ŁKS po raz kolejny zagrał bardzo słabo i zawiódł swoich najbardziej oddanych fanów, którzy – mimo rozczarowujących wyników we wcześniejszych meczach – pojawili się na stadionie Króla, by wspierać swój ukochany zespół. GKS Tychy zupełnie obnażył ełkaesiaków i zasłużenie wygrał w Łodzi 3:1.
Golkiper ŁKS-u popełnił duży błąd przy drugim golu dla tyszan, gdy nie wyszedł odpowiednio wysoko z własnej bramki, czym umożliwił rywalom zdobycie bramki po rzucie rożnym. Poza tym Bobek miał również problem z tym, co sprawia mu kłopoty już od dłuższego czasu, czyli z grą nogami. Dużo niecelnych podań, rzadko kiedy w ogóle piłki zagrywane przez Bobka trafiały do partnerów z zespołu.
W obronie niepewny, w ataku niewiele dający. Najlepiej jego występ podsumowała sytuacja z drugiej minuty, gdy dośrodkowanie posłane przez Głowackiego… o dobre kilka metrów przeleciało nad bramką rywala.
To był jak na razie najgorszy występ Fałowskiego w pierwszej drużynie ŁKS-u. O ile w poprzednich spotkaniach stanowił nieliczne grono ełkaesiaków, do których nie mogliśmy mieć większych pretensji, o tyle przeciwko GKS-owi zaprezentował się znacznie gorzej – zbyt łatwo dał się minąć przy trzecim trafieniu dla tyszan i generalnie nie grał z taką pewnością jak w poprzednich meczach. Jednocześnie warto pamiętać o tym, że to nadal gracz dopiero 18-letni, który powinien dopiero nabierać doświadczenia, a nie brać na siebie całą odpowiedzialność i zarządzać grą drużyny.
Gdy trafiał do ŁKS-u, to niemal wszyscy fani byli przekonani, że nareszcie będzie to lider defensywy łodzian z krwi i kości. Jak się jednak okazało – nic bardziej mylnego. Po raz kolejny Rudol nie wyglądał na piłkarza, którzy w przeszłości rozegrał 140 meczów na poziomie ekstraklasy. Jedyny jego dobry moment miał miejsca na początku drugiej połowy, gdy to po jego indywidualnej akcji ŁKS mógł strzelić gola.
To obrońca, który – paradoksalnie – nigdy nie wyróżniał się tym, jak broni, ale zawsze słynął z tego, że grał ofensywnie i regularnie podłączał się do ataków swojej drużyny. W tym spotkaniu nawet tego nie było.
Co prawda rozpoczynał to spotkanie z opaską kapitańską na ramieniu, ale grał na tyle źle, że trener Ariel Galeano był zmuszony ściągnąć go z boiska po upływie pierwszych 45. minut. Nie bez powodu, bowiem Kupczak znowu grał bardzo ospale, statycznie i nie potrafił posłać choćby jednego nieszablonowego podania z głębi pola. Tak doświadczony zawodnik powinien radzić sobie zdecydowanie lepiej, nawet biorąc pod uwagę słabą postawę całego zespołu.
Czy to najgorszy występ tego pomocnika od momentu trafienia do ŁKS-u? Wiele na to wskazuje. Nie dość, że przy trzecim golu dla GKS-u podał prosto pod nogi przeciwnika, który zdobył bramkę, to jeszcze wszystkie jego zagrania były bardzo czytelne i łatwe do zablokowania dla rywali. Jeszcze do niedawna słynął z ponadprzeciętnej energii do biegania, a już po kilkunastu minutach tego spotkania wyglądał na totalnie wyczerpanego.
W drugiej połowie kilkukrotnie przyśpieszył akcje ŁKS-u grą na jeden kontakt i to by było na tyle. Występ do zapomnienia.
Austriak był tego dnia jedynym piłkarzem ŁKS-u, który zagrał na przyzwoitym, akceptowalnym poziomie. Nie dość, że strzelił gola, na którego zasługiwał najbardziej spośród wszystkich ełkaesiaków, to po prostu był aktywny, odważny i trudny do powstrzymania. Szkoda, że nie możemy tego powiedzieć o reszcie jego kolegów…
To już trzeci mecz z rzędu, gdy Czarnogórzec ma dogodną sytuację do zdobycia bramki, a nie potrafi jej zakończyć oddaniem choćby celnego strzału. Poza tym wygrywał sporo pojedynków w powietrzu, wykorzystując dobre warunki fizyczne, ale pożytek ŁKS-u był z tego znikomy przez to, że pozostali łodzian nie zbierali piłek odgrywanych przez niego.
Gdy rozgrywał pierwsze mecze w ŁKS-ie, to od razu zwrócił uwagę kibiców oraz ekspertów swoją odwagą czy pozytywną bezczelnością. A teraz? W meczu z GKS-em wyglądał na zawodnika przestraszonego, bojaźliwego, którego przerastało zrobienie czegokolwiek nieszablonowego. Przykro patrzy się na regres tego gracza, choć wciąż wierzymy w to, że przy lepiej funkcjonującej drużynie Młynarczyk będzie jeszcze w stanie imponować.
Zostali wprowadzeni po przerwie, ale żaden z nich nie odmienił losów starcia.