Mikkel Rygaard miał zostać liderem ŁKS-u, wprowadzić drużynę do ekstraklasy i być jej gwiazdą. Na boisku jednak zawodzi (na razie?!), a okoliczności transferu poważnie uderzyły w wizerunek klubu.
Przed przejściem do ŁKS-u mówiono o nim duński Messi. Rygaard czarował techniką i kreatywnością, której pozazdrościć mu mógł Dani Ramirez. W jego poprzednim klubie FC Nordsjaelland określono go “przywódcą grupy tygrysów”, bo ten właśnie drapieżnik występuje w herbie duńskiej drużyny.
W Superligaen rozegrał 105 meczów strzelił 14 bramek i 28 razy asystował. Otarł się nawet o eliminacje do europejskich pucharów. Młodzieżowy reprezentant Polski Kamil Grabara, który zetknął się z Rygaardem w Danii, nie dowierzał, że zawodnika tej klasy udało się ściągnąć na drugi szczebel rozgrywkowy w Polsce.
Duńczyk miał być piłkarzem gotowym do gry w ekstraklasie, a runda wiosenna w pierwszej lidze miała stanowić dla niego okres przygotowawczy przed poważnymi meczami. A potem Rygaard wyszedł na boisko…
W wywiadzie dla duńskiego portalu www.tipsbladet.dk nowy wówczas ełkaesiak stwierdził: – Gdybym miał może więcej ofert z innych krajów, to nie wiem czy bym trafił do Polski. Tak się stało i nie mogę się doczekać początku w nowym klubie. Moim wielkim celem było wyjechanie z Danii, bo zagranicą grałem tylko jako młody chłopak, w Charltonie. Żałowałbym gdybym nie skorzystał z tej oferty. Dostałem dużo lepszy kontrakt niż w FC Nordsjælland, bo warunki podatkowe tutaj są lepsze. Nie chcę powiedzieć, że mój kontrakt jest znacznie lepszy, ale tutaj zarobię więcej pieniędzy. Muszę przyznać, że nie do końca zdawałem sobie sprawę, że klub z drugiego poziomu rozgrywkowego w Polsce może zaoferować takie pieniądze
Według naszych informacji Duńczyk w Łodzi dostaje 45 tys. zł miesięcznie. Bardzo dużo. Dla porównania zarobki piłkarzy mistrza Szwecji, Malmö FC. W podane kwoty wliczone są wszelkie premie i umowy sponsorskie.
Licząc tylko podstawową pensję, Rygaard byłby drugim najlepiej zarabiającym zawodnikiem Malmö. PKB Szwecji wynosi prawie 54 tys. dolarów na osobę, a Danii 50 tys., a Polski – ok. 44,5 tys.. Ze słów 30-letniego pomocnika i załączonej tabeli łatwo wysnuć wniosek, że w ojczyźnie zarabiał znacznie mniej niż na drugim szczeblu rozgrywkowym w Polsce. Co dał ŁKS-owi w zamian?
Rygaard rozegrał dla ŁKS-u 28 meczów, strzelił jedną bramkę i dwa razy asystował. Jak na piłkarza, który miał być gwarantem awansu do ekstraklasy to bardzo mało. Takie liczby byłyby akceptowalne w przypadku młodego gracza, który dopiero wchodzi do drużyny. Duńczyk często irytował nonszalancją, zdarzało mu się tracić w nieprzemyślany sposób piłkę, a spotkanie z Cracovią obnażyło jego braki motoryczne. To dziwne, bo na obozie zimowym Rygaard narzekał: – Intensywność treningów w moim poprzednim klubie była większa. Dopiero po tym jak podkręciliśmy intensywność zacząłem odczuwać zmęczenie. – mówił w Side pomocnik.
Jakby problemów boiskowych było mało, na jaw wyszło, że ŁKS nie zapłacił FC Nordsjælland za transfer Rygaarda. To zaskakujące, bo władze klubu dawały do zrozumienia, że został sprowadzany na zasadzie z wolnego transferu.
– Nie dostaliśmy zapłaty, choć minęło już dziewięć miesięcy od uzgodnionej między klubami daty przelewu. Mimo że na prośbę polskiego klubu przesunęliśmy już raz datę zapłaty, to wciąż nie otrzymaliśmy żadnej płatności. To frustrujące i nie do zaakceptowania wśród profesjonalnych klubów. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich standardów – mówił w rozmowie “Sportowym Faktom” Jan Laursen prezes FC Nordsjaelland.
Duńczycy rozważają kroki prawne wobec ŁKS-u. Władze łódzkiego klubu zapewniają, że krótce uregulują należności, bo spółka w przyszłym tygodniu ma zostać dokapitalizowana 7 mln zł. Skąd wezmą tyle pieniędzy? O odpowiedź poprosiliśmy rzecznika prasowego ŁKS-u, ale przed publikacją artykułu jej nie otrzymaliśmy.