– Byłem w ŁKS-ie tylko pięć miesięcy, a wspomnienia mam do końca życia. – mówi Sebastian Mila.
Spotykamy się w 20. rocznicę wielkiego dla polskiej piłki wydarzenia. Polska z panem w składzie wywalczyła medal mistrzostw Europy do lat 18. Co się stało, że nikt nie powtórzył waszego sukcesu?
Sebastian Mila: Nie wiem czy my powinniśmy odpowiadać na to pytanie, bo my ze swojego zadania się wywiązaliśmy. To były inne czasy… wspaniali ludzie, wyjątkowa atmosfera, najlepsi trenerzy, to była nasza siła. Być może inni tego nie mieli, dlatego nie udało im się powtórzyć.
W składzie oprócz pana mieliście Łukasza Madeja, Pawła Golańskiego, Wojciecha Łobodzińskiego… Jakość piłkarska była kluczem do zwycięstwa?
– Atmosfera była kluczowa. Na rodzinie możesz polegać zawsze. Łatwo jest dawać sobie wsparcie kiedy wszystko się układa i osiągasz kolejne sukcesy. U nas bywały kryzysy, ale zawsze dawaliśmy sobie wsparcie, czy to w życiu, czy na boisku.
Czy wasz rocznik może czuć się spełniony. Wydaje się, że niektórzy mogli wycisnąć z kariery nieco więcej?
– Bardzo chcieliśmy mieć takie piękne kariery jak Roberta Lewandowskiego. Zwycięstwo w mistrzostwach Europy, to był dla nas świetny start. Po 20. latach, kiedy patrzę na to z dystansem to myślę, że najważniejsze jest to, że każdy wyszedł na porządnego człowieka. Spotykam się dziś z chłopakami, z którymi grałem w młodzieżówce, rozmawiamy o żonach, dzieciach, o tym co robimy teraz i każdy z nas poradził sobie w życiu. Oczywiście, że złoty medal mistrzostw Europy to piękne wspomnienie, ale ważniejsze jest to, że teraz jesteśmy dobrymi mężami, ojcami. A jest to spowodowane tym, że mieliśmy w kadrze świetnych nauczycieli.
Spotykamy się w Łodzi. Jak pan wspomina pobyt w ŁKS-ie?
Łódź to dla mnie miasto wyjątkowe. Kiedy wspominałem o rodzinie… W pewnym momencie swojej kariery bardzo potrzebowałem ŁKS-u, to był jedyny klub, który mnie chciał w tamtym momencie. Przejście na al. Unii okazało się strzałem w dziesiątkę. Nawet kiedy jako piłkarz Śląska Wrocław przyjechałem na mecz z ŁKS-em dostawałem brawa, nie padło ani jedno złe słowo. Wtedy zrozumiałem, że trafiłem do wyjątkowego klubu, z wyjątkowymi kibicami. Byłem w ŁKS-ie tylko pięć miesięcy, a wspomnienia mam do końca życia.
Śledzi pan na bieżąco poczynania ŁKS-u?
– Zawsze będę kibicował ŁKS-owi. Nie tylko, dlatego, że grałem. Moim najlepszym przyjacielem jest Tomek Wieszczycki, legenda ŁKS-u. Przyjeżdżam na mecze. W poprzednim sezonie byłem pięć razy. Zawsze będzie mi bliski.
Nie jest tajemnicą, że dzieli pan z Wieszczem pasję do wędkarstwa. Kto w tym sezonie złowił więcej?
– Wieszczu jest dominatorem tych zawodów. To Robert Lewandowski mazurskich jezior.
Z Sebastianem Milą rozmawiał Filip Kijewski
fot; Łączy nas piłka