Jakub Siekacz (Łódzki Sport): Jesteś zawodnikiem futsalu. Jednak pewnie jak w większości przypadków, twoja historia zaczęła się od tradycyjnej piłki nożnej. Jak to wszystko się zaczęło?
Joao Bernardes (Widzew Łódź Futsal): Tak, dokładnie. Zaczynałem jako małe dziecko w Estrela Da Amadora. To klub z miasta, w którym się wychowałem. Tak rozpocząłem treningi i nauczyłem się podstaw gry. I tam właśnie pokochałem futbol.
A co czujesz, gdy o nim myślisz?
Tych myśli jest zbyt dużo, bym mógł to jakoś sprecyzować. Ale gdybym miał uogólnić to czuję po prostu, że piłka to ważna część mojego życia. Coś, co jest ze mną od zawsze i na zawsze. To wyjątkowe uczucie.
Jak wyglądała Twoja kariera, zanim trafiłeś do Widzewa?
Jak już powiedziałem zacząłem tak jak większość juniorów, czyli trenowałem w miejscowym klubie. Później trafiłem do drużyny futsalu i zacząłem się równocześnie rozwijać w tym obszarze. W którymś momencie postawiłem wszystko na piłkę na hali. W barwach Benfiki zadebiutowałem w drugiej dywizji AMSAC, czyli naszej lidze futsalu. Następnie trafiłem do Francji i Belgii, aż wylądowałem w Czechach, gdzie występowałem w zespole Sparty Praga. No i oczywiście, w końcu przyszedł czas na Widzew, w którym jestem aktualnie i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
A jak właściwie się stało, że tu trafiłeś? Wiadomość o tym, że przybyłeś do Polski na testy sportowe była wielkim zaskoczeniem.
Temat Widzewa zaczął się przed startem poprzedniego sezonu. Mój agent obserwował kluby, które mogłyby być mną zainteresowane. Jednym z nich był właśnie Widzew. W końcu doszło do bezpośredniego kontaktu, zaczęliśmy rozmawiać i zostałem zaproszony na testy. Zostałem pozytywnie oceniony przez sztab i przeszliśmy do kwestii formalnych. To trochę trwało, ale ostatecznie podpisaliśmy kontrakt. To dla mnie dużo znaczy i cieszę się, że mogę teraz reprezentować tak wielki klub jakim jest Widzew.
Rozwijając się w Portugalii, grając tam przez długi czas, jakie zauważasz różnice między piłką w swoim kraju, a w Polsce?
Może to kogoś zdziwi, ale nie widzę dużych różnic. Piłka w Polsce jest na pewno bardziej fizyczna, z kolei w Portugalii bardziej techniczna. Jednak mimo tego, to jest ten sam sport. Poziom meczów może się różnić ze względu na umiejętności poszczególnych graczy, ale w Polsce jest naprawdę wielu świetnych zawodników.
Benfica, w której grałeś to wielki, europejski klub, z imponującymi tradycjami. Również tymi w zakresie szkolenia zawodników. Czego nauczyłeś się występując w drużynie „Orłów”?
Tak jak powiedziałeś, to wielki klub. Do tego stopnia, że kształci swoich graczy nie tylko w zakresie futbolu. W Lizbonie najpierw nauczyłem się wielu rzeczy, które są ważne dla człowieka, a które nie są ściśle związane ze sportem. To szacunek do szkoły, zrozumienie jej znaczenia dla naszego życia. Drugą rzeczą jest dyscyplina, ale to ma już duże przełożenie na futbol. Punktualność, pewność siebie, zawziętość. Można powiedzieć, że to jakim jestem człowiekiem to w dużej mierze zasługa klubu, który kładzie na to duży nacisk. Jeśli chodzi o piłkę, to czytanie taktyki, schematów, zachowań na boisku, rozumienie gry, to wszystko stoi tam na najwyższym poziomie.
Zaaklimatyzowałeś się już w Łodzi? Jak się czujesz w naszym mieście? Masz jakieś ulubione miejsce?
Szczerze powiedziawszy to nie zwiedzałem zbyt dużo. Ale muszę przyznać, że w wielu lokalizacjach zauważam podobieństwa do Lizbony. Łódź to piękne miasto. A jeśli chodzi o ulubione miejsce, to postawiłbym na Manufakturę i jej rynek. Niesamowite miejsce.
ZOBACZ TAKŻE>>>Wreszcie to zrobił. Kristoffer Normann Hansen pokazał, co potrafi [WIDEO]