1 marca 2024 roku Robert Graf został wiceprezesem ŁKS-u ds. sportu. Co musiało udało, a co nie, w trakcie pierwszych 12 miesięcy pracy w klubie z al. Unii 2?
Gdy Graf trafiał do Łodzi, oczekiwania były duże. Wcześniej dyrektorami sportowymi byli dwaj byli piłkarze, czyli Krzysztof Przytuła oraz Janusz Dziedzic. Nie można odebrać im zasług (zwłaszcza temu pierwszemu), ale obaj rozstawili się z klubem z poczuciem niedokończonej misji; Przytuła po najgorszym sezonie od 2013 roku, zakończonym dopiero 10. miejscem w 1. lidze, a ostatnie rozgrywki za czasów Dziedzica zakończyły się spadkiem zespołu z ekstraklasy.
Zarówno Przytuła, jak i Dziedzic w ŁKS-ie po raz pierwszy zetknęli się z zarządzaniem pionem sportowym w klubie piłkarskim. W przypadku Grafa było zupełnie inaczej – przed przyjściem do ŁKS-u pracował w Warcie Poznań czy Rakowie Częstochowa. Z tą drugą drużyną zdobył nawet mistrzostwo Polski.
Pierwszym poważnym zadaniem dla Grafa było wyczyszczenie kadry z przepłaconych graczy, którzy nie dawali klubowi perspektyw na rozwój. To mu się udało. Łącznie przed startem bieżących rozgrywek ŁKS opuściło ponad 20 zawodników. W większości przypadków były to rozstania jak najbardziej zrozumiałe. Z perspektywy czasu można żałować wyłącznie Daniego Ramireza oraz Kay’a Tejana. Pierwszego z nich ŁKS chciał zostawić, ale ofertę łodzian przebił turecki drugoligowiec FK Manisa. Drugi natomiast odszedł do Francji, dzięki czemu klub zarobił niemal milion złotych.
Poza tym wszyscy zawodnicy szybko odeszli z Łodzi. Najpóźniej wydarzyło się to w przypadku Jakuba Letniowskiego, z którym na początku września został rozwiązany kontrakt za porozumieniem stron. Co istotne, ŁKS pozbył się tych zawodników za kwoty, które nie nadwyrężyły budżetu klubu.
– Jestem bardzo umiarkowanie zadowolony z tego okienka. Udało się „wyczyścić” kadrę. Koszty rozwiązań kontraktów były minimalne, a w przypadku Mammadova, to on musiał nam jeszcze zapłacić karę za nie wstawienie się na treningi – ocenił Graf.
Zimą pożegnano Kelechukwu Ibe-Tortiego, Jorge Alastuey’a i Ivana Mihaljevicia. Pierwszy z nich otrzymał szansę po tym jak zaliczył niezły sezon na wypożyczeniu w barwach Resovii. Jesienią rozegrał tylko 327 minut i tak samo jak w poprzednich latach miały problemy z podejmowaniem optymalnych decyzji pod bramką przeciwnika, dlatego pozwolono mu na odejścia. Alastuey oraz Mohaljević, sprowadzeni latem zeszłego roku, przegrali rywalizację o miejsce w składzie.
Te przypadki stanowiły pozytywną odmianę wobec lat poprzednich. Często bowiem szefowie ŁKS-u i trenerzy, mimo że wiedzieli, że jakiś piłkarz rozczarowuje, to i tak dawali mu kolejną szansę. Tym razem było inaczej i gracze, którzy nie rokowali, przestali zajmować miejsca na liście płac.
Graf przez 12 miesięcy spędzonych w ŁKS-ie podjął sporo istotnych decyzji, ale zdecydowanie najważniejszą był wybór nowego trenera, który okazał się pomyłką. Jakub Dziółka samodzielnym trenerem był przez dwa sezony w Skrze Częstochowa i tymczasowo w GKS-ie Katowice. Szkoleniowcem ŁKS-u został, ponieważ znał się z Grafem z okresu, gdy był asystenta Dawida Szwargi w Rakowie. Do tego bardziej znani trenerzy nie przyjęli oferty ŁKS-u, tylko wybrali inne zespoły 1. ligi: Szwarga – Arkę Gdynia, Mariusz Misiura – Wisłę Płock, a Dawid Szulczek – Ruch Chorzów.
– W lecie byliśmy w ciężkim momencie po spadku i przebudowie drużyny, czego część kandydatów się przestraszyła. Część trenerów była też w takim momencie zawodowym, że chciała sobie zrobić przerwę po ciężkich doświadczeniach – wyjaśnił Graf.
