Siatkarze PGE Skry Bełchatów przegrali z Resovią. To był prawdziwy pogrom. Bełchatowianie grają coraz gorzej.
Derby Polski między PGE Skrą i Resovią zawsze są wyjątkowe. Mecze, które kiedyś decydowały o mistrzostwie kraju, nadal mają wyjątkową otoczkę, chociaż obie drużyny nie są już tak mocne jak dawniej. Bełchatowianie wystąpili w standardowym składzie. Zagrał Karol Kłos, który w następnym sezonie ma dołączyć do drużyny z Rzeszowa. Wicemistrz świata nie dał po sobie tego poznać i wraz z Mateuszem Bieńkiem dawał z siebie wszystko, ale to nie wystarczyło.
Lepiej zaczęli rzeszowianie. Na początku seta odskoczyli aż na sześć punktów. Skra wróciła do gry dzięki świetnej grze środkowych. W bloku imponująco spisywał się Bieniek. Kiedy wydawało się, że bełchatowianie mają za sobą lepszy okres i są w stanie dogonić rywali, zaczęli psuć zagrywki. Drużynie z taką jakością nie przystoi popsuć aż ośmiu serwisów w jednej partii. Przez swoje błędy przegrali 20:25.
W drugiej partii, wszystko popsuł Dick Kooy. Chociaż Aleksandar Atanasijevic i Filippo Lanza atakowali ze stuprocentową skutecznością, to Holender popełniając błędy w ataku, zagrywce i przyjęciu dostarczył rzeszowianom aż osiem punktów. Skrze brakowało skuteczności, a szanse były, bo oba zespoły przyjmowały bardzo słabo. Niestety bardziej skuteczni byli rzeszowianie. Wygrali 25:21. Niestety, w trzecim secie Skra dostała lanie. Podopieczni Joela Banksa grali po prostu słabo. Zabrakło skuteczności, przyjęcia, motywacji. Praktycznie nic nie funkcjonowało tak jak powinno. Kolejne proste błędy Kooya sprawiły, że bełchatowianie nie mieli już szans na jakąkolwiek zdobycz punktową. Szkoda, że w większym wymiarze czasowym nie zagrał Lukas Vasina. Na pewno nie byłby gorszy od Holendra. Niestety, nie pomogły nawet asy Bieńka. Skra przegrała kolejny mecz i to w bardzo słabym stylu. Może czas na zmianę trenera?
Asseco Resovia – PGE Skra Bełchatów 3:0 (25:20, 25:21, 25:13)