Wydaje się, że właśnie takiego meczu potrzebował Widzew. Meczu, który wygrał, mimo tego, że nie układał się po jego myśli.
W historii Widzewa nic już zapewne nie przebije remontady z 1997 roku, kiedy na dwie minuty przed końcem meczu łódzka drużyna przegrywała na Łazienkowskiej z Legią Warszawa 0:2, by wygrać 3:2 i zdobyć mistrzostwo Polski. Podobnie było rok wcześniej. Wtedy jednak było 1:0 dla Legii, a czasu więcej. Te dwa ligowe mecze przeszły jednak do historii nie tylko Widzewa, ale całej polskiej piłki.
Mecz z GKS-em Tychy do historii nie przejdzie, ale w momencie, w jakim znalazł się zespół, to może być spotkanie kluczowe. Po pierwsze – było to pierwsze zwycięstwo Widzewa na wiosnę w Sercu Łodzi. Dwa pierwsze przegrał i kibice byli wściekli, tym bardziej, że jesienią w lidze nie wygrał tutaj nikt. To zostało przełamane w niedzielę i licznik wygranych meczów w Łodzi zaczął bić na nowo.
Po drugie – drużyna potrzebowała tej wygranej jak tlenu. Wielu kibiców zaczęło już wątpić, czy drużyna Janusza Niedźwiedzia będzie jeszcze grać dobrze i skutecznie. Okazało się, szczególnie w drugiej połowie, że to wciąż możliwe. Nadzieje odżyły.
Po trzecie – piłkarze powinni uwierzyć w siebie i dodatkowo zobaczyli, że walka do końca i widzewski charakter, popłacają.
W pierwszej połowie było tak sobie. Owszem, widzewiacy prowadzili grę, ale brakowało przyśpieszenia w ostatniej fazie akcji, zaskoczenia przeciwnika. Zaskoczył za to on, bo gol GKS-u wcale „nie wisiał w powietrzy”. Debiutujący w Widzewie Henrich Ravas popełnił błąd przepuszczając strzał z ponad 25 metrów. – To była trudna sytuacja. Marek Hanousek chyba chciał wybić piłkę, ale chyba w nią nie trafił. Henrich nie był w stanie zaatakować jej w pierwszej fazie, zawahał się – ocenia Tomasz Wichniarek, dyrektor sportowy w Widzewie. – To była trudna sytuacja. Martwiłem się, że tak wpuścił tego gola i czy to nie wpłynie na niego źle. Ale później dał zespołowi pewności siebie, zwłaszcza na przedpolu. Ogólnie jego występ oceniam pozytywnie.
Słowak debiut ma więc za sobą. To samo można pół żartem, pół serio napisać o Hanousku, bo przecież Czech zagrał od początku na pozycji środkowego obrońcy. Trener Janusz Niedźwiedź przesunął go tam ze środka boiska. Z jednej strony z powodu pewnych dolegliwości Krystiana Nowaka, ale z drugiej, trener chciał coś w tym miejscu zmienić. I Hanousek poradził sobie dobrze, chyba szybciej od Nowaka wyprowadzał piłkę. Niedźwiedź przyznał nawet, że ta zmiana, to o nie była „pochodna sytuacji kadrowej, tylko decyzja, którą trzeba było podjąć”. – Pierwszy raz grałem jako środkowy obrońca, musiałem wykorzystać pierwsze minuty, aby przyzwyczaić się do tej pozycji. Z upływem czasu czułem się coraz lepiej – przyznał Czech.
Wyszło to dobrze, a dzięki tej roszadzie w środku pola znalazło się miejsce i dla Dominika Kuna i dla Patryka Lipskiego. Obaj się napracowali, a ten drugi zaczyna grać coraz lepiej. Wciąż nie wykorzystał całego swojego potencjału, ale kolejny występ w pierwszym składzie działa tylko na korzyść jego i Widzewa.
