Mieliśmy zatem ucieczkę Pawła Janasa, której nie zdołały zapobiec mediacje jego klubowych kolegów. Do Warszawy w ślad za Pawłem, rodem z Pabianic, udali się zatem Zbigniew Boniek i jeden z jego pomocników. Na nic jednak to się zdało, bo „Ułan” wolał oglądać warszawska Syrenkę niż pomnik Tadeusza Kościuszki. Janas nagle zapałał wielką miłością do zielonych barw i nic i nikt nie zdołał mu w tym przeszkodzić. W życiu stopera reprezentacji nie brakowało później innych zaskakujących momentów jak choćby słynny ”spacer” po którym Pan selekcjoner nagle zmienił skład udającej się na Mistrzostwa Świata 2006 roku reprezentacji. Nocna wyprawa trenera zaszkodziła kilku etatowym piłkarzom: Dudkowi, Frankowskiemu, Kłosowi i Rząsie. W kadrze nie znalazł się także będący w życiowej formie zawodnik Vitorii Guimaraes Marek Saganowski. I dlatego jestem przeciwnikiem schładzania mózgu nocnymi przechadzkami.
Ale „pomroczność jasna” dotyczy jak widać nie tylko syna byłego Prezydenta. Wczesnym rankiem lub późnym popołudniem uciekł do Warszawy podstawowy piłkarz ŁKS-u Juliusz Kruszankin. Jego obecność na treningu Legii tak zaskoczyła działaczy łódzkiego klubu, że początkowo usiłowali przeforsować informację jakoby Julek miał chwilowe problemy ze zdrowiem. Celowo nie wspominam tu o bezwzględnych porwaniach do wojska, bo przed laty była to „specjalizacja” Legionistów. Zmuszano do gry przy Łazienkowskiej przydzielając bilet sugerujący zaszczytny obowiązek wobec Ojczyzny. I tak w Warszawie znaleźli się bracia Bernard i Zygfryd Blautowie, Mirosław Okoński, czy choćby Włodzimierz Smolarek.
Próbowali przeciwstawić się tym metodom Ludwik Sobolewski i Jerzy Wijas, ale doskonale pamiętamy klęskę Prezesa Widzewa, a Jerzy Wijas za twarde stanowisko klubu zapłacił najwyższą cenę, bo cenę własnej, zrujnowanej kariery sportowej. Gdyby doszło do takiej sytuacji dziś obecni piłkarze przeszliby do Legii bez mrugnięcia okiem. Takie są obecne realia i takie jest obecnie przywiązanie do barw klubowych. Płacisz – to masz!
Ponieważ w najbliższej perspektywie szykuje się nam kolejny konflikt ŁKS – Widzew chciałbym przypomnieć, że w historii kontaktów między tymi klubami nie brakowało wymian zawodników. Początek powojennej epopei to przyjście grupy piłkarzy niechcianych w ŁKS-ie. Potem przechodzono w obie strony bez zbytnich problemów. „Najgorętszy i najbardziej uczuciowy” piłkarz Ekstraklasy, Jakub Rzeźniczak, był w ŁKS-ie, potem grał w Widzewie, Legii a ostatecznie wylądował w Wiśle Płock. Bartłomiej Pawłowski w wieku juniora też trenował przy Alei Unii, a teraz jest na Widzewie. Czy to uspokoi rozgrzane głowy zapalczywych kibiców ? Śmiem wątpić… Na miejscu Daniego Ramireza mocno zastanowiłbym się nad tym transferem. Myślę, że Hiszpan nie zdaje sobie sprawy z jakże ortodoksyjnych zachowań grupy kibiców.
Wiem, wiem może jestem przewrażliwiony, ale sytuacja nie jest tak prosta jak można tego się spodziewać. O nienawiści i wzajemnej niechęci (tak też można to optymistycznie nazwać) ludzi identyfikujących się z łódzkimi klubami nie musze nikogo informować. Znających się na realiach polskiego futbolu nie muszę przekonywać jak zaognią się i tak trudne relacje. Ramirez przejdzie tam gdzie mu lepiej zapłacą. Tak było kiedy trafiał do Lecha. W zawodowym sporcie to podobno norma.
Mnie marzy się wierność klubowym barwom. Gdzie jednak ich szukać w przypadku kilkukrotnych zmian pracodawców. Łódź jest kibicowsko specyficznym miejscem na ziemi. Ani lepszym, ani gorszym. Ale to trudne środowisko i czasem dziwi mnie optymizm tych, którzy liczą, że kiedyś wszystko się uspokoi. Kluby szukają przyszłych fanów w szkołach podstawowych, organizują tam spotkania z gwiazdami swoich „teamów”. Tak tworzy się przyszłe pokolenie fanów. Nie grasz – to chociaż kibicuj. Pozornie wszystko jest w porządku, ale czy rzeczywiście?
Dani ma swój rozum, jednak czy wie, gdzie zamierza grać? Kibice są bardzo blisko klubów i mają tam swoje interesy. Nie zawsze miłość do klubu idzie w parze z bezinteresownością. O tym także trzeba pamiętać. A Ramirez i tak pójdzie tam gdzie mu zapłacą. O tym doskonale wie jego manager. Piłkarz w ostatecznym rozrachunku będzie tylko wykonawcą jego woli.
Dariusz Postolski
CZYTAJ TAKŻE >>> Właściciel Widzewa o transferach: „Szukamy piłkarzy, by walczyć o coś więcej niż utrzymanie”