Wypełniony po brzegi stadion, niezależnie od tego, czy drużyna gra w trzeciej lidze, czy z Legią Warszawa, fantastyczna atmosfera na trybunach, zespół kojarzony zarówno z wielkimi triumfami, jak i spektakularnymi upadkami.
To właśnie Widzew Łódź – fenomen nie tylko sportowy, ale i socjologiczny. Klub z długą, dramatyczną historią, znaczoną mistrzostwami Polski, zwycięskimi bojami z Liverpoolem, Juventusem i Manchesterem City, po których RTS zyskał rzeszę wiernych fanów w całej Polsce. I budzący szacunek nawet u największych rywali.
Już w środę 31 maja o 19:00 w Pubie „W sercu Łodzi” odbędzie się spotkanie autorskie z Bartłomiejem Stańdo. Będzie to świetna okazja, by podsumować sezon 2022/23 i porozmawiać o wielkiej reaktywacji. Wstęp na spotkanie jest wolny.
Zamów książkę tutaj: https://bit.ly/3oCi5tq
Fragment książki:
„Marcin Płuska stał na dachu autobusu i pierwszy raz w życiu odpalał racę. Nie był szalikowcem, choć szalików miał w domu kilkaset. Nazwy klubów, które na nich widniały, były mu dość obojętne. Nie był kibicem żadnego zespołu. Po prostu kochał futbol.
Dym z rac nie był w stanie zasłonić kilku tysięcy osób podążających za autokarem. Wcześniej wiele słyszał o tej magii, ale jak jeden z apostołów – uwierzył dopiero wtedy, gdy zobaczył ją na własne oczy. A raczej poczuł na własnej skórze. Wziął mikrofon do ręki. Ze względu na zbliżający się mecz z Łódzkim Klubem Sportowym zaintonował: „Derby są nasze!”, a tłum kilkukrotnie wykrzyczał to hasło razem z nim. „Nasze”. Od tej pory również jego.
Dobrze, że autem kierował Mateusz Oszust, 23-letni asystent trenera, bo Płusce powieki zamykały się same. Senność dopadła go niespodziewanie, jakby była reakcją na stres i ekscytację. Jechał na powitalną konferencję prasową w obecnie czwartoligowym, a mimo to wielkim klubie. Przypomniał sobie, jak jeszcze w dzieciństwie oglądał jego mecze z Borussią Dortmund, Atlético Madryt, Fiorentiną czy Monaco. Lepszego wyzwania na tym etapie trenerskiej kariery nawet sobie nie wyobrażał.
Niełatwo było 27-latkowi zostać trenerem Widzewa, a droga do Łodzi musiała być kręta choćby z racji wieku. Prowadziła przez Urząd Miasta w Garwolinie, gdzie Wydziałem Gospodarki i Planowania Przestrzennego kierował Sławomir Jakubaszek. Prywatnie był kibicem Widzewa, który nawiązał kontakt z prezesem Ferdzynem. Pomagał mu szukać zawodników w województwie mazowieckim. Nasłuchał się przy tym wiele dobrego o Bzurze Chodaków. Młodzi piłkarze pod wodzą niewiele starszego Płuski prezentowali tam ładny dla oka, ofensywny futbol. Uwagę architekta zwrócił zwłaszcza skrzydłowy Kamil Bartosiewicz, ale przy okazji zapytał trenera zespołu, czy nie chciałby poprowadzić drużyny młodzieżowej w czerwonej części Łodzi.
Płuska odmówił. Osiągał wprawdzie sukcesy w juniorskiej piłce, z Concordią Elbląg niespodziewanie zdobył brązowy medal mistrzostw Polski do lat 17, ale ten etap był już za nim. Postawił na piłkę seniorską. Dwa tygodnie później znajomy numer znów wyświetlił się na ekranie jego smartfona. Tym razem propozycja dotyczyła pierwszej drużyny.
Myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie jaja” – wspomina Płuska, którego zaproszono na mecz z rezerwami GKS Bełchatów. W przerwie wciąż nie dowierzał. „Czego oni od nas chcą? Drużyna gra nieźle, wygrywa 1:0, w całym sezonie jest niepokonana, na trybunach święto” – mówił Oszustowi. Po drugiej połowie już jednak wiedzieli, dlaczego przyjechali nagrywać to spotkanie do analizy i skąd wzięła się zaskakująca propozycja. Im dłużej trwał bowiem mecz, tym zespół gospodarzy wyglądał gorzej pod kątem fizycznym. Nie potrafił też taktycznie odpowiedzieć na plan rywala, nie miał wypracowanych schematów.
Te i inne, bardziej szczegółowe uwagi zawarł w prezentacji, którą przedstawił 22 września 2015 roku w domu Władysława Puchalskiego. Gospodarz zebrania stworzył wcześniej listę dziesięciu pytań dotyczących koncepcji zarządzania drużyną przez nowego trenera i przekazał ją Ferdzynowi. Prezes właśnie wrócił do kraju. Przez dwa miesiące łączył nadzorowanie budowy z widzewskimi obowiązkami. Klub miał głównego sponsora i zamkniętą kadrę, a spraw organizacyjnych doglądał Krakus, więc permanentną nieobecność w domu Ferdzyn wynagrodził rodzinie wakacjami we Włoszech. Na skutek zawirowań na ławce trenerskiej podczas urlopu musiał ciągle mieć telefon przy sobie. Tuż po przylocie przyjął rezygnację Obarka i zabrał się do poszukiwania zastępcy dotychczasowego szkoleniowca. Ostateczne decyzje miały zapaść właśnie u Puchalskiego.
Rozmawiano z Tomaszem Kmiecikiem, który był asystentem w ekstraklasowym Widzewie, trenował też jego rezerwy. Waranecki chciał Sławomira Majaka, autora legendarnych bramek dla Widzewa, 22-krotnego reprezentanta Polski i Piłkarza Roku 1997 w plebiscycie „Piłki Nożnej”. Ostatecznie jednak postawiono na 27-latka
„Płuska zrobił duże wrażenie. Analiza błędów, plan na rozwój, strategia długofalowa. To naprawdę było dobre” – wspomina Puchalski, którego dom w dniu wyboru szybko opuścił Waranecki. „Żagiel” inaczej wyobrażał sobie wybór następcy Obarka: „Mieliśmy dyskutować, być może głosować, a okazało się, że Ferdzyn przy aprobacie Puchalskiego już podjął decyzję. To po co było się spotykać?”.
Prezes w trudnym momencie wziął decyzję na siebie. Miał do tego prawo – w końcu był twarzą całego projektu i za niego odpowiadał. Wtedy też rozeszły się drogi Widzewa z Sygułą, wiceprezesem ds. sportowych, który o wyborze Płuski nic nie wiedział. „Zdenerwowałem się strasznie, bo kupowałem piłki, opłacałem szkoleniowca, codziennie jeździłem kilkadziesiąt kilometrów na treningi, a ktoś podjął decyzję za moimi plecami. Nie mogłem na to przystać. Złożyłem rezygnację” – mówi Syguła. W liście adresowanym do prawników ze stowarzyszenia, Barańskiego i Gasińskiego, tłumaczył powody swojej decyzji. Dużą część tego pisma poświęcił Puchalskiemu, do którego nie pałał sympatią i którego nie darzył specjalnym uznaniem.
Podobnie zresztą jak Gabriel Ilski, który kluczowe informacje o zespole zapisywał w czerwonym notesie. „Puchalski na jednym z treningów powiedział, że to starodawne, a Gapiński miał wszystko w telefonie” – przyznaje kierownik. Jego zdaniem wywieranie ciągłej presji doprowadziło ostatecznie do rezygnacji trenera.
Wraz z nim, Sygułą i Obarkiem odszedł też Dariusz Słowiński, opiekun bramkarzy. Przed sezonem rozmawiano o Macieju Mielcarzu czy Tomaszu Muchińskim, ostatecznie Obarek chciał jednak na tym stanowisku kogoś, kogo znał i komu ufał. Słowiński bronił u niego w Sokole, teraz solidarnie odszedł z całym sztabem.
Nadchodziło nowe. Młode. Nieznane.”