Patryk Stępiński niedawno odebrał nagrodę za 100 ligowych występów w barwach Widzewa Łódź. Kapitan klubu z Al. Piłsudskiego 138 w pierwszej części wywiadu opowiedział nam, co dla niego znaczy ta nagroda. Piłkarz zdradził także m.in. jak jego okiem zmienił się cały klub na przestrzeni lat i dlaczego cały zespół wygląda tak dobrze pod okiem Janusza Niedźwiedzia. Zapraszamy na pierwszą część wywiadu z Patrykiem Stępińskim, kapitanem Widzewa.
Piotr Grymm: Niedawno odebrałeś nagrodę za 100 ligowych meczów w barwach Widzewa. Chyba śmiało można cię nazwać już jedną z ikon tego klubu?
Patryk Stępiński: Na pewno 100 meczów rozegranych w barwach Widzewa, czy każdego innego klubu, to ogromne wyróżnienie dla zawodnika. Dla mnie, dla łodzianina, osoby która się tu wychowywała to ma jeszcze większe znaczenie. Ikoną bym się nie nazwał, bo większych sukcesów, takich jak zespół z lat 70-tych, 80-tych, czy 90-tych nie odnieśliśmy. Dlatego ikoną na pewno bym się nie nazwał. Na razie kibice żyją tamtymi latami, gdzie klub odnosił największe sukcesy i na pewno mają tutaj dużo racji. My jako zespół, czy ja jako osoba na pewne przywileje muszę sobie dopiero zapracować.
Jesteś jednym z czterech zawodników, którzy pamiętają początki 1 ligi jeszcze za trenera Enkeleida Dobiego. Oprócz ciebie jest jeszcze Dominik Kun, a pół roku później dołączyli Marek Hanousek i Jakub Wrąbel. W twoim przypadku to sprawa oczywista, bo jesteś kapitanem zespołu, ale czy pozostała trójka pomaga ci w trzymaniu szatni w ryzach? Domyślam się, że w tej grupie może być jeszcze Bartłomiej Pawłowski.
Rzeczywiście razem z tymi trzema osobami, które tutaj wymieniłeś, jesteśmy najdłużej tutaj w zespole. Jeśli chodzi o trzymanie szatni, to są takie cechy wolicjonalne. To bardziej zależy od charakteru. Nie każda osoba, która jest długo w szatni ma takie predyspozycje. Czasami ktoś, kto jest dopiero pół roku w drużynie od razu się wkomponuje i czuje się pewnie i ma takie cechy charakteru, które go do tego predysponują, a niektórzy wolą po prostu wszystko robić w ciszy. Jeśli chodzi o takie osoby jak Dominik i Kuba to są spokojni ludzie. Jak trzeba będzie wyrazić swoje zdanie, to to zrobią, ale jeśli chodzi o jakieś rozmowy z trenerem, czy jakieś cięższe sprawy do załatwienia to mamy radę drużyny. Jestem ja, Paweł Zieliński, Bartek Pawłowski i teraz jeszcze Marek Hanousek. Dominik Kun też jest akurat w radzie zespołu. To są takie osoby, które takie pozaboiskowe sprawy załatwiają.
Czyli Jakub Wrąbel raczej się nie pcha do rządzenia?
Nie. Kuba jest spokojną osobowością. Kuba przychodzi i robi swoją robotę, ale inne rzeczy zostawia nam (śmiech).
Jak bardzo zmienił się Widzew od momentu twojego przybycia? Nie pytam tylko o aspekty sportowe, bo to widać gołym okiem. Jesteście teraz po prostu czołową drużyną ekstraklasy, która chyba oprócz Rakowa Częstochowa gra najatrakcyjniejszą piłkę w lidze (A na pewno tak było jesienią). Ale pytam także o sprawy organizacyjne, podejście każdego do swoich obowiązków.
