Casa Pia to wyjątkowy klub na piłkarskiej mapie Portugalii. Pochodzi z zachodnich przedmieść Lizbony, ale od lat pozostawał w cieniu dużo zamożniejszych i potężniejszych sąsiadów – Benfiki, Sportingu czy nawet Belenenses. O wyjątkowości Casapianos nie decyduje jednak rozmiar gabloty z trofeami, a bogata historia i bardzo mocny związek z życiem lokalnej społeczności. – To naprawdę klub inny niż wszystkie. Nie reprezentujemy dzielnicy czy miasta. Reprezentujemy instytucję, która ma około 250 lat. To dużo więcej niż klub piłkarski – tłumaczył w rozmowie z portalem maisfutebol.pt pracujący w Casa Pia Carlos Simões.
Aby zrozumieć wyjątkowość Casa Pia, najpierw należy sięgnąć do klubowych kronik. Nazwa klubu wywodzi się od organizacji charytatywnej założonej przez królową Marię I bezpośrednio po jednym z najtragiczniejszych w skutkach trzęsień ziemi w historii świata, które w dzień Wszystkich Świętych w 1755 roku niemal doszczętnie zniszczyło Lizbonę. Od tamtego czasu Casa Pia wspiera dzieci z rodzin zagrożonych wykluczeniem społecznym i zapewnia im możliwość nauki. Do prowadzonych przez instytucję szkół uczęszcza dziś łącznie niemal 5000 uczniów (i choć związki pomiędzy klubem a szkołami są już obecnie znacznie mniej ścisłe niż 100 lat temu, to wciąż uczące się w nich dzieci mogą trenować w Casa Pia za darmo).
To naprawdę klub inny niż wszystkie. Nie reprezentujemy dzielnicy czy miasta. Reprezentujemy instytucję, która ma około 250 lat. To dużo więcej niż klub piłkarski
Carlos Simões o Casa Pia
To właśnie absolwenci Casa Pia założyli 3 lipca 1920 roku klub sportowy (choć futbolowe tradycje organizacji sięgają głębiej, bo zespół piłkarski działał przy niej już w ostatnich latach XIX wieku). Klub szybko wypracował sobie znaczącą renomę w kraju i za granicą. Wystąpił m.in. na turniejach w Paryżu, Sewilli i San Sebastián, a także został zaproszony do rozegrania meczu otwarcia Estádio das Amoreiras w Lizbonie uważanego wówczas za najlepszy stadion piłkarski w kraju. O uznaniu, jakim Casapianos cieszyli się w Portugalii świadczy to, że na pierwszy w historii mecz reprezentacji narodowej (18 grudnia 1921 roku w Madrycie przeciwko Hiszpanii) powołano aż sześciu ich zawodników, w tym Cândida de Oliveirę, kapitana drużyny. Przy okazji tego spotkania klub zapisał się też w dość niecodzienny sposób na kartach historii portugalskiego futbolu. Z uwagi na brak odpowiedniego wyposażenia piłkarze reprezentacji zagrali bowiem… w czarnych koszulkach wypożyczonych z klubowego magazynku Casa Pia.
Os Gansos (Gęsi) znane były też od zawsze (i tu można dostrzec wyraźny związek z dziejami ŁKS-u) z wielosekcyjności. Zawodnicy klubu startowali w przeszłości w ponad dwudziestu dyscyplinach, m.in. w futsalu, piłce ręcznej, podnoszeniu ciężarów, baseballu czy… wędkarstwie sportowym. Obecnie oprócz drużyny piłkarskiej w Casa Pia funkcjonują sekcje tenisa stołowego, hokeja na trawie i zapasów. W dwóch ostatnich dyscyplinach Casapianos należą do ścisłej krajowej czołówki.
Po złotej erze lat 20. i 30. piłkarska drużyna Os Gansos popadła w stagnację. Przez dekady tułała się po niższych ligach, karmiąc się zaledwie wspomnieniami świetnej przeszłości. Po długich latach marazmu nawet najstarsi kibice nie pamiętali już czasów, w których Casa Pia walczyła jak równy z równym z najlepszymi drużynami w kraju. Pierwszy znak nadchodzącego przełomu pojawił się dopiero niemal 100 lat od założenia klubu – w 2019 roku, gdy pierwszy raz od momentu profesjonalizacji rozgrywek Casa Pia awansowała do II ligi.
