Łódzka drużyna w tym roku naprawdę dobrze radziła sobie w meczach na stadionach rywali. W dziesięciu takich spotkaniach straciła tylko dwa gole. W środę w Kaliszu aż pięć. A przecież grała z zespołem, który występuje dwie ligi niżej, bo w eWinner 2 Lidze. Dać sobie strzelić tyle goli, w ogóle odpaść w pierwszej rundzie Fortuna Pucharu Polski z niżej notowanym rywalem, to dla wielu wstyd – tak pisało sporo kibiców na Twitterze. Ale nic nie jest czarno-białe. Pewnych rzeczy Widzew rzeczywiście powinien się wstydzić. Z pewnych rzeczy może być jednak dumny.
CZYTAJ TEŻ: Niewiarygodny mecz w Kaliszu! Widzew odpada z Pucharu Polski
Porażka i koniec marzeń o Narodowym – przed meczem z KKS-em Karol Danielak rozmarzył się mówiąc o finale na Stadionie Narodowym. Widzew widział tam też Zbigniew Boniek. Kto z kibiców czerwono-biało-czerwonych nie marzy zresztą o finale na największym polskim stadionie? Niestety Widzew nie dotarł nawet do drugiej, czy trzeciej rundy, co udawało mu się w poprzednich edycjach, a przecież mierzył się z silniejszymi rywalami.
120 minut intensywnej gry – także przed meczem trener Janusz Niedźwiedź przekonywał, że jego zespół jest gotowy na 120 minut gry. I tak rzeczywiście było, bo widzewiacy grali do końca. Tyle tylko że w niedzielę niezwykle ważne i prestiżowe spotkanie z Lechem Poznań w PKO Ekstraklasie. Oby trzy dni regeneracji wystarczyły, by dojść do sienie i na Bułgarskiej nie odczuwać zmęczenia.
Fatalna obrona – trudno napisać coś dobrego o grze defensywnej drużyny, która straciła aż pięć goli. Im dłużej trwał mecz, tym było lepiej (nie licząc fatalnych fauli w polu karnym), ale pierwsze 20 minut to był dramat. Wtedy właśnie rywale zdobyli trzy gole, a mogli więcej. Piłkarze Widzewa wydawali się zupełnie zagubieni. Trener Niedźwiedź wrócił do ustawienia z początku sezonu z Bożidarem Czorbadżijskim i niestety potwierdziło się, że Bułgar nie jest w dobrej formie. Szybko zszedł z boiska i było już lepiej. Zobaczyliśmy też, dlaczego trener Jerzy Brzęczek w Wiśle Kraków nie stawiał w ogóle na Serafina Szotę. Na szczęście on później się „ogarnął” i grał już na dobrym poziomie.
Błędy Marka Hanouska – to nie jest tak, że Czech ich w ogóle nie popełnia. Bo zdarzały mu się i to bardzo poważne, jak w meczu z Koroną Kielce na wiosnę, czy w derbach Łodzi. Ale teraz zawalił dwa gole, co jest do niego zupełnie niepodobne. Poza tym jednak Hanousek grał dobrze, a do tego sam strzelił dwie bramki i jeszcze pewnie wykorzystał rzut karny w serii jedenastek. Chyba trzeba go rozgrzeszyć, bo to piłkarz dla Widzewa niezbędny.
Faule w polu karnym – Juliusz Letniowski i Fabio Nunes to nie są juniorzy czy młodzieżowcy, a tak właśnie zachowali się w polu karnym. Letniowski źle przyjął piłkę, a po chwili faulował rywala, a Portugalczyk zachował się nieodpowiedzialnie i też wyciął przeciwnika i to w tak ważnym momencie, gdy naprawdę trzeba było bardzo uważać.