Pierwsza rzecz, która się zmieniła, to liczba doświadczonych zawodników. W poprzednich latach, gdzie ja dopiero zaczynałem treningi z pierwszym zespołem w wieku 16-17 lat i regularnie zacząłem grać dopiero w sezonie 2013/2014, to było dużo więcej doświadczonych zawodników. Dzisiaj szuka się głównie piłkarzy do około 30 roku życia. Tamtą szatnią zarządzała grupa starszyzny. A jeśli chodzi o zarządzanie klubem to wiadomo, zmienił się stadion, zmieniła się baza. Kiedyś klub miał swoje problemy finansowe. Trzeba było przymykać oko na pewne rzeczy i patrzeć na to, żeby prezentować się jak najlepiej pod kątem sportowym. Wiadomo też, że jak te możliwości finansowe są mniejsze, to ciężej jest sprowadzić nowych zawodników i utrzymać w klubie tych, którzy będą ten poziom sportowy zapewniać. Aktualnie jesteśmy beniaminkiem i jest ten przeskok między 1 ligą, a ekstraklasą, szczególnie jeśli chodzi o te aspekty wizerunkowe, organizacyjne i medialne. Te różnice są bardzo duże. Pod względem sportowym jesteśmy miłym zaskoczeniem dla całej ligi, a jeśli chodzi o względy organizacyjne to cały czas idziemy do przodu. Pewnych rzeczy nie przeskoczymy, bo nie da się ich przeskoczyć. Mam tutaj na myśli bazę i infrastrukturę. Na to potrzeba czasu i tego nie zrobi się w miesiąc, dwa miesiące, czy pół roku. Czasami na to potrzeba lat. Jest dużo lepiej w porównaniu z tym co było kiedyś, ale wciąż jest sporo braków, nad którymi klub cały czas pracuje.
Marek Hanousek w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego powiedział, że Widzew jest klubem stabilnym, ale wciąż są rzeczy do poprawy. Wskazał tutaj właśnie aspekt treningowy, że w tygodniu musicie trenować na sztucznym boisku, a w weekend przychodzi liga i gracie w piłkę już na naturalnej nawierzchni.
Marek ma rację. Może przyjść prezes, dyrektor sportowy i pewne rzeczy da się trochę szybciej wypracować, chociaż też nie od razu. Jeżeli chodzi o boiska, bazę i obiekty, na których trenujemy, to w Polsce w 2012 roku i następnych latach powstawały piękne stadiony, ale w większości przypadków nie są one zapełniane. Nie mówię tutaj oczywiście o naszym stadionie, ale zapomniano o tym, że zawodnicy większość czasu spędzają w swoich bazach treningowych, a na stadion wychodzą tak naprawdę raz na dwa tygodnie, kiedy jest mecz domowy. W Polsce idzie to teraz w dobrym kierunku, bo kluby gdzieś już swoje bazy budują. My swoją dopiero będziemy zaczynać budować. Tak jak Marek powiedział, my jesteśmy w ekstraklasie, mamy na ten moment dobry wynik, klub idzie w wielu aspektach do przodu, ale jest kilka kwestii, które powinny być na lepszym poziomie. Rozgrywamy mecze na naturalnym boisku, a trenujemy cały tydzień na sztucznej nawierzchni poza jednym dniem, gdzie mamy mecz domowy i możemy wejść na główne boisko. W tym tygodniu jedziemy do Gdańska i nie odbędziemy żadnego treningu na naturalnej płycie, a te boiska dużo się od siebie różnią i w dłuższej perspektywie mogą przynieść niekorzystne efekty zdrowotne i takie, które będą wpływały na przygotowanie zespołu.
Zakładając, że cały tydzień trenujecie na naturalnej nawierzchni. Myślisz, że gralibyście wtedy lepiej niż teraz?
