Rezerwy ŁKS-u awansowały do trzeciej ligi, po drodze nie odnosząc ani jednej porażki Ten sukces to w dużej mierze zasługa wychowanków.
Oczywiście, że sprowadzony zimą bramkostrzelny napastnik Maciej Radaszkiewicz, zdobywając seriami bramki jest jednym z architektów awansów drugiej drużyny. Nie można nie podziwiać Mateusza Bąkowicza i jego rajdów prawą stroną boiska. Świetnie wyszkolony Jakub Romanowicz nie raz imponował dryblingami. Sprowadzeni do rezerw zawodnicy byli uzupełnieniem składu, którego trzonami są wychowankowie.
W rundzie jesiennej ŁKS mierzył się z Borutą Zgierz na wyjeździe. Nie dość, że boisko pozostawiało wiele do życzenia, to młodym Rycerzom WIosny nie sprzyjał pełen obraźliwych przyśpiewek doping kibiców gospodarzy, którzy tłumnie zgromadzili się za płotem. Mimo świetnej postawy wychowanka ŁKS-u Tomasza Kucharskiego, Boruta w 25. minucie objął prowadzenie. Mecz zamienił się w prawdziwą wojnę, zawodnicy nie oszczędzali swoich rywali. W 55. minucie spotkania, po faulu na Dariuszu Gmosińskim, do karnego podszedł Oskar Koprowski. Bramkarz odbił jego strzał, ale młody pomocnik był na tyle zmotywowany, że rzucił się przed siebie i głową skierował piłkę do bramki. Koprowski to największy motywator, lider i dobry duch drugiej drużyny. Zdarzają się mecze, w których na boisku słychać tylko jego. Słynne wśród gromadzących się na Minerskiej kibiców : “dawaj, dawaj” to znak firmowy zakochanego w ŁKS-ie piłkarza.
W meczu, który dał rezerwom awans, zawodnicy akademii ŁKS-u również mierzyli się z Borutą Zgierz. Tym razem o remisie nie było mowy. Piłkarze chcieli się zemścić, za wszystkie wysłuchane w Zgierzu obelgi i upokorzyli Borutę wygrywając 6:1. Tym razem ciężar gry wziął na siebie kolejny z wychowanków – Michał Karlikowski. Urodzony w 1998 roku zawodnik, zagrał na nietypowej dla siebie pozycji bocznego obrońcy. Przeprowadził kilka udanych rajdów, raz udało mu się minąć ponad połowę piłkarzy Boruty i asystować Romanowiczowi. Nawet dyrektor sportowy ŁKS-u – Krzysztof Przytuła mówił, że chce, żeby Karlikowski został w drużynie chociaż nie jest już młodzieżowcem.
Jeżeli przyjrzymy się transferom wychodzącym okaże się, że z zawodników niebędących wychowankami, ale szkolonych w akademii ŁKS-u, łodzianie zarobili tylko na Adamie Ratajczyku. Oczywiście, w kolejce czeka Dawid Arndt, prawdopodobnie za kilka sezonów uda się sprzedać Kelechuwku, Romanowicza, Marcela Wszołka, jednak są to melodie dalekiej przyszłości. Dopóki ŁKS nie postawi bursy, ciężko będzie rywalizować o najzdolniejszą młodzież w Polsce z Zagłębiem Lubin, Lechem Poznań, Legią Warszawa, Cracovią i Rakowem Częstochowa.
Największą korzyść finansową przyniosła sprzedaż Jana Sobocińskiego. Zawodnik, który latem przeniesie się do amerykańskiego Charlotte FC, na pewno się spłacił. Stoper występował w reprezentacji Polski do lat 20. i do lat 21. Dzięki temu ŁKS przez dwa sezony zajmował w PJS lokaty premiowane gratyfikacją pieniężną. Drugim sprzedanym wychowankiem jest Piotr Pyrdoł. Młody skrzydłowy odszedł do Legii za nieduże pieniądze, bo kończył mu się kontrakt, ale sam transfer z czerwonej latarni ligi (bo taką był ŁKS w ekstraklasie), do mistrza Polski to sprawa prestiżowa. Wychowanków jest więcej. Na pewno bramkarze Kucharski i Aleksander Bobek mimo młodego wieku wykazują potencjał, który kiedyś może przynieść ŁKS-owi pieniądze. Wystarczy odważniej na nich postawić.
Akademii łódzkiej drużyny nie można zarzucić, że działa źle, albo że nie ma pomysłu na siebie. Gdyby tak było rezerwy ŁKS-u nie świętowałyby awansu na trzy kolejki przed końcem ligi. Jak widać, jej trzon stanowią wychowankowie. Przez przepisy związane z pandemią koronawirusa, przepływ między rezerwami, a pierwszą drużyną jest utrudniony, ale w przyszłym sezonie nie powinien już taki być. Los ŁKS-u leży w dobrych rękach, wystarczy tylko odważniej postawić na wychowanków. Trener Marcin Pogorzała, zna ich doskonale, bo pracował z nimi przez lata. Nowi Wieszczycy, Zioberowie i Madeje, czekają.