Mieli apetyt na więcej, ale muszą zadowolić się remisem. Grający w przewadze ŁKS odrobił w starciu z Piastem Gliwice trzybramkową stratę, lecz pomimo licznych sytuacji nie potrafił przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.
ŁKS rozpoczął spotkanie bardzo niemrawo. Łodzianie przegrywali rywalizację w środkowej strefie boiska, nie potrafili wyjść z piłką z własnej połowy. Problem zaczynał się już w momencie wyprowadzenia futbolówki od bramki – zarówno Marciniak, jak i Gulen nie są stoperami, których największym atutem ust inicjowanie akcji i ofensywnych i było to wyraźnie widać. Taki obraz gry sprzyjał Piastowi, który czyhał na błąd gospodarzy w rozegraniu i wyprowadzał dynamiczne, konkretne akcje. Jedna z nich już w dziesiątej minucie dała gliwiczanom otwierającą wynik bramkę. Była ona efektem sytuacji, w której ełkaesiacka defensywa kompletnie się pogubiła – piłkarze Piotra Stokowca zostawili bez opieki Damiana Kądziora, a widzący to koledzy Felix do niego dograł. (Były?) reprezentant Polski miał bardzo dużo czasu, żeby złożyć się do strzału. Piłka po jego uderzeniu odbiła się dodatkowo od próbującego je blokować Tutyskinasa i kompletnie zmyliła interweniującego Bobka.
Po tej sytuacji obraz gry nie uległ zmianie – ŁKS był przy piłce, lecz w praktyce oznaczało to głównie wymienianie podań między bezradnymi w rozegraniu Marciniakiem i Gulenem. Piast był zaś do bólu efektywny. W dwudziestej minucie goście stworzyli drugą w meczu naprawdę groźną sytuację i od razu podwyższyli wynik vna 2:0 – po rzucie wolnym z bocznego sektora boiska główkowy pojedynek wygrał Mosór i skierował piłkę do bramki strzeżonej przez Bobka.
Pomimo upływu kolejnych minut gospodarze byli wciąż porażająco bezradni w rozegraniu piłki, popełniali szkolne błędy. Jednocześnie notowali straty i narażali się na kontry rywali. Jedna z nich przyniosła Piastowi trzecią bramkę – po akcji, w której goście wygrywali pojedynki z dziecinną łatwością, piłkę do pustej bramki wpakował Michael Ameyaw. Po trzecim golu kibice nie wytrzymali: „Po co wy gracie, jak wy ambicji nie macie?” pytały ełkaesiaków trybuny Stadionu Króla, a boiskowe wydarzenia nie dawały piłkarzom choćby cienia usprawiedliwienia.
Na przebieg dalszej części pierwszej połowy najlepiej spuścić zasłonę milczenia – dość powiedzieć, że nie zdarzyło się nic, co w jakimkolwiek stopniu zmieniłoby obraz gry. Dopiero w czasie gry doliczonym do pierwszej połowy ŁKS zatrudnił obrońców Piasta, gdy po rzucie rożnym egzekwowanym przez Ramireza zakotłowało się w polu karnym. Ta sytuacja przyniosła też ŁKS-owi nieoczekiwany prezent od VAR-u.
Dzięki analizie wideo Krzysztof Jakubik i Paweł Sokolnicki wypatrzyli, że gdy piłkarze obu drużyn wybiegali z pola karnego za kontrą Piasta, Alexandros Katranis podłożył nogę Adrienowi Louveau. Sytuacja była klarowna – Grek obejrzał czerwoną kartkę, a sędzia podyktował jedenastkę (był to jednak bardzo „varowy” rzut karny – sytuacja niemożliwa do wypatrzenia w epoce sprzed wprowadzenia wideoweryfikacji). Piłkę z „wapna” uderzał Dani Ramirez, który pewnym strzałem pokonał Placha i dał kibicom ŁKS-u odrobinę nadziei na lepszą drugą połowę.
W przerwie Piotr Stokowiec przeprowadził dwie zmiany – w miejsce Dankowskiego i Głowackiego na boisku pojawili się Tejan i Szeliga. Pierwszy z nich już po dwóch minutach pokazał, że nie zasłużył na to, żeby siedzieć na ławce – w kapitalnej indywidualnej akcji wyskoczył zza pleców Czerwińskiego, odebrał mu piłkę i precyzyjnym strzałem w dalszy róg bramki pokonał Placha. Po strzelonym golu znaczącym gestem wskazał na głowę.
I faktycznie, ta bramka miała ogromny wpływ na psychikę łodzian, ewidentnie ich odblokowała – w zrezygnowanym wcześnej zespole wróciła waleczność, w indywidualnych pojedynkach łodzianie grali wreszcie z niezbędną agresją. Wzmógł się także doping na trybunach. Na efekty nie trzeba było długo czekać – najpierw po składnej akcji przewracany w polu karnym był Michał Mokrzycki (sędzia nie zdecydował się jednak na podyktowanie drugiej „jedenastki), później kąśliwy, ale niecelny strzał głową oddał Marciniak. Po tym początkowym okresie naporu ŁKS-u gra znów się wyrównała. Do głosu doszli goście, którzy szukali swoich szans po stałych fragmentach gry. Łodzianie wychodzili z nich jednak obronną ręką.
Ełkaesiacy mieli jednocześnie spore problemy z rozgrywaniem akcji, nie potrafili przedrzeć się przez obronę rywali ustawioną w niskim pressingu. Co nie udawało się z gry, Biało-Czerwono-Biali wywalczyli jednak po stałym fragmencie gry. W 68. minucie ŁKS wykonywał rzut rożny. Głęboko zagraną piłkę odbił Plach – ta pofrunęła jednak wprost w Janczukowicza, który błyskawicznie złożył się do strzału i umieścił futbolówkę w siatce.
W ostatnich minutach ŁKS miał wiele sytuacji na zapewnienie sobie zwycięstwa. Najpierw na bramkę Placha uderzał Ramirez, lecz piłkę złapał Plach, następnie wprost w bramkarza z kilku metrów główkował Jurić. Szczególnie gorący był doliczony czas gry, w którym na bramkę rywali uderzali Ramirez (rykoszet, piłka pofrunęła obok słupka) i Mokrzycki (zablokowane uderzenie z obrębu pola karnego). Ostatecznie łodzianie musieli jednak zadowolić się remisem.
ŁKS – Piast Gliwice 3:3
10 – Kądzior
20 – Mosór
38 – Ameyaw
45 + 7 – Ramirez (K)
48 – Tejan
68 – Janczukowicz
ŁKS: Arndt – Dankowski (45. Szeliga), Gulen (66. Hoti), Marciniak, Tutyskinas – Ramirez, Mokrzycki (82. Małachowski), Louveau, Głowacki (45. Tejan) – Janczukowicz, Jurić
Piast: Plach – Pyrka, Mosór, Czerwiński, Katranis, Kądzior, Dziczek. Tomasziewicz, Szczepański (45. Holubek), Felix (88. Hulk), Ameyaw