Bartłomiej Pawłowski pojawił się w pierwszym składzie Widzewa po raz pierwszy od 7 października. Z pewnością nie tak wyobrażał sobie ten powrót ulubieniec łodzian.
Choć Bartłomiej Pawłowski powrócił do gry jeszcze w listopadzie, to do tej pory zaliczał jedynie tzw. “ogony”. Nie przeszkodziło mu to by w znaczący sposób pomóc drużynie np. strzelając gola na 3:1 w Poznaniu. W starciu z Puszczą popularny “Pawłoś” znalazł się jednak w wyjściowej jedenastce po raz pierwszy od 7 października i meczu ze Stalą Mielec. Wydawało się, że może to być “game changer”, który pozwoli łodzianom przechylić szalę na swoją stronę i zgarnąć tego dnia cenne trzy punkty. Stało się jednak inaczej. RTS poległ 0:1 po naprawdę słabym meczu.
– Dostosowaliśmy się trochę do stylu gry rywala. Myślę, ze początek był całkiem niezły. Później Puszcza dokonała korekty, dała jednego zawodnika obok naszych stoperów i to pozwoliło im na więcej odbiorów w środku. Nie umieliśmy wygrać tego spotkania. W pierwszej połowie może i mieliśmy jakąś przewagę, ale ona nie była udokumentowana jakimiś groźnymi sytuacjami. Zaraz mamy kolejne starcie i szansę na to, żeby się zrehabilitować – powiedział po zakończonym meczu Pawłowski.
W pierwszym meczu między tymi drużynami widzewiacy zwyciężyli 3:2. Niepołomiczanie pozostawili po sobie niezłe wrażenie, ale widać było, że beniaminek dopiero uczy się gry w Ekstraklasie i brakuje mu doświadczenia. Wczorajsze spotkanie pokazało, że Tomasz Tułacz i jego podopieczni wyciągnęli wnioski i odrobili “lekcję domową”. Czy łodzianie wezmą przykład z beniaminka i w starciu z Pogonią zobaczymy inny Widzew? Mamy taką nadzieję.
ZOBACZ TAKŻE>>>Trener Widzewa: “Mam do siebie ogromny żal”