ŁKS miał jechać do Gdyni po trzy punkty. Od 57 minuty łodzianie przegrywali 0:1. Wydawało się, że mecz zakończy się wygraną gospodarzy. W ostatniej akcji spotkania gola na wagę jednego punktu strzelił Ricardo Guima.
To był siedemnasty mecz zespołu ŁKS w Gdyni. W poprzednich łodzianie nigdy nie wygrali, a ostatniego gola na boisku Arki strzelili 7 czerwca 1980 roku! Przed spotkaniem o statystykach przy al. Unii nikt nie myślał. Zespół prowadzony przez trenera Kazimierza Moskala znajduje się w tak trudnej sytuacji, że do Trójmiasta jechał po trzy punkty. Ewentualna porażka, praktycznie pozbawiała ŁKS szans na skuteczną walkę o utrzymanie w ekstraklasie.
Dwa poprzednie spotkania łodzianie bezbramkowo zremisowali. Dlatego w ataku zaszła zmiana. Moskal w wyjściowym składzie postawił na Jakuba Wróbla, który zastąpił słabo spisującego się Samuela Corrala. Początek spotkania to lekka przewaga gości, którzy częściej utrzymywali się przy piłce. Nie przełożyło się to jednak na sytuacje bramkowe. Na dodatek już w 4. minucie urazu doznał Maciej Dąbrowski. Obrońca uderzył się kolanem w nos i musiał opuścić boisko.
Jego miejsce zajął największy pechowiec w drużynie – Jan Sobociński. Wychowanek ŁKS w 12. minucie oddał strzał z dystansu, który poszybował nad poprzeczką.
Spotkanie nie było porywające. Dużo walki, jeszcze więcej chaosu, mało konkretów. W 17. minucie Tadej Vidmajer ujrzał żółtą kartkę. Słoweński obrońca nie przejął się za bardzo upomnieniem i w dalszej części meczu popełniał kolejne przewinienia. W 30. minucie łodzianie przeprowadzili kapitalną akcję, zakończoną uderzeniem Hiszpana Antonio Domingueza. Piłka o centymetry minęła słupek. Chwilę później głową uderzał Wróbel, także niecelnie. Łodzianie w tej części gry byli zespołem zdecydowanie lepszym. W 37. minucie, po fauli na Wróblu, goście mieli rzut wolny. Do piłki ustawionej tuż przed linią pola karnego podszedł Michał Trąbka, ale uderzył słabo, w sam środek bramki Arki.
Gospodarze odpowiedzieli w 41. minucie. Niezły strzał głową oddał Marko Vejinović, piłka przeleciała tuż obok słupka bramki Arkadiusza Malarza. Na przerwę zespoły schodziły przy bezbramkowym wyniku.
W przerwie Moskal dokonał kolejnej zmiany. Mający na koncie żółtą kartkę Vidmajer pozostał w szatni, a jego miejsce zajął były zawodnik Arki Adrian Klimczak. Druga połowa rozpoczęła się od problemów Wróbla i Adama Ratajczyka, którzy ucierpieli w starciach z rywalami. Zawodnikom nic poważnego się nie stało i mogli kontynuować grę. Gra w tym fragmencie toczyła się w środkowej strefie boiska. Gospodarze nie przebierali w środkach, często łodzianie lądowali na murawie. Minuty upływały, a zespoły nie potrafiły stworzyć groźniej sytuacji.
W 58. minucie Arka objęła prowadzenie, z niczego. Po wrzutce z autu piłka trafiła do stojącego na jedenastym metrze Marko Vejinovicia. Ten nie miał problemy z pokonaniem Malarza. Obrona ŁKS zachowała się w tej sytuacji fatalnie. W tym momencie łodzianie tracili do Arki aż jedenaście punktów.
Goście ruszyli do odrabiania strat. Bramkarz Arki obronił strzał Trąbki, a Wróbel był na spalonym. Łodzianie rozgrywali piłkę, ale nic z tego nie wynikało. W 74. minucie Antonio Dominguez zdecydował się na uderzenie z dystansu, ale pewnie obronił Pavels Steinbors. Do końca pozostawał kwadrans, a ŁKS miał ogromne problemy z konstruowaniem akacji ofensywnych. Wprowadzony na boisko Samuel Corral potrafił jedynie wywalczyć rzut rożny.
Gdy wydawało się, że łodzianie przegrają, w czwartej minucie doliczonego czasu gry wyrównał Guima, wykorzystując zagranie Carlosa Morosa. ŁKS wraca do Łodzi z punktem, który tak naprawdę niewiele daje. Pozostawia jednak nadzieje…
Arka Gdynia – ŁKS Łódź 1:1 (0:0)
Bramki:
Marko Vejinović (58) – Ricardo Guima 90+4
ŁKS: Malarz – Grzesik,Moros, Dąbrowski (6. Sobociński), Vidmajer (46. Klimczak) – Trąbka, Dominguez, Guima, Wolski, Ratajczyk (69. Coral) – Wróbel.
Fot. Marian Zubrzycki