Ciężko powiedzieć. Były w przeszłości takie przypadki, że zespoły trenowały na naturalnej nawierzchni, a mimo to ta forma nie była na odpowiednim poziomie. Tak samo zdarza się, że zespoły cały tydzień trenują na sztucznym boisku, jak my, a wychodzimy później na mecz i zdajemy sobie sprawę, że widza, obserwatorów i koniec końców sztabu szkoleniowego, to nie interesuje. Są postawione wobec nas jakieś oczekiwania i to nie może być wytłumaczenie słabszej postawy jakiegoś zespołu. Jest to natomiast jakieś utrudnienie. Było to widać w meczu z Pogonią, gdzie ta pierwsza połowa to był czas, którego potrzebowaliśmy na złapanie tych przestrzeni i na przestawienie się na trochę inne funkcjonowanie zespołu i piłki na tej naturalnej murawie. W Wiśniowej Górze ta sztuczna murawa jest nowa i jest naprawdę bardzo dobrze przygotowana, ale tam piłka chodzi dużo szybciej i zachowuje się troszeczkę inaczej. Jak później wychodzimy na naturalne boisko, to ten kozioł i zachowanie zawodnika z piłką przy nodze jednak się różni.
Wcześniej wspominałeś, że podczas twojego pierwszego pobytu w Widzewie było więcej starszych zawodników. Dzisiaj w ekstraklasie mamy przepis o młodzieżowcu, który musi grać, żeby wyrobić dla klubu określoną liczbę minut. Czy uważasz, że jest to potrzebne?
Kiedy odszedłem z Widzewa do Wisły Płock, która grała w 1 lidze o miejsce w składzie rywalizowałem wtedy z Arkadiuszem Recą, który aktualnie gra w Serie A i jest reprezentantem Polski. W 1 lidze wówczas też był ten przepis o młodzieżowcu. W ekstraklasie, kiedy ja grałem wcześniej, to tego przepisu nie było. Była wtedy taka sytuacja, że ja grałem na lewej stronie obrony, Arek grał na lewej stronie pomocy, bo trener uznał, że nie traktuje nas już jak młodzieżowców, mimo że nimi byliśmy. Według niego po prostu oboje zasługiwaliśmy na grę w pierwszym składzie. Teraz podobnie jest z Ernestem Terpiłowskim, który jest młodzieżowcem, ale jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że gdyby nie było tego przepisu, to on swoje miejsce w składzie by utrzymał. Jeśli chodzi o tych wszystkich młodych chłopaków, to oni gdzieś patrzą na to, że to miejsce jedno dla nich teoretycznie musi być zagwarantowane, bo jeśli klub tego warunku nie spełni, to będzie musiał ponosić kary finansowe. Dla nich powinno być najważniejsze, żeby przekonywać kolegów z zespołu i sztab, że gdyby tego zapisu nie było, to on i tak miejsce w składzie by wywalczył. Przykładowo Ernest Terpiłowski i inni młodzi zawodnicy, którzy są młodzieżowcami, np. Łukasz Zjawiński mają ten przepis o młodzieżowcu, ale za rok nie będą go mieć, bo wejdą w wiek seniorski, gdzie ten przepis im nie będzie pomagał. Myślę, że im szybciej ci młodzi zawodnicy oswoją się z tym, że będą musieli na normalnych zasadach rywalizować o miejsce w składzie, tym po prostu w przyszłości będzie dla nich łatwiej.
Czyli tak jak powiedziałeś, często młodzi piłkarze mają w głowie, że to jedno miejsce dla nich jest zagwarantowane?
Tak mi się wydaję, że czasami jak jest dwóch młodzieżowców na podobnych pozycjach, to oni mogą myśleć, że nie rywalizują z innymi zawodnikami, tylko między sobą. Mamy Łukasza Zjawińskiego, który o miejsce w składzie musi walczyć z Jordim Sanchezem i tutaj Zjawiński zdaje sobie sprawę, że żeby grać musi wygrać rywalizację z piłkarzem, który nie jest młodzieżowcem. Ale to wcale nie musi oznaczać, że będzie grał tylko jeden młodzieżowiec. Ostatnio wyszliśmy na mecz z Ernestem Terpiłowskim i Łukaszem Zjawińskim w pierwszym składzie. I ja też taką sytuację miałem w Płocku. Trener zawołał mnie i Arka Recę i powiedział nam, że występujemy nie dlatego, że mamy status młodzieżowca, bo mógłby grać tylko jednym z nas, a drugiego posadzić na ławce, tylko uważał, że nasz poziom sportowy jest na tyle wysoki, że obaj zasługiwaliśmy na miejsce w składzie. I tak powinni młodzi piłkarze do tego podchodzić, bo teraz mają status młodzieżowca, ale za chwilę go nie będą mieć i mogą zderzyć się ze ścianą.