Klubem zarządzał wówczas Vítor Franco – człowiek mocno związany z klubową społecznością, zajmujący stanowisko prezesa od 2006 roku i zdeterminowany, aby utrzymać Casa Pia w rękach miejscowych działaczy. -Posiadamy 100% kapitału klubu i tak długo, jak ja tu rządzę, tak pozostanie. […] Współpraca z inwestorem to jak pójście na lunch z gościem, który stawia nam obiad, ale cały czas trzyma klucze do naszego domu – mówił w rozmowie z Adérito Estevesem.
Posiadamy 100% kapitału klubu i tak długo, jak ja tu rządzę, tak pozostanie. […] Współpraca z inwestorem to jak pójście na lunch z gościem, który stawia nam obiad, ale cały czas trzyma klucze do naszego domu
Prezes Casa Pia, Vítor Franco w wywiadzie z okazji stulecia klubuReklama
Pierwszy sezon w profesjonalnej lidze był dla Casa Pia bardzo trudny. Klub zdobył w całych rozgrywkach zaledwie 11 punktów. Spadłby z ligi z hukiem słyszalnym nie tylko w La Spezii i w Łodzi, ale i za oceanem, gdyby nie to, że w konsekwencji pandemicznych perturbacji z rozgrywek wykluczono Vitórię Setúbal i Desportivo das Aves. Sytuację Casa Pia pogarszały problemy finansowe (analogii z ŁKS-em ciąg dalszy) – klub miał długi, a jego funkcjonowanie było z dnia na dzień coraz trudniejsze.
To właśnie wtedy Os Gansos wykonali pierwsze ruchy zmierzające do znalezienia nowego inwestora. Kluczową rolę w tym procesie odegrał Carlos Simões, który trafił do klubu w 2019 roku, aby zająć się klubowym marketingiem i poszukiwaniem sponsorów. To on przekonywał też prezesa Franco, że warto zaprosić do klubu człowieka z dodatkowym kapitałem. Od początku szukano podmiotu, który będzie wchodził do klubu stopniowo, z uwzględnieniem okresu próbnego i zapewni mu względną autonomię.
Jak relacjonuje Simões w rozmowie z Bertą Rodrigues, na horyzoncie pojawiły się cztery oferty: od Portugalczyków, Brazylijczyków, Kolumbijczyków i wreszcie od amerykańskiej rodziny Platków. Według Simõesa od samego początku negocjacji Platek patrzył na klub jako na szerszy projekt o charakterze społecznym, nie ograniczający się tylko do pierwszej drużyny. – Tym, co przykuło uwagę Platków nie była sama piłka nożna, ale połączenie sportowej działalności naszego klubu z jej aspektem społecznym. […] Kiedy negocjowaliśmy umowę, bardziej niż pieniądze, które w tej chwili nie są bardzo ważne, liczyło się pytanie o to, co możemy zrobić, aby pomóc dzieciom z Casa Pia – mówi.
Platek wchodził do klubu powoli, stopniowo zwiększając zaangażowane środki. Cały proces trwał dwa sezony. Opisując go, Amerykanin posługuje się dość szczególną metaforą. – Wraz z prezydentem klubu spędziliśmy wiele nieprzespanych nocy, próbując wypracować taki układ, który byłby korzystny dla obu stron. […] Kiedy pojechałem odebrać inwestora, powiedział: „Będziemy się spotykać przez trzy lata, a potem zobaczymy, czy się pobierzemy, czy nie”. W tej chwili, po dwóch latach współpracy, jesteśmy gotowi na ślub – relacjonował Simões dla maisfutebol.pt.
Kiedy negocjowaliśmy umowę, bardziej niż pieniądze, które w tej chwili nie są bardzo ważne, liczyło się pytanie o to, co możemy zrobić, aby pomóc dzieciom z Casa Pia.
Carlos Simões o negocjacjach z Robertem Platkiem
Platek wprowadził jednak ważne zmiany w klubie już na etapie przejściowym, przed sezonem 2020/2021. Zatrudnił wówczas nowego dyrektora, Tiago Lopesa; trenera, Filipe Martinsa (obaj pracują w klubie do dziś) oraz dokonał wzmocnień składu. Do pozostania udało się też namówić sceptycznego wcześniej prezesa Vítora Franco – z korzyścią dla obu stron, bo współpracę z nim Platek ocenia dziś jako „fantastyczną”.
