Co zapamiętamy z meczu Resovia-ŁKS? Może dalekie wykopy, może przepychanki, może niekontrolowane odbicia piłki skaczącej po murawie jak kulka z kauczuku. Na pewno jednak nie grę któregokolwiek z piłkarzy ŁKS-u – niemal wszyscy zagrali poniżej oczekiwań i własnych możliwości.
To właśnie z jego powodu w poprzednim zdaniu znalazło się słowo „niemal”. Bronił wszystko, co obronić należało. Nie sposób winić go za stratę bramki – Jakub Wróbel oddał strzał z najbliższej odległości.
Z początku aktywny, szukający gry do przodu. W 36. minucie złapał niepotrzebną żółtą kartkę. W przerwie Ireneusz Mamrot zmienił go na Maksymiliana Rozwandowicza, a miejsce na prawej stronie obrony zajął Jakub Tosik.
Ryzykowne podania, straty, niedokładności. Dlaczego Carlos Moros Gracia znów siedzi na ławce?
Solidniejszy ze stoperów ŁKS-u, choć przy Macieju Dąbrowskim nie było dziś o to trudno.
Zaczął mecz z ładunkiem pozytywnej agresji, na której brak u swoich graczy tak narzekał ostatnio trener Mamrot. Później nie był już jednak tak widoczny.
Chyba już wystarczy w ŁKS-ie eksperymentów na prawej obronie.
Bardziej niż z ofensywnych rajdów dał się zapamiętać z wpadek pod własną bramką: najpierw w 23. minucie niefrasobliwą stratą napędził atak Resovii, a przy akcji bramkowej zawalił krycie, przyglądając się biernie, jak Wróbel obiega go i zdobywa gola. Mamrot zdjął go z boiska w drugiej połowie.
Trzyma równy, rozczarowująco niski poziom. W 79. minucie miał okazję, żeby dać sygnał do ataku strzałem z rzutu wolnego. Trafił prosto w piszczele rzeszowian ustawionych w murze.
Dawno nie widzieliśmy Pirulo tak biernego i bezbarwnego, jak w pierwszej połowie starcia w Rzeszowie – twarde boisko zneutralizowało większość jego atutów. Był nieswój, męczył się własną grą. