– W ogóle nie było dialogu z ŁKS-em. Mogli się ze mną skontaktować, kiedy otrzymali moje wezwanie do zapłaty, a wtedy mogliśmy znaleźć rozwiązanie. Szczerze myślę, że to nieprofesjonalne. – mówi Mikkel Rygaard.
Po rozwiązaniu kontraktu z ŁKS-em Mikkel Rygaard wypowiedział się dla duńskiego portalu campo.dk. Duńczyk wyjaśnił jak przebiegało rozstanie z łódzkim klubem.
Rygaard podkreślił, że zdecydował się zerwać swój obowiązujący jeszcze dwa i pół roku kontrakt ze względu na problemy finansowe klubu. Po tym jak Duńczyk nie otrzymywał pensji przez trzy miesiące wraz z sześcioma innymi piłkarzami ŁKS-u złożył do PZPN-u pismo o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. – Z tego co wiem pozostała szóstka dostała wszystko, co klub był im winien, ale nie ja. To chyba miało coś wspólnego z tym, że prezes klubu chciał się mnie pozbyć. Jestem zaskoczony, że pozostałym piłkarzom udało się wyegzekwować pensje – powiedział Rygaard w rozmowie z campo.dk.
Duńczyk zaznaczył, że był otwarty na mediacje, ale klub nie chciał ich podjąć – W ogóle nie było dialogu z klubem. Mogli się ze mną skontaktować, kiedy otrzymali moje wezwanie do zapłaty, a wtedy mogliśmy znaleźć rozwiązanie. Szczerze myślę, że to nieprofesjonalne. Gdyby nie chcieli mnie w klubie, moglibyśmy usiąść i znaleźć rozwiązanie na styczeń, ale oni się ze mną nie kontaktowali i po prostu pozwolili mi odejść, myślę, że to dziwne. – według piłkarza sprawa niewypłaconych pensji była przez władze klubu ignorowana.
– Trener w ogóle nic nie wiedział o tym, że chcemy rozwiązywać kontrakty. Był naprawdę dobrym facetem i dobrym trenerem, a ja miałem z nim naprawdę fajną relację. Gdy powiedziałem mu o mojej sytuacji, był wstrząśnięty, bo nic o tym nie słyszał, a był w trakcie przygotowań do piątkowego meczu z Odrą Opole, w którym miał mnie w swoich planach. Oczywiście, że wiedział bardzo dobrze, że w klubie są problemy finansowe, ale nikt z władz ŁKS-u nie powiedział mu, że było siedmiu piłkarzy, którzy mogli odejść po 14 dniach. – odpowiedział zapytany o relacje z Kibu Vicuną pomocnik. – Nie odszedłem, dlatego, że byłem tu nieszczęśliwy, ponieważ pod wieloma względami było to wspaniałe doświadczenie, które potem okazało się bardzo irytujące. Zadomowiliśmy się w Łodzi i naprawdę lubiliśmy tu być. – zakończył Duńczyk. Rygaard jest jeszcze w Polsce, bo załatwia formalności związane z opuszczeniem wynajmowanego mieszkania. Kiedy tylko się spakuje wraz z narzeczoną wracają do Danii.