Najgorsze już za nami. Mamy diagnozę, dlaczego jest źle – zapewnia prezes Widzewa Mateusz Dróżdż.
Prezes Widzewa był gościem poniedziałkowej audycji w klubowym radiu. Zastąpił trenera Janusza Niedźwiedzia, który co tydzień odpowiadał na pytania kibiców i mówił o ostatnim meczu. Wiadomo już, że tak więcej nie będzie. Mateusz Dróżdż zapowiedział, że decyzją zarządu trener już nie będzie co tydzień w radiu. – Nie znam klubów, w których trener co tydzień tłumaczy się ze wszystkiego. To też moja wina. Powinienem ten problem wcześniej zidentyfikować – powiedział.
Dróżdż pojawił się w radiu oczywiście ze względu na słabe wyniki drużyny. – Ubolewamy, że takie są wyniki i taka jest gra. Znamy przyczyny. To za dużo powiedziane, że mamy wszystko pod kontrolą, ale wiemy, gdzie są braki. Najgorsze jest za nami. Mamy diagnozę – zapewnił. Dodał, że na pewno pracy nie straci trener Niedźwiedź.
Prezes mówił m.in. o presji wyniku i awansu, a także presji trybun. Stwierdził, że rozumie krytykę, ale musi ona być racjonalna. – Oczekiwania są olbrzymie. Zimą dołożyliśmy przecież 5, a może zaraz 6 piłkarzy z ekstraklasy – powiedział. – Trzeba trzymać ciśnienie. Prosiłbym tylko o to, by nie było ataków personalnych – powiedział.
Kibice pytali m.in. o przygotowanie fizyczne piłkarzy. Według nich drużyna „źle biega” i rzeczywiście widać to było gołym okiem. Szczególnie źle było w meczu z Arką Gdynia, który Widzew przegrał 2:5. Dróżdź zdradził, że podczas okresu przygotowawczego piłkarze chorowali na COVID-19. – Przechodziło go dużo zawodników, także w Turcji. W pewnym momencie byłem przerażony, jak to się roznosi. Nie chcę się oczywiście usprawiedliwiać, ale tak było. Wiem, że w pierwszym meczu z Arką byliśmy wolniejsi od rywali – opowiedział i podał przykład Martina Kreuzrieglera, który przechodził go tydzień przed meczem z Arką. – Na dalszym etapie miało to swoje skutki – powiedział.
Dodał, że stan przygotowania piłkarzy cały czas jest monitorowany. – Mamy to pod kontrolą – zapewnił. – Uspokajam kibiców, że jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, to wszystko jest w najlepszym porządku. Potrzebujemy impulsu, by drużyna wróciła na dobre tory i znów zaczęła punktować.
Prezes Widzewa był też pytany o pracę piłkarzy w Turcji. – Było tam dużo nerwów, bo boiska nie były w najlepszym stanie ze względu na pogodę. Ale plan został w 100-procentach zrealizowany. Drużyna trenowała w Turcji bardzo solidnie. Byłem na miejscu i widziałem. Problem jest gdzie indziej. Nie potrafimy narzucić rywalom swojego stylu gry – uważa.
CZYTAJ TEŻ: Brede, Magiera, Mroczkowski w Widzewie? Widzew już ma trenera
Przyznał, że znacznie gorzej było na koniec rundy jesiennej. – Badania pokazały, że byliśmy w mocnym kryzysie w ostatnich czterech meczach. Wiedzieliśmy o tym. Wyniki były ponad stan – powiedział. Teraz jednak – jak mówił – wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Kibice pytali też, czy przypadkiem problemem Widzewa nie jest fakt, że części piłkarzom kończą się w czerwcu kontrakty i wciąż nie jest zostały one przedłużone.
– Przedłużymy je tylko z tymi, którzy wyciągną to z boiska. Zdecyduje o tym tylko aspekt sportowy. I nic się w tym podejściu nie zmieni zarówno, jeśli chodzi o zarząd, jak i pion sportowy – zaznaczył.
Reklama
Oczywiście nie brakowało pytań o sprawy finansowe. Czy Widzew jest przygotowany na sytuację, gdyby nie udało się awansować. Dróżdż zapewnił, że jest. – Jesteśmy zabezpieczeni. Kontrakty są tak zabezpieczone, by w przypadku braku awansu, nie było kłopotu. Wiedzieliśmy, że pójście va banque, tak jak robiły niektóre kluby, to nie jest dobre – mówił.
Na koniec programu, Dróżdż miał trzy prośby do kibiców. Ogólnie rzecz biorąc, chodziło o zachowanie kibiców, chociaż to na pewno nie byli prawdziwi kibice. Pierwsza sprawa dotyczy zachowania ludzi, którzy na stadionie siedzą nad ławkę rezerwowych gości.
– Już nie mam siły się za nich wstydzić. Emocje emocjami, ale proszę, by nie przychodzili więcej na Widzew. Dochodzi tam do sytuacji, jakie nie powinny mieć miejsca. Mam prosty przekaz – nie potrafisz zapanować nad emocjami – nie przychodź. To wstyd dla normalnych kibiców – powiedział Dróżdż wyjaśniając, że grupa widzów obraża i nawet opluwa gości. Tak było w obu meczach w Sercu Łodzi na wiosnę.
Druga sprawa dotyczy meczu z GKS=em Tychy, który odbędzie się w Łodzi za dwa tygodnie. Wiadomo, że z kibicami GKS-u sympatyzują kibice ŁKS-u. – To takie małe derby. Wiem, że bardzo dużo fanów lokalnego rywala szykuje się na ten mecz. Błagam naszych kibiców, by nie przekraczać granicy dobrego smaku. Później gramy ze Skrą Częstochowa. Gdyby coś się wydarzyło i nasz stadion zostałby zamknięty, to Widzew straciłby 500 tysięcy złotych – stwierdził.
Trzecia sprawa dotyczy tablicy pamiątkowej, która została zniszczona na stadionie Widzewa. Dróżdż oznajmił, że nie zrobili tego kibice ŁKS-u, tylko ktoś, kto uważa się za fanów Widzewa. – To ludzie, którzy przedkładają swój interes, nad interes klubu. Nie róbcie tego. Tracimy mnóstwo czasu, na wyjaśnianie tych patologicznych sytuacji – zakończył.