Ma to coś co musi mieć dobry bramkarz. Jest pozytywnym świrem. Pozwalamy sobie użyć tego eufemizmu, bo bardzo lubimy Olka i to dzięki jego interwencji, po błędzie Mieszka Lorenca, ŁKS nie przegrał spotkania z Wisłą.
W pierwszej połowie najjaśniejszy punkt łódzkiej defensywy i ofensywy. Widać, że pasuje mu styl gry jaki swoim podopiecznym narzuca Kazimierz Moskal. Kopia Kamila Dankowskiego, tylko, że na lewej obronie. W drugiej połowie nieco przygasł.
Mógł wylecieć z boiska, ale nie wyleciał i chwała za to jemu i sędziemu. Zdobył gola kontaktowego i jak zwykle nie zszedł poniżej pewnego poziomu. Solidny obrońca.
Nie błyszczał tak jak Monsalve, ale wyłączył z gry najgroźniejszego zawodnika Wisły, czyli Rodado.
– Wcześniej grałem na bokach pomocy. Lubię pomagać w ofensywie. Wcześniej miałem problemy z bronieniem, ale wydaje mi się, że odkąd wróciłem po kontuzji, jestem w tym aspekcie lepszy. Staram się wyważyć grę do przodu z defensywą – jak powiedział w naszej rozmowie tygodnia, tak zrobił (całość dostępna tutaj)
W grze do przodu nie możemy mu nic zarzucić. Znowu zachwycił prostopadłymi podaniami do przodu. Po jednym z nich z asysty okradł go nieskuteczny Nelson Balongo. Słabiej było w defensywie, ale nie miał wsparcia, bo Władysław Ochrończuk zagrał koszmarne spotkanie.
Przy pozostałych piłkarzach pełnił rolę statysty. Przez jego błędy ŁKS stracił oba gole.
Irytował w pierwszej połowie, żeby w drugiej dać tak doskonałe dośrodkowanie do Monsalve. Mistrz gry ze stojącej piłki, ale liczby zaczynają go bronić.
Waleczne serce ŁKS-u nadal bez gola. Ale za to ile zdrowia zostawia na boisku, Kazimierz Moskal, trener ŁKS-u jest mu na pewno wdzięczny.
Samolub, bo pewnie przez jego gol z wolnego, trafienie Dankowskiego nie zostanie wybrane bramką sezonu w Fortuna 1 Lidze. Oczywiście żartujemy. Oby jak najwięcej takich spotkań. Prawdziwy lider drużyny.
Walczy, ale w piłce chodzi przede wszystkim o granie. Podobnie jak innym przesuniętym z rezerw, nie można odmówić mu nieustępliwości.
I cóż, że na skrzydło? Chciałoby się powiedzieć. Po wejściu na boisko rozruszał ofensywę ełkaesiaków.
Może czas pomyśleć o zmianie zawodu? Miał na nodze i głowie przynajmniej trzy piłki meczowe i żadnej nie wykorzystał.