– W przerwie powiedziałem moim piłkarzom: w drugiej połowie zaczynamy nowy mecz i mamy go wygrać dwa lub trzy do zera. Cieszy mnie to, że nie zadowalaliśmy się kolejnymi bramkami; że szliśmy za ciosem i walczyliśmy o zwycięstwo do ostatniej sekundy – powiedział na konferencji prasowej po porażce z Piastem trener ŁKS-u, Piotr Stokowiec.
– Pierwsza połowa pokazała, jaki ciężar mają te mecze dla moich zawodników, zwłaszcza tych mniej doświadczonych w Ekstraklasie. Widać było, że mieli splątane nogi, nie potrafiliśmy wymienić kilku podań. Trzeba to przepracować, bo widać, że te spotkania wiele moją drużynę kosztują. Na wielki plus należy zapisać to, że z meczu, który wydawał się katastrofą nie do odratowania wyciągnęliśmy remis. To naprawdę warte docenienia, zwłaszcza w przypadku drużyny będącej w sytuacji takiej, jak nasza. I to pomimo tego, że rywale grali w osłabieniu – choćby wczorajszy mecz Śląska z Cracovią pokazał przecież, że można kończyć mecz w dziewięciu i pomimo tego wygrać. My jednak wróciliśmy do gry i dążyliśmy do zdobycia kolejnych bramek. Musieliśmy oczywiście uważać na kontry, bo w Piaście jest dużo zespołowej jakości; to drużyna, która ma liderów w każdej formacji. Kiedy jednak przegoniliśmy strach, bojaźń; kiedy graliśmy tak, jak w lepszych momentach meczów ze Śląskiem czy z Rakowem, to dzisiejsze spotkanie zaczęło wyglądać inaczej. Pokazaliśmy kibicom, że ŁKS jeszcze żyje – stwierdził szkoleniowiec Biało-Czerwono-Białych.
Stokowiec zdradził kulisy tego, co wydarzyło się w szatni ŁKS-u w przerwie. – Starałem się przekazać zespołowi konstruktywne uwagi od trenerów, który oglądali mecz z góry. Biorąc jednak pod uwagę nasze położenie, nie podejmowałem żadnych spraw taktycznych, bo w pierwszej połowie nie wychodziły nam najprostsze rzeczy. Dokonałem korekt, chciałem dodać piłkarzom trochę otuchy, zmotywować ich i przekonać, że teraz możemy pokazać pełnię naszych możliwości, ale jednocześnie ich uspokoić, bo widziałem w zespole za dużo napięcia. Powiedziałem tak: po przerwie zaczynamy nowy mecz – mamy go wygrać dwa lub trzy do zera – relacjonował.
Trener ŁKS-u nie krył zadowolenia z tego, jak jego zespół prezentował się po przerwie. – Na drugą połowę wyszliśmy bardzo zmotywowani. Sytuacja szybko zaczęła układać się po naszej myśli, padła bramka na 2:3. Koło sześćdziesiątej minuty czułem jednak, że nasza gra przysiadła, że początkowe emocje opadły. Szukając nowego bodźca, zdecydowałem się na zmianę, na wycofanie stopera. To się udało – widziałem, że drużyna dostała kolejny impuls. Czego zabrakło nam w końcówce, żeby przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę? Może trochę umiejętności, może trochę zimnej krwi? Cieszy mnie to, że nie zadowalaliśmy się kolejnymi bramkami; że szliśmy za ciosem i walczyliśmy o zwycięstwo – zabezpieczając tyły, ale jednocześnie podejmując ryzyko, szukając trzeciej bramki praktycznie do ostatniej sekundy meczu. Ogromne brawa należą się także kibicom, którzy rozumieli naszą sytuację i nieśli nas do walki. Czeka nas dużo pracy zarówno na boisku, jak i poza nim, ale wierzę, że będzie lepiej. Gwarantuję, że będziemy drużyną walczącą i niezłomną; wchodzącą w mecz dużo lepiej niż dzisiaj, ale i walczącą o zwycięstwo do ostatniej minuty tak, jak miało to miejsce dziś – podkreślił.