Dziółka nie poradził sobie w ŁKS-ie. Z 24 meczów za jego kadencji drużyna wygrał dziewięć: dwa z niżej notowanymi rywalami w Pucharze Polski, cztery z zespołami walczącymi o utrzymanie i jedno z będącym w kryzysie GKS-em Tychy. Za jego kadencji ełkaesiacy wygrali tylko dwa spotkania z zespołami o zbliżonym lub wyższym potencjale kadrowym – Wisłą Kraków oraz Stalą Rzeszów.
Wygrana na Podkarpaciu była ostatnim ligowym zwycięstem ŁKS-u, który w następnych siedmiu kolejkach zdobyli tylko trzy punkty, co poskutkowało zwolnieniem Dziółki, który pozostawił drużynę na 11. pozycji w lidze. A przecież celem było zajęcie miejsca w pierwszej szóstce. Poza tym z rezerw – wyłącznie z racji na nieobecność Aleksandra Bobka – wprowadził tylko bramkarza Łukasza Bombę. Nawet zawodnicy o dużych umiejętnościach, jak Michał Mokrzycki, Andreu Arasa czy Antoni Młynarczyk, im dłużej trwała kadencja Dziółki, tym bardziej popadali w przeciętność.
Co więcej, sam styl gry również pozostawiał sporo do życzenia. Ełkaesiacy próbowali być intensywni, ale jako że nie mieli do tego zasobów, to niewiele z tego wychodziło. Dziółka więc ani nie poprawił wyników, ani nie rozwinął piłkarzy, ani wprowadził efektywnego stylu gry, który byłby ekscytujący do oglądania.
To był już czwarty raz w ostatnich latach, gdy ŁKS zwalniał trenera na początku roku. Błąd ten popełnili i Przytuła, i Dziedzic, a niedawno popełnił go także Graf, choć wydawało się, że tak doświadczona postać w swojej branży wyciągnie wnioski z decyzji poprzedników. Tak się jednak nie stało.
– Jeśli do jakichkolwiek zmian dojdzie, to na pewno dowiecie się o tym przed startem przygotowań do rundy wiosennej. Bez względu na to, jaki będzie scenariusz, to nie przewiduję zwolnienia trenera po dwóch pierwszych kolejkach – mówił Graf trzy miesiące temu.
Następcą Dziółki został 28-letni Paragwajczyk Ariel Galeano. Z pewnością jest to wybór zaskakujący i intrygujący – ŁKS to dopiero drugi europejski klub, w którym pracuje. W ojczyźnie, mimo młodego wieku, wygrał cztery trofea i pracował z gwiazdami tamtejszego futbolu. Niemniej wątpliwości może budzić to, ile czasu Galeano będzie potrzebował na poznanie polskich rozgrywek czy właściwą ocenę możliwości poszczególnych piłkarzy. Czasu nie ma sporo, ponieważ cel jest prosty: do czerwca przyszłego roku ma awansować z ŁKS-em do ekstraklasy. Jeśli tego nie zrobi, to jego kadencja się zakończy i w klubowej historii pozostanie tylko ciekawostką.
Grafa rozliczyć trzeba również za transfery przeprowadzone do klubu. Tu było… różnie. W ciągu dwóch okienek transferowywch sprowadził do pierwszej drużyny 16 graczy. Część z nich się sprawdziła: Stefan Feiertag, Andreu Arasa i Mateusz Kupczak, mimo groszych występów, podnieśli jakość drużyny. Podobnie jak Łukasz Wiech oraz Mateusz Wysokiński.
Wpadek też było jednak całkiem sporo. Antonio Majcenić, Aleksander Pawlak, Hubert Idasiak czy wcześniej wspomniany Alastuey oraz Mihaljević niewiele dali zespołowi. Pawlak i Idasiak zostali przesunięci do rezerw, a Alastuey’a i Mihaljevicia nie ma już w klubie. Majcenić wciąż jest w kadrze, choć raczej nie ma szans na występy. Nieco większą rolę w ostatnich spotkaniach zaczął odgrywać Maksymilian Sitek, ale cały czas czeka na pierwszą bramkę, a przecież mówimy o graczu ofensywnym.
Zimą sprowadzeni zostali Gustaf Norlin, Sebastian Rudol, Koki Hinokio, Marko Mrvaljević i Kacper Terlecki, jednak na razie minęło zbyt mało czasu, żeby można było ocenić przydatność tych zawodników. Najlepiej w pierwszych tegorocznych meczach zaprezentował się Hinokio, nieźle można też ocenić Rudola i Mrvaljevicia. Pierwszy po początkowych turbulencjach zaczął wychodzić na prostą, a Mrvaljević już brał udział przy dwóch bramkach ŁKS-u; jednego gola strzelił sam, a raz wywalczył rzut karny.
