Po emocjonującym i zaciętym meczu Widzew pokonał Zagłębie Sosnowiec, przełamując trwająca pięć kolejek serię bez wygranej. Oto jak oceniliśmy łódzkich piłkarzy.
Przy pierwszym straconym golu mógł zachować się lepiej, bo chyba niepotrzebnie wyszedł tak daleko i został złapany na wyroku. Przez następne kilka minut grał nerwowo, ale po kwadrancie wrócił Wrąbel w najlepszym wydaniu. Kunszt pokazał po przerwie, kiedy przy wyniku 2:2 obronił strzał Szymona Pawłowskiego.
Najlepszy z widzewskich obrońców – pewny w defensywie, włączający się do ataków. Przede wszystkim popisał się świetną akcją i strzałem, który zapewnił Widzewowi trzy punkty. Brawo.
Warunki na boisku mu nie sprzyjały, bo było grząsko i bardzo ślisko, a bardzo wysocy zawodnicy, jakim jest Dejewski, mają kłopot ze zwrotnością. Zawinił przy pierwszym golu, bo to powinien powstrzymać Szymona Sobczaka, kilka razy interweniował niepewnie.
W defensywie poprawny, chociaż irytuje jego wycofywanie się głęboko, często łamiąc linię spalonego. Każda próba gry kombinacyjnej z udziałem Tanżyny kończył się stratą piłki, dlatego ma niższą ocenę.
Solidny aż do bólu. Pożyteczny i z przodu, i z tyłu. Tym razem bez błysku, jednak tacy piłkarze są w drużynie niezbędni.
Jeden z najlepszych piłkarzy na boisku. Dostałby najwyższą notę, gdyby nie niepotrzebne ryzyko jakie podjął w polu karnym. Jego niepotrzebny wślizg zakończył się faulem, jedenastką i utratą prowadzenia. Poza tym jednak świetny: wypracował pierwszego gola, przerywał akcje i rozgrywał.
Razem z Hanouskiem najlepszy w Widzewie. Każde jego dojście do piłki zwiastowało kłopoty dla przeciwników, po przyspieszał akcje, wygrywał indywidualne pojedynki. Mógł mieć dziewiątą asystę, ale Mateusz Michalski nie wykorzystał rzutu karnego podyktowanego po faulu na Kunie.
Piłkarz trudny do ocenienia, bo zachwycające zagrania przeplatał całkowicie nieodpowiedzialnymi w obronie. Miał udział przy pierwszym i drugim golu, ogrywał Dawida Ryndaka jak dziecko, ale po kolejnym zaniechaniu w defensywie tak zdenerwował trenera, że ten niemal wbiegł na boisko.
Nierówny. Miał bardzo dobre momenty, po czym znikał na kilka minut. Nabiegał się dużo, choć zabrakło mu konkretów. Był blisko gola, jednak bramkarz obronił jego strzał.
Na jego przykładzie widać, jak ważna jest psychika w czasie meczu. Przez pół godziny niewidoczny, nie było go w grze. Strzelił gola i odżył. Znów widzieliśmy Guzdka groźnego, pracującego dla drużyny, potrafiącego odegrać piłkę na jeden kontakt. Oby to było przełamanie najlepszego widzewskiego napastnika.
Wydawało się, że jednym śladem, jaki pozostanie po jego występie, będzie żółta kartka, bo grał bardzo słabo. Ale w 42. minucie znalazł się we właściwym miejscu i strzałem głową wyprowadził Widzew na prowadzenie. Od tego momentu grał już lepiej (patrz: Guzdek), choć ciężkie boisko mu nie sprzyjało. W sumie kolejny optymistyczny występ.
Przestrzelony rzut karny tak go zdeprymował, że nie pokazał niczego, co można byłoby zapamiętać.
W sumie niezła zmiana, choć z drugiej strony pokazał, że nie można wiele sobie po nim obiecywać. Miał ważny udział w akcji zakończonej podyktowaniem rzutu karnego dla Widzewa, a w końcówce pomógł utrzymać piłkę daleko od własnej bramki.
W pierwszej rundzie strzelił gola Zagłębiu, teraz pokazał kilka niezłych zagrań. Dał dobrą zmianę.
Grał w sumie dziewięć minut (pięć w nominalnym czasie i cztery doliczone), ale ma udział w sukcesie. Trener Niedźwiedź podkreślał, że miał za zadanie utrzymywać się przy piłce na połowie Zagłębia, bo umie to robić jak nikt inny w Widzewie. I tak zrobił, kradnąc mnóstwo czasu.