Jak jest różnica między trenerem Januszem Niedźwiedziem, a jego poprzednikami? Co takiego zrobił obecny szkoleniowiec, że wzniósł was na taki poziom, a nie udało się to jego poprzednikom?
Trener Niedźwiedź nie przychodził w łatwym momencie, bo w pierwszym sezonie zajęliśmy w 1 lidze dziewiąte miejsce, w klubie były zmiany właścicielskie i była duża niewiadoma, jak to będzie wszystko wyglądało. Wchodząc jednak w aspekty sportowe, to nie można porównywać trenerów jeden do jednego. Trener Dobi grał innymi zawodnikami, innym systemem i miał inny pomysł na granie. Trener Mroczkowski także dysponował innymi zawodnikami, innym budżetem, innymi możliwościami i też miał inny system gry. Żeby można ich było porównać, to musieliby w tym samym czasie prowadzić tych samych zawodników. Wtedy wiedzielibyśmy ile z danego zawodnika trener jest w stanie wydobyć. To dzięki czemu idziemy do przodu pod wodzą trenera Janusza Niedźwiedzia, to jest powtarzalność. Nie było czegoś takiego, że po awansie do ekstraklasy wszystko było wywrócone o 180 stopni i trener zaczął wymieniać cały skład, bo z automatu stwierdził, że ci zawodnicy, których miał w 1 lidze nie będą mu w stanie nic więcej dać w ekstraklasie. Dzisiaj jesteśmy pół roku w ekstraklasie i nadal trzon tego zespołu i większość zawodników pierwszej jedenastki, to są piłkarze jeszcze z 1 ligi. To pokazuje też innym zawodnikom, którzy tutaj przychodzą, że nie jest u nas łatwo sobie to miejsce wywalczyć. Trener był w stanie wypracować u niektórych piłkarzy takie automatyzmy, że potencjalny nowy piłkarz musi zdawać sobie sprawę, że tutaj gra się na wysokim poziomie. Przede wszystkim to jest ta powtarzalność. Cały czas korygujemy błędy, które popełniamy jako zespół i indywidualnie, ale dokładamy też nowe rzeczy, które nas rozwijają. Kiedy rywal stara się zneutralizować nas sposób grania to praca trenera i nie tylko trenera, ale też całego sztabu potrafi sprawić, że my sobie z tym radzimy. Asystenci, trener bramkarzy, trener od przygotowania – to wszystko się tak dobrze zgrało, że daje to taki wynik sportowy, z którego wszyscy w Widzewie i kibice są na ten moment zadowoleni. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że kibic jest wymagający i jeśli będziemy mieli ósme miejsce, to będzie chciał szóstego miejsca, jeśli będzie czwarte miejsce, to będzie chciał drugiego miejsca, aż w końcu będzie chciał, żebyśmy tę ligę wygrali. Wiemy to, ale musimy robić rzeczy po kolei. Nie da się pewnych rzeczy przeskoczyć. I tak wydaje mi się, że wynik sportowy wyprzedza momentami nasze niektóre możliwości. Czasami za szybki przeskok może spowodować, że będziemy musieli zrobić dwa kroki wstecz. Jeżeli natomiast będziemy stopniowo wspinać się szczebelek po szczebelku, to będzie po prostu zdrowsze i lepsze dla funkcjonowania klubu w przyszłości.
Czy zajmując trzecie miejsce na półmetku sezonu w ekstraklasie czujecie, że nałożyliście na siebie dodatkową presję? U was też, tak jak u kibiców, apetyt rośnie w miarę jedzenia i powiedzieliście sobie w szatni, że skoro macie tę trzecią lokatę w połowie sezonu, to może by powalczyć o coś więcej niż tylko utrzymanie?
