Tego się chyba nikt nie spodziewał. Widzew stracił na własnym stadionie dwa punkty w starciu z najsłabszym zespołem ligi. ROW szybko zdobył bramkę, a łodzianie nie byli w stanie odpowiedzieć. Zdołali strzelić tylko jednego gola i spotkanie zakończyło się remisem 1:1.
Faworyt sobotniego meczu mógł być tylko jeden. Widzew mierzył się z najsłabszą drużyną drugiej ligi. ROW zgromadził 18 punktów, czyli aż o 24 mniej od łódzkiego zespołu. – Nie możemy podchodzić do sobotniego spotkania pod kątem tego, że gra pierwsza drużyna z ostatnią, bo często bywają to mecze-pułapki. Na pewno mój zespół nie będzie tak myślał – zaznaczył przed pierwszym gwizdkiem arbitra trener Radosław Mroczkowski. Chyba jednak sam szkoleniowiec nie spodziewał się tego, co wydarzyło się po rozpoczęciu gry.
Rybniczanie od razu rzucili się na Widzew. Bartosz Giełażyn zagrał do osiemnastoletniego Michała Rostkowskiego, a ten umieścił piłkę w siatce. To była 19 sekunda spotkania! Łodzianie mogli odpowiedzieć w 4. minucie. Daniel Świderski nie wykorzystał podania Przemysława Banaszaka i nie trafił w bramkę. Po tej akcji w drużynie gospodarzy zapanował chaos. Zawodnicy Widzewa dokonywali nieprzemyślanych wyborów, nie potrafili wymienić kilku celnych podań, a przede wszystkim nie byli w stanie poradzić sobie z pressingiem rywala. Wyglądali na zdezorientowanych. Nie mieli żadnego pomysłu na dobrze poukładany taktycznie zespół ROW.
Niedokładnościami można by obdzielić kilka spotkań z udziałem Widzewa. Mylili się niemal wszyscy. Dario Kristo miał problem z celnym podaniem na kilka metrów, a Danielowi Tanżynie w ogóle nie wychodziły przerzuty. Na dodatek proste błędy popełniali defensorzy. Rybniczanie skupili się na bronieniu korzystnego wyniku, ale nie zapominali o atakowaniu bramki gospodarzy. Patryk Wolański musiał się sporo natrudzić, by obronić uderzenie Mateusza Mazurka. Pół godziny minęło, a łodzianie wciąż gubili się w swoich pomysłach. Minimalnie niecelny strzał Adama Radwańskiego, piłka przeleciała tuż nad poprzeczką, to wszystko co zaserwowali w pierwszej połowie zawodnicy Widzewa swoim kibicom. Do przerwy spisywali się tragicznie. Oddali na bramkę rywala cztery strzały, z których żaden nie był celny.
Na drugą połowę łodzianie wyszli z Markiem Zuziakiem i Marcinem Pieńkowskim. Gra jednak nie uległa poprawie. Piłkarze ROW wcale nie musieli się starać, żeby stwarzać zagrożenie pod bramką Widzewa. Pomagali im w tym zawodnicy gospodarzy. W 50. minucie Łukasz Turzyniecki tak niefortunnie interweniował, że Wolański musiał się mocno natrudzić, by uchronić zespół od poważnego zagrożenia. Momentami popisy zawodników gospodarzy mogły wywoływać uśmiech, gdyby rezultat był korzystny. Doping kibiców zamiast nieść piłkarzy, chyba ich sparaliżował. Szkoda, że nie można było skorzystać z obecnych na trybunach: Marka Citki czy Marcina Robaka.
Strata – ten wyraz można by odmieniać przez wszystkie przypadki. Piłkarze Widzewa zawodzili na całej linii. Dopiero w 70. minucie przeprowadzili w miarę składną akcję. Kacper Rosa obronił uderzenie Konrada Gutowskiego. Powiało nadzieją, że gospodarze w końcu się przebudzą. Zamiast kolejnych sytuacji były kolejne straty piłki. Tym razem Pieńkowskiego i Kristo.
W 74. minucie łodzianie w końcu trafili do bramki gości. Po znakomitym zagraniu Pieńkowskiego rezerwowy Mateusz Michalski doprowadził do remisu. Do końca meczu było jeszcze sporo czasu, by strzelić kolejnego gola i wygrać to spotkanie.
W tym meczu piłkarze Widzewa bardziej walczyli ze sobą, swoimi słabościami, niż z rywalem. W 88. minucie byli jednak blisko zdobycia drugiej bramki. Bartłomiej Polok zdołał jednak wybić zmierzającą do siatki piłkę po strzale Banaszaka. Łodzianie stracili dwa punkty i pozycję lidera. Na pierwsze miejsce awansował Radomiak, który ma punkt przewagi nad Widzewem.
Widzew Łódź – ROW Rybnik 1:1 (0:1)
Bramki:
Michalski 74. – Rostkowski 1.
Widzew: Wolański – Sylwestrzak (46. Zuziak), Tanżyna, Zieleniecki – Turzyniecki, Kristo, Mąka (46. Pieńkowski), Radwański, Gutowski (87. Ameyaw) – Banaszak, Świderski (59. Michalski).