Wydaje się, że Graf mógł lepiej zarządzić . Pierwsza z nich to Bobek, który latem zeszłego roku był już prawie poza klubem. Łączony był z odejściem do wielu klubów – w tym belgijskich, włoskich czy duńskich – ale ostatecznie pozostał w klubie. Ze szkodą chyba i dla klubu, i dla zawodnika. I tu nawet nie chodzi o aktualną formę Bobka, która jest wysoka, bardziej o to, że przed sezonme był najlepszy moment na transfer za granicę.
Po obiecującym, debiutanckim sezonie na poziomie ekstraklsy miał wyrobioną naprawdę sporą markę. W końcu mógł nawet pojechać na dorosłe mistrzostwa Europy. Dlatego bramkarz ŁKS-u nie grał na początku sezonu, ponieważ wszyscy spodziewali się jego odejścia. Ostatecznie został i wciąż ŁKS może na nim zarobić. Najprawdopodobniej nie będą to jednak tak duże pieniądzie, o jakich mówiło się w przyszłości.
NOWY ROZDZIAŁ W HISTORII ŁKS-u
Najlepiej to widać na przykładzie jego wyceny na portalu “Transfermarkt”. Gdy występował na boiskach ekstraklasy, to był wyceniany na milion euro. Teraz jest to już tylko 700 tysięcy, choć nadal to najwyższa wartość spośród wszystkich zawodników ŁKS-u.
Warto zaznaczyć, że sam ŁKS miał niewielki wpływ na sytuację Bobka, ale skoro to wydarzyło się to za kadencji Grafa, to trzeba to, przynajmniej częściowo, uznać za jego porażkę.
– Saga transferowa Bobka ciągnie się od roku. Byliśmy w klubie przygotowani na jego sprzedaż, dlatego chcieliśmy zbudować Łukasza Bombę na pierwszego bramkarza. To z różnych przyczyn się nie zadziało. Myślę, że nie jest to ani sukces, ani porażka klubu, bo mieliśmy w tym bardzo umiarkowany udział – wyjaśnił Graf.
Brak odejścia Bobka negatywnie wpłynął na sytuację Huberta Idasiaka. Były golkiper Napoli został sprowadzony przed tym sezonem, żeby rywalizować o miejsce w składzie z Bombą. Jednak jako że Bobek pozostał w klubie, to aktualnie brakuje miejsca dla Idasiaka, który dotąd bronił tylko w rezerwach.
Grafowi może być również mocno wypominane pozbycia się Stefana Feiertag. Austriak był jesienią najlepszym strzelcem ŁKS-u – w 21 występach zanotował dziewięć trafień, do których dołożył dwie asysty. W trakcie zimowego okienka transferowego jednak wypożyczenie zostało skrócone, a Feiertag został nowym piłkarzem niemieckiego trzecioligowca, FC Saarbruecken.
ŁKS w jego miejsce postanowił sprowadzić zawodnika bardziej pasującego do stylu gry ŁKS-u, czyli więcej biegającego i bardziej aktywnego w pressingu. Kimś takim ma być Mrvaljević, który na razie rozegrał cztery mecze, zdobył jedną bramkę i wywalczył rzut karny, który został zamieniony na gola przez michała Mokrzyckiego. Czarnogórzec musi podtrzymać wysoki poziom skuteczności, bo w przeciwnym razie będzie wypominany Grafowi fakt, że pozbył się napastnika, który robił to, co najważniejsze na tej pozycji, czyli regularnie trafiał do bramki przeciwnika.
Premierowy rok pracy Grafa w ŁKS-ie możemy określić jako delikatne rozczarowanie. Trudno o inną ocenę w momencie, gdy łodzianie zajmują dopiero 12. miejsce w lidze, co jest olbrzymim rozczarowaniem. Wiceprezes również do takiego stanu rzeczy przyczynił się nietrafionymi decyzjami. Jeśli klub ma wrócić do ekstraklasy, to w najbliższym roku powinno być ich zdecydowanie mniej.
1 Comment
Z takim podsumowaniem należało zaczekać do końca sezonu, bo jeśli ŁKS nie załapie się nawet do baraży, to będzie totalny dramat za który odpowiada Graf. Mityczne pitolenie o budowaniu można włożyć między bajki, ponieważ w przypadku braku awansu, bankowo odejdzie kilku zawodników, kilku przyjdzie i znowu będzie pieprzone o budowie.