Młodzieżowiec – Jakub Sypek wobec kontuzji Ernesta Terpiłowskiego ma łatwiej. Tym bardziej, że inny młodzieżowiec – Łukasz Zjawiński – siłą rzeczy przegrywa rywalizację o miejsce w ataku z Jordim Sanchezem. Z kolei Radosław Gołębiowski w ogóle zniknął, nie było go nawet w kadrze. Dlatego Sypek grał od początku (w PP młodzieżowiec musi być na boisku przez cały mecz) i niestety spisywał się słabo. Tracił piłkę, źle ją przyjmował, źle się ustawiał. Do zmiany nadawał się już znacznie wcześniej.
Patryk Lipski – kolejny już raz Lipski jest zmieniany w przerwie i zmieniany jest jak najbardziej zasłużenie. To miał być lider środka pola i lider drużyny, który przyśpiesza akcje, podaje prostopadle, strzela. Nic takiego znów nie miało miejsca. O wiele lepiej spisywał się zmiennik Lipskiego Juliusz Letniowski.
Kristoffer Normann Hansen – doczekał się gry w pierwszym składzie. Wielu kibiców od dawna apelowało, by dać Norwegowi prawdziwą szansę. I Niedźwiedź mu ją dał. Normann Hansen jednak jej nie wykorzystał, co pokazuje, że trener miał rację nie stawiając na niego. Duży zawód.
Bramkarz – Henrich Ravas jest jednym z najlepszych zawodników Widzewa w tym sezonie. Może nawet najlepszym. Chwalimy go praktycznie co kolejkę. Teraz niestety nie mamy za co. Może nie popełnił rażących błędów przy golach KKS-u, ale jednak przepuścił pięć piłek. Przy rzutach karnych nie był nawet blisko obrony któregoś ze strzałów. Nie chcemy się Ravasa czepiać. Po prostu tym razem nie pomógł. Może szkoda, że pucharowej szansy nie dostał Wasyl Łytwynenko?
Walka do końca – Widzew ani razu w Kaliszu nie prowadził, ale za każdym razem, gdy dostawał bramkę, gonił wynik i to skutecznie. Można czepiać się o wiele rzeczy (patrz wyżej), głównie piłkarskie, ale o charakter i wolę walki na pewno nie. Za to wielkie brawa.
Przygotowanie fizyczne – na pewno w dużym stopniu wiąże się to z tym, co powyżej. W ostatnich latach, właściwie niemal zawsze, można było mieć wątpliwości, czy piłkarze Widzewa są dobrze przygotowani. Teraz naprawdę dobrze biegają, co widać gołym okiem. Gole w końcówkach spotkań, sytuacje bramkowe, zamykanie przeciwnika przed jego polem karnym – to nie bierze się z przypadku. Za piłkarzami Widzewa 120 minut biegania. Trener mówi, by się o nich nie martwić przed niedzielnym meczem z Lechem Poznań.
Jordi Sanchez – świetny to był mecz Hiszpana. Dwa piękne gole, a do tego chyba aż trzy asysty. Jordi dobrze gra w piłkę, jest bardzo dynamiczny i silny. Obrońcom aż trzęsą się nogi na jego widok. I ta wola walki! Hiszpan był prawdziwym liderem Widzewa w Kaliszu. Chyba można zaryzykować stwierdzenie, że ze wszystkich ośmiu transferów łódzkiego klubu tego lata, Jordi to jedyny w tej chwili gracz z naprawdę wyższego piłkarskiego poziomu. Prawdziwe wzmocnienie.
Show – mecze Widzewa z całą pewnością nie są nudne, oj nie. Każdy z nich to osobne show. Nawet, jak wiało nudą w Grodzisku Wielkopolskim, to na koniec widzewiacy odpalili fajerwerki i wygrali po golu w doliczonym czasie gry. Ale takiej imprezy, jak w Kaliszu, jeszcze nie rozkręcili. Szkoda bardzo, że skończyło się odpadnięciem z rozgrywek, ale zabawa była świetna. Nie można było tego meczu oglądać na siedząco. Warto też wspomnieć, że transmisję na YouTube na kanale Łączy Nas Piłki w pewnym momencie oglądało prawie 45 tysięcy widzów. To bardzo dobry wynik. Mecze Widzewa to gwarancja dobrej zabawy, a to też w piłce ważne.