Sytuacja klubu powoli się stabilizowała i w kolejnych miesiącach Casapianos byli w stanie walczyć na boisku o coraz wyższe cele. Na koniec sezonu 2020/2021 zajęli dziewiąte miejsce w lidze. W kolejnych rozgrywkach poprawili ten wynik – zakończyli sezon na drugiej lokacie, tuż za plecami Rio Ave, co dało im historyczny awans do Liga Portugal.
Po promocji niewiele wskazywało na to, że lizbończycy dobrze odnajdą się w elicie. – Są skazani na spadek. […] Mieli w swoim składzie jednego fantastycznego grajka. Był nim Jota Silva, ale już poszedł zdecydowanie wyżej, do Vitorii Guimarães – nie pozostawiał złudzeń znawca ligi portugalskiej, Radosław Misiura w rozmowie z portalem futbolinfo.pl.
Będziemy się spotykać przez trzy lata, a potem zobaczymy, czy się pobierzemy, czy nie
Robert Platek na początku negocjacji z Casa Pia
Tymczasem Casapianos wprawili w osłupienie całą piłkarską Portugalię. Beniaminek z przedmieść stolicy jest jak na razie największym objawieniem trwającego sezonu Liga Portugal – po trzynastu kolejkach zajmuje piąte miejsce w tabeli premiowane grą w eliminacjach Ligi Konferencji Europy, plasując się tuż za krajowymi potęgami: Benficą, FC Porto, Bragą i Sportingiem Lizbona. Coraz mocniej zaznacza też swoją obecność na mapie piłkarskiej Europy – w poniedziałek Os Gansos przegrali 0:1 w sparingu przeciwko AS Romie. Na ławce rywali zasiadł José Mourinho, a w składzie pojawili się m.in. Chris Smalling, Nicolò Zaniolo, Nemanja Matić czy… Nicola Zalewski.
Oczywiście skala przedsięwzięcia jest wyraźnie mniejsza niż w Spezii, łatwiejsza do porównania z obecnymi realiami funkcjonowania ŁKS-u. Według transfermarkt.de najdroższym piłkarzem klubu jest obecnie Romário Baró – młody środkowy pomocnik wypożyczony z FC Porto wyceniany na 2,5 miliona euro (dla porównania: rekordzistą w Spezii jest pozyskany na rok z Chelsea Ethan Ampadu wart dziewięć milionów euro).
Podobnie jak w Ligurii, ważnym elementem zmian wprowadzanych przez Platka stały się inwestycje w klubowe obiekty. I to prowadzone na dużą skalę, bo w Lizbonie coraz głośniej mówią o projekcie przebudowy nieprzystającego do ekstraklasowych wymagań Estádio Pina Manique.
Platek ma jak na inwestora dość nietypowe podejście do klubu, którego jest właścicielem. Otwarcie mówi bowiem o tym, że kupując Casa Pia, nie chodziło mu wcale o potencjalny zysk. – Futbol nie jest branżą, w której zarabia się dużo pieniędzy. W piłce nożnej jesteś z miłości do sportu. Jeśli chcesz zarabiać pieniądze, kupuj nieruchomości. Jeśli chcesz się dobrze bawić, a przy odrobinie szczęścia zarobić trochę pieniędzy, to idź do piłki nożnej – mówił bez ogródek w rozmowie z Hugo Tavaresem da Silvą z dziennika „Tribuna”.