Rzeczywiście pierwszym celem, jaki został przedstawiony to było utrzymanie, ale spokojne utrzymanie, a nie walka do ostatniej kolejki o pozostanie w lidze. W poprzednim sezonie musieliśmy do ostatniego meczu walczyć o awans, a teraz chcieliśmy uniknąć niepotrzebnych nerwów i spokojnie utrzymać się w lidze. Życie jednak pokazało, że stać nas było na trzecie miejsce w połowie sezonu. Wiadomo, że jak nikt się nie spodziewa i robisz taki wynik, to wszystko jest super, ale teraz każdy remisowy wynik, tak jak na początku tej rundy, mimo dobrej gry, będzie rozpatrywany przez nas i ludzi dookoła, w tym kibiców, jako porażkę. Gdyby te zespoły nas zdominowały i grały dużo lepiej od nas, a nam udałoby się z nimi zremisować, to traktowalibyśmy taki rezultat na początku sezonu, jako dobry, a kompletu punktów szukalibyśmy z tymi drużynami, którzy czasami wskazują jako teoretycznie słabsze. Tabela i wyniki na początku tej rundy pokazują, że ekstraklasa jest tak wyrównaną ligą, że dyspozycja dnia, czy pomysł trenera decyduje o tym kto zwycięży. W poniedziałek Korona z dołu tabeli grała z Cracovią, czyli zespołem, po którym należałoby się spodziewać, że będzie za chwilę na fali wznoszącej i tak, jak na początku sezonu, wygra dwa, trzy mecze z rzędu. To wszystko zostało zweryfikowane i myślę, że tak będzie jeszcze w wielu meczach w ekstraklasie.
Jak traktujecie wasze pierwsze dwa spotkania w rundzie wiosennej? Oba są dla was stratą dwóch punktów, mimo że tym remisom towarzyszyły zupełnie inne okoliczności. W przypadku Pogoni to wy wywalczyliście jeden punkt w ostatniej akcji meczu, a przeciwko Jagiellonii praktycznie w ostatniej akcji meczu prowadzenie straciliście.
Tak, jak powiedziałeś, Jeśli chodzi o mecz z Pogonią to cały czas goniliśmy wynik. Druga połowa była w naszym wykonaniu dużo lepsza. Pogoń nie stworzyła sobie za dużo sytuacji. Ten mecz z Pogonią był bardzo podobnym spotkaniem do tego starcia z Lechią Gdańsk u siebie z początku tamtej rundy. Tam się skończyło porażką, tutaj udało nam się ten remis w samej końcówce wywalczyć. Wtedy Lechia też nie potrzebowała zbyt wielu sytuacji, żeby te trzy bramki zdobyć tak, jak Pogoń teraz. Nie było żadnych zmasowanych ataków Pogoni, przez które czulibyśmy jakieś wielkie zagrożenie, ale te trzy gole po naszych błędach indywidualnych, ale padły. Spotkanie z Jagiellonią to zupełnie inna historia. To my wyszliśmy na prowadzenie i w samej końcówce to prowadzenie straciliśmy. Mecz z Pogonią, mimo że mieliśmy swoje sytuacje, to traktowaliśmy jako zdobycie jednego punktu, a nie stratę dwóch. Szczególnie, że wiedzieliśmy, że Pogoń ma indywidualności i jest mocnym przeciwnikiem. Z Jagiellonią czujemy, że straciliśmy dwa punkty, bo Jagiellonia nie potrafiła nam zagrozić przez większość spotkania, ale w samej końcówce nam tego gola strzeliła.
W drugiej części Patryk Stępiński porówna fanów Widzewa do kibiców klubu ze światowej czołówki, opowie o swoich piłkarskich marzeniach. Kapitan Widzewa zdradzi także, czy istnieją okoliczności, w których dopuszcza myśli o grze dla lokalnego rywala, ŁKS-u.
TUTAJ PRZECZYTASZ DRUGĄ CZĘŚĆ ROZMOWY Z PATRYKIEM STĘPIŃSKIM
CZYTAJT TAKŻE>>>Znany jest priorytet transferowy Widzewa na lato
PKO EkstraklasaRozmowa TygodniaRozmowa Tygodnia ŁSWidzew Łódź