Gdyby Widzew punktował od początku sezonu tak, jak na początku obecnego roku kalendarzowego, nawet tak cierpliwy oraz mający pełne przekonanie do pracy i umiejętności Janusza Niedźwiedzia prezes, jak Mateusz Dróżdż zacząłby się pewnie uginać pod presją otoczenia i rozważałby zmianę trenera. Na szczęście – na szczęście dla każdego zainteresowanego, od samego szkoleniowca, poprzez kibiców i zawodników, a na szefie klubu kończąc – piłkarską wiosnę poprzedza jesień, a ta była dla łodzian doskonała.
Nie wiem, czy prezes ciśnienie by wytrzymał i podobnie jak wiosną 2022 Janusza Niedźwiedzia w klubie zatrzymał, ale w tak zwanej przestrzeni internetowej, a zwłaszcza w mediach społecznościowych nieśmiałe głosy części kibiców, że trener nie potrafi ogarnąć kryzysu już się powoli pojawiają. Oczywiście, można (a być może nawet należy) uznać Twittera za swego rodzaju bańkę i szum się z niej wydobywający zignorować, ale nad sprawą warto się pochylić i zadać – także sobie – kilka dość prostych pytań.
Czy Janusz Niedźwiedź jest gorszym trenerem niż podczas jesiennej serii meczów bez porażki? Raczej lepszym, bo sporo nowego dowiedział się o sobie oraz swoich piłkarzach. Każdy kryzys, który uda się trenerowi pokonać, wzmacnia go mentalnie i daje dodatkowe doświadczenie.
Czy Widzew gra poniżej swoich możliwości?
Na pewno jesienią grał ponad stan. Zaskoczył ligę sposobem grania, fantazją i polotem. Kilka meczów, jak choćby ten wyjazdowy z Wartą Poznań, kluczowy dla dalszej części rundy, zakończyło się dość szczęśliwie, a przeciętnie oceniani i mało wcześniej cenieni w lidze obrońcy stworzyli niesamowity monolit. Fenomenalnie bronił Ravas, wysokie noty zbierał Jordi Sanchez, w środku pola rządził Hanousek. O Pawłowskim celowo nie wspominam, bo on wiosną nadal gra doskonale, tak samo jak jesienią. Ale pozostali gracze obniżyli loty. Oprócz Pawłowskiego nie ma teraz w Widzewie zawodnika, który pociągnąłby za sobą partnerów i wciągnął za szelki na wyższy poziom. Sam tego nie zrobi. Gdy dobrze gra trzech lub czterech graczy, dostosować się do nich znacznie łatwiej, a gdy formę tracą koledzy, nie są w stanie pomóc graczowi realnie słabszemu. Wydaje się więc, że bliższy prawdziwego obrazu Widzewa jest ten wiosenny, pokazujący wszystkie braki beniaminka. Wydaje się wprawdzie, że łodzianie powinni mieć więcej punktów niż 9 w 11 meczach (mniej zdobyły tylko Wisła Płock i Stal Mielec), ale trzeba sobie powiedzieć, że z takim potencjałem kadrowym i finansowym trudno liczyć na coś więcej niż środek tabeli i dość spokojne utrzymanie. Przewidywałem to zresztą w poprzednim felietonie, czyli TUTAJ.
Widzew walczy tak, jak walczyć powinien beniaminek. Braku ambicji łodzianom zarzucić nie można, raczej brak narzędzi, czyli – uwaga, słowo klucz – szerokiej kadry zawodników będących w stanie utrzymać niezłą formę cały sezon. Jeden Pawłowski to zdecydowanie za mało.
Mam szczerą nadzieję, że nikomu decyzyjnemu nie przyjdzie nawet do głowy zmieniać trenera, który konsekwentnie wprowadza Widzew i kolejnych piłkarzy na wyższy poziom. Awansował do Ekstraklasy, sprawił, że wielu zawodników gra lepiej niż przez większość kariery, a na grę łodzian patrzy się miło, nawet gdy ci przegrywają. Do pewnego na 100 procent utrzymania brakuje punktu, a może dwóch i tego komfortu pozazdrościć może łodzianom przynajmniej osiem klubów. Na trudnym terenie przyszłego zapewne mistrza Polski Widzew powalczył z Rakowem i miał swoje okazje, by przynamniej zremisować. Więcej od tej drużyny i jej trenera, przynajmniej w tej chwili, zanim otworzy się letnie okienko transferowe, trudno wymagać. Jedyne co można, to dać pełne wsparcie tej drużynie i Januszowi Niedźwiedziowi, a wtedy dadzą swoim kibicom wiele powodów do zadowolenia.
Żelisław Żyżyński, Canal+Sport
Janusz NiedźwiedźPKO EkstraklasapublicystykaWidzew ŁódźŻelisław Żyżyński