Nie ma dobrego kandydata na nowego trenera reprezentacji Polski. Tak na dobrą sprawę, to można byłoby losować.
Od środy 29 grudnia polska reprezentacja znów nie ma selekcjonera, po tym, jak PZPN dogadał się z Paolo Sousą i rozwiązano kontrakt. Portugalczyk jest już trenerem brazylijskiego Flamengo. Do Polski przez jakiś czas nie powinien przyjeżdżać, z czym akurat nie powinien mieć problemów, bo chyba i tak nie lubił tu bywać.
Szpakowaty Portugalczyk trochę nas pobajerował, przegrał z kretesem Euro, pokonał kilku słabeuszy i się zwinął. Chwilę przed najważniejszym meczem. Wielu dziennikarzy ochrzciło go najgorszym trenerem kadry 50-lecia. Niektórzy złośliwie dali go tuż za Zbigniewem Bońkiem, któremu w reprezentacji rzeczywiście też za dobrze nie poszło. Ale chyba jednak nie gorzej, niż z wyborem Portugalczyka niespełna rok temu.
Ale było minęło i trzeba patrzeć w przyszłość, czyli wybrać nowego selekcjonera, bo przecież w marcu gramy w barażach o mundial z Rosją, a potem – daj Boże – ze zwycięzcą meczu Szwecja – Czechy.
Jest niemal pewne, że przyszłym trenerem kadry będzie Polak. Nie tylko dlatego, że zawód sprawił nam właśnie obcokrajowiec, ale też dlatego – a może przede wszystkim – że nowy prezes PZPN Cezary Kulesza nie zna angielskiego. Rozmawia po rosyjsku, ale faworyt wielu, czyli Stanisław Czerczesow, zresztą żywo zainteresowany prowadzeniem naszej reprezentacji, nie mógł już czekać dłużej i teraz będzie mówił po węgiersku w Ferencvarosie Budapeszt.
Jest jeden obcokrajowiec, który porozumiewa się po polsku. To Albańczyk Enkeleid Dobi. Były trener Widzewa zapowiadał kiedyś, że w przyszłości poprowadzi polską kadrę. Oczywiście życzymy mu tego (sobie nie), ale nie ma chyba wątpliwości, że to jeszcze nie jest ten moment.
W mediach trwa wyliczanka trenerów, którzy mogą zastąpić Sousę. Wśród nich jest kilku byłych trenerów Widzewa i ŁKS-u, czyli Czesław Michniewicz, Waldemar Fornalik i Michał Probierz (prowadził obie łódzkie drużyny), a na dokładkę Marek Papszun, Jacek Magiera, Jerzy Brzęczek i Adam Nawałka.
Żaden z nich nie jest kandydatem dobrym. Najprościej byłoby oczywiście zatrudnić któregoś z tych, którzy obecnie nie mają pracy, ale warto się zastanowić, dlaczego jej nie mają, niektórzy już bardzo długo. Ktoś, kto prowadził reprezentację w dużym europejskim kraju powinien chyba przebierać w ofertach, może nie klubów i federacji z topu, ale chociaż średniaków. Tymczasem o propozycjach pracy dla Nawałki i Brzęczka nie słychać. Przypomnijmy jeszcze tym, którzy mają słabszą pamięć, że ten pierwszy, który jest chyba jednym z dwóch głównych faworytów do powrotu, owszem, nieźle poradził sobie na jednym Euro (chociaż można było zajść wyżej), ale zawalił już też koncertowo mistrzostwa świata (dwie porażki i słynny niski pressing z Japonią). Teraz miałby walczyć o kolejne mistrzostwa? Dziwne.
Trudno też wyobrazić sobie powrót Brzęczka, którego nie tak przecież dawno z reprezentacji Boniek wygonił i mało kto tego żałował, łącznie z piłkarzami. Czepiano się raczej formy zwolnienia i momentu, w którym tego dokonano.
Wolny jest też Probierz, ale on przez lata usilnie pracował na to, by z grona kandydatów na trenera reprezentacji go wykluczyć. W Cracovii, którą prowadził jak na siebie dość długo. stawiał głównie na obcokrajowców, nawet jeśli byli gorsi od Polaków. Nie ma pewności, jak Probierz czułby się w szatni pełnej swoich rodaków. Nie ma w tym wielkiego doświadczenia.
Chyba odpadają Fornalik i Papszun i to nie tylko dlatego, że mają pracę. Kadra potrzebuje kogoś zadaniowego, na razie na dwa mecze. Ci trenerzy słyną raczej z wolnej (acz w naszej lidze skutecznej) i systematycznej pracy. Tutaj czasu nie ma.
Jest jeszcze wspomniany też już wyżej Magiera, czyli trener Śląska Wrocław. Nie tak wcale dawno temu prowadził reprezentacje do lat 20 i 19, więc wie, jak pracuje się w roli trenera kadry. Do tego wszyscy go lubią i szanują. W lidze jego Śląsk jest jednak średniakiem i trudno zachwycać się jego grą i wynikami. A w Europie? W sierpniu w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Konfederacji zespół Magiery dostał takie lanie od Hapoelu Beer Shewa, że boli do dzisiaj. To była kompromitacja.
Został nam jeszcze Michniewicz, który jest chyba kandydatem numer jeden. To dobry zadaniowiec i motywator (chociaż czy to działałoby także na reprezentantów?) z sukcesami w Polsce (mistrzostwa) i z doświadczeniem z kadry młodzieżowej. Z której jednak w październiku 2020 w trakcie eliminacji do Euro odszedł do Legii Warszawa gwarantującej mu o wiele wyższe zarobki. Trochę to przypomina Sousę. Trudno też zapomnieć słynne 711 połączeń Michniewicza z niejakim „Fryzjerem”.
Jak widać, nie widać w tej chwili dobrego kandydata na nowego trenera reprezentacji. Tak naprawdę można byłoby wrzucić kulki z nazwiskami do słoika i jednego z nich wylosować. W marcu – bez względu na to, kto będzie stał przy ławce – reprezentację i tak poprowadzi Robert Lewandowski. Jak zawsze.