2. Po tym spotkaniu jest sporo bolączek, ale są też niewielkie plusy.
Planem Ruchu na to spotkanie było szybkie strzelanie gola. Trener Skrobacz rozczytał ŁKS i wiedział, że jeśli uda się szybko zdobyć bramkę, to reszta meczu powinna pójść już z górki. Nie pomylił się. Gole Michalskiego i Swędrowskiego z: 14. i 75. minuty pozwoliły gospodarzom cieszyć się z trzech punktów, po raz pierwszy od powrotu do piłkarskiej elity.
Czytaj także: Początek europejskiej przygody piłkarza ŁKS-u.
Cieszy forma Daniego Ramireza. Hiszpan po trzech latach wrócił do drużyny dwukrotnych mistrzów Polski i od początku zaczął pokazywać to, za co został w Łodzi pokochany. Mowa o: przeglądzie pola, umiejętności przewidywania tego, co za chwilę się wydarzy na boisku i niesamowitej technice. 31-latek zaliczył w tym spotkaniu prawie 90 proc. celnych podań, wykonał trzy kluczowe podania i wygrał trzy próby dryblingu. Starał się jak mógł, ale w swoich ofensywnych próbach był osamotniony. Mógł mieć nawet asystę, ale Bartosz Szeliga zbyt szybko wbiegł w pole karne i sędzia nie uznał gola, bo według niego ełkaesiak był na spalonym. Środowisko powiązane z ŁKS-em bało się, że Ramirez nie wróci do dyspozycji sprzed kilka lat. Szybko rozwiał te obawy i w obu meczach zaprezentował się co najmniej solidnie.
Do plusów należy zaliczyć też występ Jakuba Letniowskiego i Aleksandra Bobka. Letniowski wszedł w drugiej połowie i wniósł trochę ożywienia do środka pola. Zgłasza akces, by występować w podstawowym składzie w kolejnych meczach, jako zawodnik asekurujący Ramireza. Moim zdaniem powinien zastąpić Engjella Hotiego, który z Ruchem wypadł bardzo słabo.
No i jest jeszcze wcześniej wspomniany 19-letni bramkarz, ale o nim już chyba wszystko zostało powiedziane. Ani trochę nie zdziwiłbym się, gdyby został nominowany do nagrody bramkarza sezonu, a później wyjechał podbijać Europę. Trochę do życzenia pozostawia gra nogami, ale i tak jest najpewniejszym punktem formacji defensywnej zespołu prowadzonego przez Kazimierza Moskala.
Po raz kolejny zawiodła obrona, a w szczególności duet stoperów, czyli Adam Marciniak i Nacho Monsalve. Nie popisali się oni szczególnie przy pierwszej bramce dla Ruchu. Hiszpan zbyt łatwo wpuścił w pole karne Daniela Szczepana, a kapitan zespołu zamiast jakkolwiek zareagować, przyglądał się jak Kacper Michalski pakuje piłkę do bramki. Przy drugim golu znów zawiódł Hiszpan, który zamiast wyczekać do końca, zrobił bardzo widoczny ruch i ułatwił sytuację Szczepanowi. Napastnik miał idealną okazję do wystawienia futbolówki Swędrowskiemu. Do duetu Marciniak – Nacho mógłbym jeszcze dopisać Grzegorza Glapkę. Warto jednak zaznaczyć, że zawodnik urodzony w Chorzowie zagrał na nienaturalnej dla siebie pozycji. W samej pierwszej lidze rozegrał tylko 15 minut, a na dodatek zazwyczaj gra wyżej. Nie ma się co dziwić, że grając na prawej obronie wypadł słabo. To nie on powinien brać na siebie odpowiedzialność w takich meczach.
Dobrze nie wyglądała też ofensywa. Maciej Śliwa wszedł już w pierwszej połowie, z powodu urazu Kaya Tejana. Mimo to poza jedną akcją, gdzie piłka po jego strzale o centymetry minęła słupek, nie zaprezentował się dobrze. Często zwalniał grę, rzadko wychodził na pozycję. Piotr Janczukowicz próbował, szarpał, ale po prostu nie dostawał podań. Trudno było zrobić coś więcej.
Złą zmianę zaliczył Mieszko Lorenc, który przy drugiej bramce dla Ruchu truchtał, zamiast próbować naprawić błędy kolegów. Najsłabiej ze środka pola zagrał Engjell Hoti. Albańczyk robił wszystko w spowolnionym tempie. Często musiał uciekać się do faulu, żeby zatrzymać akcję rywala. Jestem mocno rozczarowany formą 26-latka. Spodziewałem się czegoś lepszego. Miejmy nadzieję, że Engjell w następnych meczach zagra lepiej i, że w ŁKS-ie będą mieli jeszcze z niego pociechę.
Autorem tekstu jest Adam Kowalewicz.