Grający trener Widzew Łódź Futsal ma za sobą chyba najbardziej emocjonujący w swojej szkoleniowej karierze mecz, w którym jego zespół, mimo że 7 minut przed końcem przegrywał już 2:5, wygrał ostatecznie 8:5.
Marcin Olczyk: Widzew Łódź Futsal w niedzielę w niesamowitych okolicznościach pokonał KS Dynamika Toruń. Co czuje trener po takim emocjonalnym roller-coasterze?
Marcin Stanisławski: Cieszy kolejne zwycięstwo, nie tylko z racji dopisania w tabeli trzech punktów, ale przede wszystkim z uwagi na rozwój wypadków na parkiecie. Sięgnęliśmy po wygraną mimo tak wielu trudnych momentów, po których niejeden zespół mógłby się już nie podnieść. Oczywiście jako trener mam też powody do zmartwień, bo – nie ma co ukrywać – był to jeden ze słabszych meczów w naszym wykonaniu, ale trzeba też docenić dobrą dyspozycje przeciwników, którzy nie pozostawili nam tego dnia wiele swobody.
Długo zanosiło się na pierwszą porażkę w sezonie, ale odwróciliście losy spotkania. Co było kluczowe dla zwycięstwa z torunianami?
– Po golu na 2:5, aby myśleć jeszcze o pozytywnym rezultacie, musieliśmy podjąć ryzyko, jakim było wycofanie bramkarza. To często stosowany manewr taktyczny w futsalu, w którym my akurat czujemy się bardzo dobrze, co potwierdziliśmy w niedzielę. Graliśmy z dużym luzem, co skutkowało wieloma stwarzanymi raz po raz sytuacjami.
Czuliście wsparcie fanów, którzy ani na moment nie zwątpili w drużynę?
– Na pewno dla kibiców było to świetne widowisko. Ponieśli nas swoim dopingiem. Tak to właśnie działa i powinno wyglądać. W hali, gdzie ten odgłos krzyczących fanów jest niesamowicie odczuwalny, wsparcie trybun jest bezcenne. To, że na naszych meczach jest coraz więcej fanów, którzy coraz śmielej dopingują, napawa mnie olbrzymią dumą.
Ważnym wydarzeniem niedzielnego meczu było pojawienie się w bramce… zawodnika Akademii Widzewa, Macieja Schmidta.
– Bardzo się cieszę z debiutu Maćka Shmidta – po pierwsze: bo jest to bardzo młody chłopak, który przy Darku może się ciągle rozwijać, a wierzę, że przekona się do tej dyscypliny, a po drugie: ponieważ jest to wychowanek Akademii, wiec mamy pierwszy sygnał, że jesteśmy też po to, by być alternatywą dla młodych zawodników dysponujących umiejętnościami, które mogą dać im większe szanse zaistnienia właśnie w futsalu.
Jak Maciek znalazł się w waszej drużynie?
– Dostałem sygnał od sztabu szkoleniowego Akademii, że trenuje w niej zawodnik o imponujących umiejętnościach technicznych, ale przy jego warunkach fizycznych to właśnie futsal może być ciekawszym kierunkiem rozwoju. W sytuacji, gdy kontuzjowany był nasz drugi bramkarz Oleg Dakhina, nadarzyła się idealna okazja, żeby Maćka nie tylko sprawdzić, ale też zainteresować naszym sportem. Dużo pracy przed nim, ale jeśli futsal przypadnie mu do gustu, to mieć w nim przyszłość. Trzymam za to kciuki.
Patrząc na sytuację w ligowej tabeli można wnioskować, że wasi ligowi rywale walczą już tylko o drugie miejsce, bo pierwsze zarezerwowane jest dla Widzewa. Macie się jeszcze czego obawiać?
– Sytuacja wyjściowa do dalszej gry jest bardzo dobra. Na razie jesteśmy systematyczni, a za naszymi plecami przeciwnicy tracą między sobą punkty. Teraz czeka nas jednak kolejny ważny test. Jedziemy do Białegostoku, na bardzo trudny teren, w dodatku dość mocno osłabieni. Darek Słowiński pauzuje za czerwoną kartkę, kontuzjowani są Wojtek Łasak, Tiago Ferreira oraz Michał Bondarenko, którzy na pewno nie zagrają, a występ Damiana Kopy stoi pod dużym znakiem zapytania. Walczymy o przedłużenie serii zwycięstw do dziewięciu, ale łatwo nie będzie.
Jaka przewaga nad resztą stawki będzie satysfakcjonować trenera Marcina Stanisławskiego na koniec rundy?
– Do końca pierwszej części sezonu mamy do rozegrania jeszcze trzy mecze i zrobimy w nich wszystko, co w naszej mocy, aby co najmniej utrzymać obecny dystans.