Do Widzewa trafił w okresie wielkich zmian. Nie został gwiazdą zespołu, ale poniżej pewnego poziomu nigdy nie schodził, a swoją postawą zapracował przed kilkoma tygodniami na nowy kontrakt w klubie. Z Pawłem Zielińskim porozmawialiśmy m. in. o specyfice meczów derbowych, poprzednim i obecnym sezonie, a także o tym, która feta była lepsza – Napoli z okazji mistrzostwa Włoch, czy Widzewa po wygraniu derbów.
Jakub Siekacz (Łódzki Sport): Pojawiłeś się w klubie dwa lata temu. To był czas dużych zmian. Nowy właściciel, prezes, trener i kilku piłkarzy. Z tamtego grona zostali tylko właściciel i trener, zaś z zawodników Fabio Nunes i…Ty.
Paweł Zieliński (Widzew Łódź): Faktycznie, tak to wygląda. Ciężką pracą zapracowałem na to, gdzie jestem. Nie przychodziłem jako gwiazda, w sumie nigdy nie byłem też typem zawodnika, który błyszczał na boisku. Po prostu wykonywałem swoją pracę. Wtedy status gwiazdy miał Julek Letniowski, który według mnie ma niesamowity potencjał. Był też Aziz Tetteh, którego przyjście do Łodzi od razu zostało okrzyknięte hitem transferowym. Mieliśmy wtedy fajny skład. Może nie było zbyt wielu głośnych nazwisk, ale każdy dawał z siebie wszystko, zarówno na boisku jak i na treningach.
Gdy przychodziłeś, Widzew był właściwie średniakiem Fortuna 1 Ligi. Gdy dziś myślisz o tym okresie to mówisz sobie „Wow, przeszliśmy długą drogę”? Dużo rzeczy zmieniło się w tym czasie w Widzewie z perspektywy zawodnika?
Sportowo na pewno tak. Poziom się podniósł. Natomiast w kwestii jakiś spraw organizacyjnych raczej nie. Trener Janusz Niedźwiedź ma swoje metody treningowe, które tak naprawdę nie zmieniły się od początku naszej współpracy. Już na wstępie trener przedstawił jakiś swój pomysł, zarys tego jak to ma wyglądać. I to właściwie się nie zmienia. Niektórzy zawodnicy odchodzą, pojawiają się nowi, podnosi się poziom zespołu, ale strategia jest taka sama.
W ubiegłym sezonie mieliście kapitalną jesień i fatalną wiosnę. Jak patrzysz na to wszystko teraz, z perspektywy czasu?
To było coś bardzo dziwnego. Złapaliśmy serię zwycięstw jesienią, czuliśmy się bardzo dobrze. Wiedzieliśmy, że te wyniki są trochę ponad stan, bo tak naprawdę każdy z nas czuł ze wyciskamy absolutne maksimum swoich możliwości. Później wiosna zaczęła się też pozytywnie, bo choć głównie remisowaliśmy to widzieliśmy to, że w większości meczów byliśmy mocniejsi od przeciwników. Gdy spojrzy się na statystyki, to zobaczy się, że pod wieloma względami było tak naprawdę lepiej niż jesienią. Przyszedł mecz z Legią, prawdziwy hit. Mimo klasy rywala, zaprezentowaliśmy się dobrze i zremisowaliśmy. I nagle coś prysło. Ciężko jest to wytłumaczyć.
Czekają Was w tym sezonie derby łodzi. Zagrałeś w nich już dwukrotnie i ani razu nie przegrałeś. Mimo to Widzewowi zarzucało się ze ciężko znosi mecze o takim ciężarze. W minionym sezonie graliście jednak już z Legią czy Lechem, to też były spotkania specyficzne pod względem emocji. Czy myślisz ze tym razem podejdziecie do derbów z chłodniejszą głową?
Wiemy czym są derby. One są ważne nie tylko dla kibiców, ale i dla nas, piłkarzy. W I lidze nie przegraliśmy z ŁKS-em ani razu, choć w obu przypadkach to były bardzo wyrównane starcia. Do takich spotkań nie można jednak podchodzić „podpalonym” i przemotywowanym. Nie ma znaczenia czy rywal jest liderem i wygrywa z każdym, czy też zajmuje ostatnią pozycję w lidze i każdy ogrywa go jak chce. Derby to derby i jestem przekonany, że wyjdziemy na ten mecz w pełni skoncentrowani.
Czy uważasz Widzew za dojrzałą drużynę?
Na pewno dojrzalszą niż przed rokiem. Jesteśmy bogatsi o doświadczenie zdobyte w Ekstraklasie. Cały czas pracujemy nad sobą, poprawiamy kolejne elementy.
Pytam też o to w kontekście postawy drużyny po tych dużych meczach. Po obu spotkaniach derbowych były porażki, po spotkaniu z Legią w Warszawie przyszła przegrana z Wartą u siebie. Z czego to wynika?
