Po 24 latach Widzew przerwał niemoc w meczach z Legią Warszawa. Wygrana nie była efektowna, ani zasłużona, ale w piłce nożnej liczy się to, co wpadnie do bramki.
Rozegrał najlepszy mecz w Widzewie i ma duży wielki w sukcesie. Nie musiał pokazywać niczego nadzwyczajnego, ale w kilku przypadkach błysnął klasą. Przede wszystkim jednak znakomicie kierował defensywą i rozpoczynał akcje nogą.
Nie jest to pewny punkt obrony i tak też było przeciwko Legii. Kilka razy dał się za łatwo ograć, zdarzało mu się tracić piłkę. Ale zadanie miał trudne, bo często zostawał sam.
Jeden z najlepszych w Widzewie. Roboty miał mnóstwo, ale poradził sobie świetnie. Grał twardo i pewnie, a do tego potrafił bezbłędnie wyprowadzać piłkę.
Najlepsi w tym meczu w Widzewie byli stoperzy, a jednym z nich był Szota. Miał kilka niepewnych zagrań, ale pamiętamy, że wrócił do gry po długiej przerwie, a rywal był z górnej półki.
Na razie nie można go nazwać wzmocnieniem, a uzupełnieniem – na razie – na wyrost, podobnie jak ocena za występ. Usprawiedliwia go trochę to, że Fabio Nunes niewiele pomaga w defensywie.
Znikał na długie minuty, lecz do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Ma jedna dar strzelania ważnych goli, a tym trafieniem zapisał się w najnowszej historii Widzewa. W drugiej minucie doliczonego czasu miał pierwszą szansę, jednak stchórzył i podał do Pawłowskiego. Dostał drugą okazję i ją wykorzystał. Brawo!
Trójka jest oceną na wyrost, bo przez większość meczu przypominał oldboja – biegał wolno, często się przewracał, a jego podania piętkami podnosiły ciśnienie.
Miewał lepsze mecze i było ich bardzo wiele. Przede wszystkim grał za wolno i zbyt indywidualnie, pożytku z niego za wiele nie było. On lidera trzeba oczekiwać więcej. Plus za aktywność, z której jednak niewiele wynikało.
Napracował się bardzo, bo musiał harować za trzech. Z powodzeniem, bo środek pomocy Legii nie zdominował widzewiaków.
Przez godzinę był najgroźniejszym zawodnikiem Widzewa.. O ile o Pawłowskim napisaliśmy, że grał wolno, to młodzieżowiec był na przeciwnym biegunie. Czasami starał się rozgrywać aż za szybko i koledzy nie nadążali. Co ważne, potwierdził, że mecze z dużą presją go pozytywnie mobilizują.
Odpowiednik Kuna w ataku. Nie było widać braku Jorgiego Sancheza, bo Rondić nie tylko był groźny w polu karnym (świetny strzał w pierwszej połowie i związanie stoperów przy golu), ale pomagał w pressingu.
Wielokrotnie wyganiany przez część kibiców z Widzewa, znów potwierdził, że jest bardzo ważnym elementem zespołu. Po przerwie zablokował prawą stronę, którą wcześniej legioniści hasali niemal bezkarnie.
Zastąpił Da Silvę kwadrans przed końcem i przyczynił się do zdobycia trzech punktów, bo wziął udział w akcji, po której padł gol.
Uspokoił środek boiska, dlatego w końcówce Legia już nie dominowała tak, jak przez pierwsze 20 minut drugiej połowy.
Mato Milos, Dawid Tkacz – grali za krótko, by ich oceniać.