Futbol nie jest branżą, w której zarabia się dużo pieniędzy. W piłce nożnej jesteś z miłości do sportu. Jeśli chcesz zarabiać pieniądze, kupuj nieruchomości. Jeśli chcesz się dobrze bawić, a przy odrobinie szczęścia zarobić trochę pieniędzy, to idź do piłki nożnej
Robert Platek
Platek wskazuje też jednoznacznie, że kluczową postacią dla funkcjonowania Casa Pia jest obecnie dyrektor Tiago Lopes. To absolwent Harvard Business School i dawny współpracownik Carlosa Queiroza, który ma w CV pracę w Manchesterze United czy w Benfice Lizbona. Układ jest więc prosty, podobny do tego, który Amerykanin zaproponował w Spezii – inwestor wkłada pieniądze, ale do kierowania klubem wskazuje ludzi dobrze znających realia jego funkcjonowania. To bardzo ważna informacja w kontekście potencjalnej przyszłości Platka w ŁKS-ie.- To Tiago przekonał mnie, że będzie w stanie zmienić tę drużynę, że znajdzie odpowiednich ludzi, zatrudni dobre kierownictwo. […] Tiago Lopes jest architektem Casa Pia. Jest odpowiedzialny za zatrudnianie wszystkich trenerów, wszystkich pracowników, wprowadzanie swojej wizji. Nasza spółka działa dziś jak trójkąt, w którym wszystko opiera się na wzajemnym zaufaniu: z jednej strony mamy Casa Pia – klub piłkarski i stowarzyszenie, z drugiej Tiago Lopesa, a z trzeciej mnie. Dobrzy ludzie, dobre wyniki – mówił.
Oddajmy więc głos Lopesowi. Jego wypowiedzi dużo mówią o tym, jakie wartości ceni u współpracowników Platek. Co jest jego zdaniem kluczowe w projekcie budowy Casa Pia? – Słowo, które przychodzi mi jako pierwsze na myśl to pokora. A także umiejętność łączenia tej pokory z ambicją. Nasz projekt opiera się na trzech podstawowych zasadach – kompetencjach, pewności siebie i entuzjazmie. Oznacza to, że od początku szukaliśmy talentów i mamy bardzo kompetentnych fachowców. Budując wspólnie ten klub, stworzyliśmy bardzo solidne relacje oparte na wzajemnym zaufaniu. A w międzyczasie staraliśmy się też tym wszystkim całkiem dobrze bawić – mówił w wywiadzie dla João Seixasa z dziennika sportowego Record.
Słowo, które przychodzi mi jako pierwsze na myśl to pokora. A także umiejętność łączenia tej pokory z ambicją. Nasz projekt opiera się na trzech podstawowych zasadach – kompetencjach, pewności siebie i entuzjazmie. […] Nasze zaangażowanie jest długoterminowe. Chcemy, aby to, co budujemy, pozostało dziedzictwem w historii tej wspaniałej instytucji.
Tiago Lopes o fundamentach, na których budowana jest Casa Pia
Lopes wypowiada się o swoim amerykańskim współpracowniku w samych superlatywach. – Mówimy o osobie o niezrównanej uczciwości, reputacji i doświadczeniu w biznesie. Wchodząc do Casa Pia obiecujemy poważną, profesjonalną i uczciwą pracę. Mogliśmy po prostu włożyć pieniądze, ale samo to niczego by nie rozwiązało. W tym projekcie kluczowe znaczenie mają praca i kompetencje. Czy będziemy mieć nieporozumienia? Oczywiście, to nieodzowna część funkcjonowania klubu, ale one nie zachwieją podstawami naszej współpracy. Nasze relacje z klubem układają się w pełnej harmonii. […] Nie obiecujemy tego, czego nie możemy dotrzymać. Ale jeśli coś obiecujemy, dotrzymujemy słowa. To tworzy atmosferę zaufania, przejrzystości i wiarygodności. Nasze zaangażowanie jest długoterminowe. Chcemy, aby to, co budujemy, pozostało dziedzictwem w historii tej wspaniałej instytucji – kończy.
Jak Robert Platek radzi sobie w Spezii Calcio? O tym przeczytasz w pierwszej części raportu o piłkarskich doświadczeniach Amerykanina! [LINK]
Ten artykuł jest częścią serii tekstów Łódzkiego Sportu o rodzinie Platków. Aby dowiedzieć się więcej o amerykańskich inwestorach, przeczytaj wszystkie: Pokora i ambicja, czyli jak Platkowie budują sensację ligi portugalskiej [RAPORT] Poczekajmy z szampanami. W Pilźnie też czekali na Platka i obeszli się smakiem ŁKS. Mentalność underdoga, czyli jak Platkowie budują klub na miarę Serie A [RAPORT] ŁKS. Znawca duńskiej piłki ostrzega przed Platkiem. „Sprzedawca koszmarów” Co przeszłość Roberta Platka mówi o przyszłości ŁKS-u? [9 WNIOSKÓW]