To jest dobre pytanie. Na te mecze z Legią czy ŁKS-em oczywiście jesteśmy mega naładowani. Wiemy jak ważne są to spotkania. Być może to całe napięcie schodzi z nas po tych starciach do tego stopnia, że później mamy problem z koncentracją w następnych meczach? To jest na pewno rzecz, nad którą musimy pracować.
Wydawałoby się, że dobry wynik w derbach czy rywalizacji z „Wojskowymi” powinien dać Wam „kopa”.
To prawda. Tak samo, gdy po serii porażek pojechaliśmy do Legnicy i wywalczyliśmy utrzymanie. W teorii następne mecze powinny być dla nas spokojne, bo nie byliśmy już zagrożeni spadkiem. A mimo to, zamiast wygranych przyszły kolejne porażki.
ZOBACZ TAKŻE>>>Widzew wraca do tematu Słowaka z Płocka?
Czy twoim zdaniem zbliżający się sezon będzie dla Widzewa łatwiejszy czy trudniejszy od poprzedniego?
Z jednej strony wydaje się, że powinien był łatwiejszy, bo ograliśmy się już trochę na tym poziomie i to doświadczenie powinno zaprocentować. Z drugiej, nie ma już tego słynnego elementu zaskoczenia beniaminka. Inne zespoły nas znają, są świadome naszych mocnych i słabych stron. My jesteśmy jednak silniejsi kadrowo niż byliśmy, jesteśmy dojrzalsi. Dlatego uważam, że choć będzie to bardzo ciężki sezon to stać nas na wykręcenie lepszego wyniku.
W Widzewie występujesz na wahadle. Nie jest to oczywiście Twoja naturalna pozycja, bo jest wykorzystywana w piłce od niedawna. Gdzie zaczynałeś?
Występując w niższych ligach zawsze byłem ustawiony wyżej. Później nastąpiła zmiana na prawą obronę. To się wydarzyło przy okazji transferu do Śląska, bo właśnie na tę pozycję klub poszukiwał nowego gracza. Tu warto zaznaczyć, że bocznemu obrońcy łatwiej jest się do tej Ekstraklasy dostać. Żeby zapracować na transfer do ligi, nie mówiąc już o jakimś przebiciu się do pierwszego składu w roli skrzydłowego to trzeba być świetnym graczem. Trzeba mieć szybkość, strzał, dynamikę. Mi w niektórych elementach trochę brakowało, ale radziłem sobie na obronie i tak już zostało.
Można więc powiedzieć, że masz wrodzony ciąg na bramkę.
Zdecydowanie tak.
W Widzewie strzeliłeś jednak tylko jednego gola (ze Skrą Częstochowa, przyp. red.). Takie są Twoje założenia taktyczne? Czy gdybyś teraz zdecydował się w meczu ligowym na przebojową akcję i rajd po skrzydle zakończony strzałem, dostałbyś burę od trenera Niedźwiedzia?
Nie (śmiech). Trzeba być odważnym i umieć podejmować ryzykowne decyzje. Może gdybym w ten sposób zmarnował kilka piłek byłoby inaczej (śmiech).
Podpisałeś ostatnia nową umowę z klubem. Widzew to bardzo specyficzne miejsce. Jesteś tu albo kochany, albo nienawidzony. Lubisz ten klimat? Nie miałeś myśli „Kurczę, mógłbym odejść do spokojniejszego klubu, gdzie w przypadku jakiegoś niepowodzenia nie byłoby tego co jest w Widzewie”?
Szczerze to nie. Po to się gra w piłkę, żeby przeżywać takie emocje. Po zobaczeniu Widzewa od środka, ciężko mi sobie teraz wyobrazić gry gdzieś, gdzie tak naprawdę nikomu nie robi większej różnicy czy wygrasz, czy przegrasz. Priorytetem był dla mnie RTS i bardzo się cieszę, że tu zostałem.
Czy przed podpisaniem kontraktu z klubem pojawiały się jakieś oferty z innych klubów?
Były jakieś zapytania, ale nic oficjalnego.
Odwiedziłeś niedawno swojego brata Piotra w Neapolu. Miałeś okazję być na fecie z okazji zdobycia mistrzostwa Włoch przez Napoli. Z przymrużeniem oka, która feta była lepsza? Ta we Włoszech, czy ta pod „Sercem Łodzi” z okazji wygrania derbów?
Może podpadnę niektórym kibicom, ale jednak Neapol. To było coś niesamowitego. Marzeniem każdego piłkarza jest przeżycie takiej fety. Natomiast zaznaczyć muszę, że w Widzewie nie przeżyłem prawdziwej fety z okazji awansu. To świętowanie po derbach było bardzo spontaniczne, to było coś innego. Choć oczywiście również zrobiło na nas wielkie wrażenie, gdy wyszliśmy z autokaru późno w nocy, a tam przywitał nas świętujący tłum.
Z Pawłem Zielińskim rozmawiał Jakub Siekacz
ZOBACZ TAKŻE>>>Kapitan Widzewa Futsal zabrał głos w sprawie transferów: „Nie powiedzieliśmy ostatniego słowa”