Widzew wygrał pierwszy w tym sezonie mecz na wyjeździe. Łodzianie pokonali w Niecieczy Termalicę. Wynik cieszy, ale emocje trzeba trochę ostudzić.
Pół roku. Tyle widzewiacy nie wygrali wyjazdowego meczu w lidze. RTS w końcu przerwał tę wstydliwą passę pokonując w Niecieczy Termalicę Bruk-Bet. Przed kilkonastoma dniami zremisował tam 2:2 w Pucharze Polski, a do zdobycia awansu potrzebne mu były rzuty karne. Teraz sprawę załatwili dużo szybciej. Pierwsza połowa była w ich wykonaniu bardzo przeciętna, ale i tak udało zdobyć się bramkę. Świetnie dośrodkował Fornalczyk, Therkildsen uderzył na bramkę, a Bergier dołożył głowę. Wcześniej gola strzelili gospodarze. Mogli więcej, ale kapitalną interwencją popisał się Ilić.
Druga połowa to było show Widzewa i Frana Alvareza. Łodzianie byli aktywni, cały czas ciągnęli na bramkę gospodarzy. Hat-trick Hiszpana to pierwsza taka sytuacja w Widzewie na poziomie Ekstraklasy od 2010 roku. Wtedy zrobił to Marcin Robak w meczu ze Śląskiem. Wynik i gra czerwono-biało-czerwonych cieszy, ale tego właśnie powinniśmy wymagać od zespołu zbudowanego za takie pieniądze. Łodzianie nie grali z Legią Warszawa, tylko z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza. Z całym szacunkiem do tej drużyny, to mimo wszystko beniaminek, który w tym sezonie nie wygrał jeszcze u siebie. Mało tego, kilkukrotnie pokazał już, że największe problemy ma, gdy pierwszy strzeli gola. Tak było też tym razem. Naprawdę chcielibyśmy wierzyć w to, że ten mecz będzie “nowym otwarciem” dla RTS-u, że właśnie tego ten zespół potrzebował i teraz maszyna już na pewno ruszy. Ale myśleliśmy tak już np. po meczu z Arką Gdynia. Po starciu z GKS-em Katowice byliśmy przekonani, że drużyna cały czas się rozkręca i na jej prawdziwą twarz poczekamy jeszcze kilka kolejek. Rzeczywistość była taka, że łodzianie kilka kolejek później wyglądali tragicznie.
Ta efektowna wygrana prawdopodobnie zapewniła Patrykowi Czubakowi spokojną przerwę na kadrę. Pojawiła się wiara, że teraz zespół odpali, że ten mecz to było to coś czego brakowało. Oczywiście w Widzewie w ostatnich tygodniach nie można być niczego pewnym, więc trzeba brać pod uwagę, że do zmiany szkoleniowca może jednak dojść. Która opcja byłaby lepsza? Nas mimo wszystko projekt Patryka Czubaka nie przekonuje i ciężko nam uwierzyć w to, że pod jego wodzą Widzew zacznie rozgrywać takie mecze jak ten sobotni regularnie, a już na pewno, że zagra z takim polotem z jakimkolwiek silniejszym przeciwnikiem.
1 Comment
BEZWZGLĘDNIE KONIECZNA I NATYCHMIASTOWA JEST ROSZADA NA ŁAWCE TRENERSKIEJ,GDZIE ZASIĄŚĆ MUSI NOWY,SOLIDNY SZKOLENIOWIEC,A CZUBAK POZOSTANIE JEGO ASYSTENTEM…NAKAZEM CHWILI JEST PODNIESIENIE POZIOMU GRY,BO STRATA DO MIEJSCA DAJĄCEGO GRĘ W EUROPEJSKICH PUCHARACH ZMNIEJSZYŁA SIĘ TYLKO DO PIĘCIU PUNKTÓW…JEDNAK NIE OSIĄGNIEMY TEGO BEZ PROFESJONALNEGO TRENERA, KTÓRY ODNOSIŁ JUŻ TAKIE SUKCESY…SALOMONOWYM WYJŚCIEM Z TEJ TRUDNEJ OBECNIE SYTUACJI JEST TO,ŻE UMOWA CZUBAKA BĘDZIE TRWAĆ DALEJ,ALE DE FACTO ZOSTANIE ON PRZESUNIĘTY NA FUNKCJĘ DRUGIEGO TRENERA…TEN ZABIEG JEST ABSOLUTNIE KONIECZNY,BO NIKT TERAZ NIE ZARĘCZY,ŻE DOBRZYCKIEMU NIE OBRZYDNĄ CIĄGŁE PORAŻKI,ORAZ BRAK REALIZACJI JEGO NACZELNEGO CELU (GRA W EUROPEJSKICH PUCHARACH) I NIE PRZESTANIE JUŻ W WIDZEW INWESTOWAĆ…NIE WOLNO JUŻ Z NICZYM CZEKAĆ,BO MNIEJSZEJ RÓŻNICY PUNKTOWEJ DO STARTU W PUCHARACH,NA PEWNO JUŻ NIE BĘDZIE…