Mecz rozpoczął się dla ŁKS-u w najgorszy możliwy sposób. Łodzianie przyjęli dwa szybkie ciosy. W ósmej minucie Tomas Mikinic świetnie dośrodkował z rzutu wolnego na głowę Łukasza Kędziory, a obrońca Odry uderzył mocno w światło bramki i otworzył wynik spotkania. Raptem dwie minuty później ełkaesiacy dali prawdziwy pokaz bierności i apatii w defensywie. Nie niepokojony przez nikogo Antoni Klimek przebiegł się lewym skrzydłem i wycofał piłkę do Dawida Czaplińskiego. Napastnik Odry miał wokół siebie dużo wolnej przestrzeni. Zachował zimną krew i podwyższył wynik spotkania na 2:0. W efekcie po raptem dziesięciu minutach gry biało-czerwono-biali znaleźli się w beznadziejnym położeniu – przegrywali 0:2 w meczu, który musieli wygrać, aby podtrzymać realne szanse na awans do PKO BP Ekstraklasy.
Po tym fatalnym początku ełkaesiacy oddalili ciężar gry od własnego pola karnego, ale wciąż nie potrafili tworzyć groźnych sytuacji pod bramką rywala. Serca kibiców ŁKS-u zabiły mocniej dopiero w 23. minucie meczu po tym, jak Pirulo uderzył lewą nogą z okolic narożnika pola karnego. Sapielak był w tej sytuacji czujny i nie dał się zaskoczyć Hiszpanowi. To był jednak zaledwie jeden z ofensywnych zrywów gospodarzy. Do tego w zasadzie ograniczały się ich działania w ofensywie – do pojedynczych akcji, indywidualnych zrywów, zablokowanych strzałów.
Dużo lepiej w ofensywie prezentowali się opolanie, którzy byli w swoich atakach bardziej konkretni i niewiele brakowało, by prowadzili trzema lub czterema golami. Spora w tym zasługa podopiecznych Marcina Pogorzały, którzy w grze defensywnej wyglądali fatalnie i napędzali akcje gości prostymi błędami – źle się ustawiali, brakowało im doskoku do rywali, przegrywali indywidualne pojedynki.
Marcin Pogorzała zareagował na słabą dyspozycję swojego zespołu, przeprowadzając przed drugą połowę potrójną (!) zmianę – na boisku pojawili się Kowalczyk, Dankowski i Tosik. W pierwszych minutach po przerwie ełkaesiacy wyglądali lepiej niż jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Szybciej rozgrywali piłkę w ataku i podchodzili wyżej w pressingu, do czego z ławki rezerwowych zachęcał ich głośnymi okrzykami trener.
Wszystko wyglądało całkiem nieźle, ełkaesiacy prezentowali się przyzwoicie, zapowiadało się na to, że będziemy mieli jeszcze w tym meczu emocje aż… na ŁKS spadł cios numer trzy. W 58. minucie sędzia Lasyk odgwizdał karnego, którego na bramkę zamienił Mikinic. Kibice ŁKS-u mogli wtedy pomyśleć, że gorzej być już nie może. Jak wkrótce się okazało, byli w błędzie. Raptem sześć minut później arbiter podyktował kolejną jedenastkę, uznając po analizie VAR, że w polu karnym przewinił Dąbrowski. Do piłki ponownie podszedł Mikinic. Całkowicie już rozluźniony, delikatnie podciął piłkę w stylu Panenki. Marek Kozioł rzucił się w bok, a futbolówka zatrzepotała w siatce. To nie był koniec złych informacji dla ełkaesiaków. Szybko okazało się, że może być jeszcze gorzej – w 76. minucie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Koprowski. Niewiele jednak brakowało, by ŁKS przegrał jeszcze wyżej – w 82. minucie sędzia anulował bramkę dla Odry, odgwizdując spalonego, a kilkadziesiąt później przed pięciobramkową porażką uchronił łodzian refleks Marka Kozioła, który zatrzymał piłkę praktycznie na linii bramkowej. W końcówce Klimczak, Kowalczyk i Pirulo mieli dobre okazje do zdobycia bramki honorowej, ale we wszystkich przypadkach ich strzały zatrzymywał Sapielak.
ŁKS-Odra Opole 0:4
8. Kędziora
10. Czapliński
60. Mikinic
66. Mikinic
ŁKS: Kozioł – Bąkowicz (46. Dankowski), Dąbrowski, Koprowski, Klimczak – Rozwandowicz (46. Tosik), Wolski (46. Kowalczyk), Pirulo – Trąbka, Janczukowicz, Radaszkiewicz (75. Jurić)
Odra: Sapielak, Szrek, Żemło (68. Tkocz), Kostrzycki, Kędziora, Klimek, Mikinic (80. Wróbel), Trojak (82. Hreben), Niziołek, Nowak (82. Janus), Czapliński (80. Żak)