Mecz z Arką powie nam prawdę o ŁKS-ie Jakuba Dziółki? A może tylko zaciemni obraz, bo zespół wciąż jest w budowie? Łodzianie zaczynają sezon, po którym – jak to zwykle w I lidze – nie wiadomo na razie, czego właściwie należy się spodziewać.
Po spadku w ŁKS-ie postawiono na rewolucję – klub otworzył nowy rozdział. Robert Graf, rozpoczynający pracę na stanowisku wiceprezesa ds. sportowych wykonał, jak sam mówi „głębokie cięcie” i wymienił znaczącą część składu. Większość przeprowadzonych przez niego transferów wygląda rozsądnie, przynajmniej na papierze. Ściągnięcie wyróżniającego się piłkarza innego spadkowicza z Ekstraklasy czy kluczowej postaci jednego z czołowych zespołów II ligi to ruchy w obecnej sytuacji ŁKS-u uzasadnione; gracze z ligi słoweńskiej czy czwartego poziomu rozgrywkowego w Hiszpanii na realia I ligi ze sporym prawdopodobieństwem wystarczą. Szkopuł w tym, że transferów nie udało się przeprowadzić tak sprawnie, jak liczyli na to kibice klubu z al. Unii. Ivan Mihajlević i Hubert Idasiak pojawili się w Łodzi za późno nawet na to, by wziąć udział w ostatnim sparingu przed rozpoczęciem rozgrywek. Co więcej, budowanie drużyny wciąż trudno uznać za zakończone – po odejściu Kaya Tejana Graf musi dodatkowo ściągać kolejnego napastnika. ŁKS powtarza więc błędy z zeszłego sezonu, w którego dalszej części na Biało-Czerwono-Białych brutalnie zemściły się opóźnienia w budowaniu kadry.
Ełkaesiaków czeka trudny sezon nie tylko ze względu na przebudowę zespołu. I liga po raz kolejny będzie wyrównana, z wieloma kandydatami do awansu. Determinacja, by odbić sobie niepowodzenia z zeszłego sezonu największa będzie zapewne w Gdyni i w Krakowie, ale swoje argumenty będą miały też doświadczone na poziomie I ligi drużyny z Niecieczy, Łęcznej, Płocka i Tychów czy przebudowany po spadku Ruch Chorzów. Co prawda w XXI wieku aż dwunastokrotnie zdarzało się, by spadkowicz wracał do Ekstraklasy już w pierwszej próbie, ale w ostatnich siedmiu latach ta sztuka udała się tylko Lechii Gdańsk, która wywalczyła awans w ostatnich rozgrywkach. Wrogiem ŁKS-u jest więc też najnowsza historia i statystyka.
Zwłaszcza wobec tych wewnętrznych i zewnętrznych trudności warto dać kredyt zaufania duetowi Graf-Dziółka, nawet jeśli sezon rozpocznie się falstartem. Były dyrektor sportowy Rakowa i Warty rozpoczyna w Łodzi misję, która ma być maratonem, a nie sprintem, a najważniejsze decyzje, jakie podejmował w Częstochowie i w Poznaniu nie dają podstaw do tego, by wątpić w jego warsztat. Dla trenera Dziółki prowadzenie ŁKS-u to z kolei największa szansa, ale i największy sprawdzian w dotychczasowej karierze. Na jego realną ocenę przyjdzie czas dopiero po kilku, albo i kilkunastu ligowych kolejkach. Po sparingach wiemy o nim tyle, że sprawia wrażenie człowieka ambitnego, pewnego siebie i mającego jasną wizję na to, jak ma grać jego zespół. W meczach testowych ŁKS nie pokazał wprawdzie nic, co pozwalałoby podejrzewać, że przejedzie się po pierwszoligowych rywalach jak walec, ale z drugiej strony – zwycięstwo, remis czy nieznaczna porażka z zespołami z dolnej połowy tabeli Ekstraklasy to wyniki godne zespołu, który ma w najbliższych miesiącach walczyć o powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Już w pierwszym meczu ełkaesiaków czeka bardzo wymagające starcie, które zweryfikuje ich obecną formę. Czeka na nich jeden z bezpośrednich kandydatów w walce o awans – Arka Gdynia prowadzona przez znanego z zamiłowania do ofensywnej piłki Wojciecha Łobodzińskiego. Do tego zagrają na wyjeździe, na trudnym terenie i bezpośrednio po zaskakującej porażce gdynian ze Stalą, która musiała rozdrażnić zespół znad Bałtyku. W meczu z ŁKS-em Arkowcy będą więc mieli podwójną motywację, by się odgryźć i pokazać z lepszej strony przed kibicami, których tak boleśnie zawiedli w ostatnim sezonie.
Niezależnie jednak od tego, jakim wynikiem skończy się poniedziałkowy mecz, warto podejść do niego ze zdrowym dystansem. W biało-czerwono-białych barwach zobaczymy drużynę wciąż kompletowaną, układaną przez trenera Dziółkę, znajdującą się jeszcze na etapie budowy. Doświadczenie ostatnich lat pokazało, że ŁKS osiągał najlepsze wyniki nie wtedy, gdy koncentrował się na końcowym celu i na meczach z ligowymi potentatami, lecz na codziennej, ciężkiej pracy, na stopniowym rozwoju i na regularnym punktowaniu z zespołami ze środka i dolnej połowy tabeli. O awans nie będzie więc bił się w Gdyni czy w Krakowie, a przede wszystkim – w Stalowej Woli, w Głogowie czy w Siedlcach.