Przesunięcie Hanouska nie było jedynym zaskoczeniem w składzie. Na prawym wahadle zagrał Karol Danielak, a przed nim Ernest Terpiłowski. To zupełna nowość, chociaż te trzy zmiany testowane były w sparingu z Legią i jak przekonują w klubie, wyszło to bardzo dobrze. W niedzielę się to potwierdziło. Danielak był bardzo aktywny, Terpiłowski do przerwy grał słabiej, ale po przerwie znacznie się poprawił. Strzelił też gola. – Bramka bardzo mnie cieszy, tym bardziej że spotkanie też nie było łatwe. Fajnie, że mogłem wyrównać stan rywalizacji tym trafieniem i dodać naszej drużynie skrzydeł. Zawsze staram dawać z siebie sto procent i walczyć do samego końca – dziś moje zaangażowanie przyniosło drużynie dużo korzyści. Dziś nasza prawa strona, na której grałem z Karolem Danielakiem, naprawdę dobrze funkcjonowała. Obaj mamy inklinacje dynamiczne i nieźle się odnajdujemy na boisku wymieniając między sobą podania – ocenił młody skrzydłowy.
CZYTAJ TEŻ: Widzew już szykuje letnie transfery. Wiadomo, na jakie pozycje
Gra na wahadle nie była, co przyznał on sam, nowością dla Danielaka. – Wahadło jest dla niego – uważa Wichniarek. – Kiedyś obserwowałem go, gdy grał w Arce Gdynia i chciałem go do Warty Poznań i to na pozycje prawego obrońcy. Ale on ma też inklinacje ofensywne, więc to jest dobra pozycja dla niego. A Ernest? Pokazał swoje umiejętności i potencjał motoryczny. Już w sparingu z Legią wyglądało to dobrze.
Jeśli już chwalimy, to warto pochwalić też lewą nogę Radosława Gołębiowskiego i bystrość w polu karnym Bartłomieja Pawłowskiego. Ta mieszanka w 87. minucie plus zaangażowanie wszystkich piłkarzy, złożyły się na remontadę, której Widzew tak bardzo potrzebował. – Potrafiliśmy się podnieść, kruszyliśmy ten mur i w końcu stworzyliśmy swoje sytuacje. Po pierwszej bramce dla nas dostaliśmy dodatkowego zastrzyku energii. Reasumując, wygraliśmy zasłużenie – podsumował Niedźwiedź. Był charakter, ale – zwłaszcza po przerwie – była też dobra gra, szybkie akcje i w końcu dużo bramkowych okazji. Gorzej było ze skutecznością, ale najważniejsze, że skończyło się dobrze.
Oczywiście w pamięci została zwłaszcza niewykorzystana sytuacja Bartosza Guzdka. – Nawet najlepszym na świecie się takie rzeczy zdarzają. Szkoda że przydarzyło się akurat jemu, bo w lidze dawno nie strzelił. Myślę, że bramkarz lekko musnął pikę i stąd to pudło. Powinien też spróbować lewą nogą, a nie prawą. Wtedy pewnie, by się odbiło i wpadło – mówi Wichniarek.
To był rzeczywiście wypadek. Ważne, że wraca jakość, co podkreślił nawet trener GKS-u Artur Derbin. – Jeśli chodzi o te cechy czysto piłkarskie, to myślę, że Widzew dzisiaj jednak pokazał jakość – stwierdził.
Czy Widzew zacznie serię zwycięstw? Zagraj z NobleBet!
Teraz najważniejsze, by to utrzymać. W środę czerwono-biało-czerwoni zagrają w Katowicach z GKS-em, a w niedzielę ze Skrą Częstochowa w Sercu Łodzi. 6 punktów to marzenie, z 4 też chyba kibice byliby zadowoleni. Ważne, że punkty tracą rywale i to co kolejkę. – Teraz wszystkie mecze są ważne. Na początku rundy nie mieliśmy trochę szczęścia, więc musimy teraz musimy punktować, by jak najszybciej osiągnąć większą przewagę albo do końca utrzymać tę, którą mamy teraz – mówi Wichniarek.
Jeśli się to uda, to wiadomo, jaki będzie finał sezonu.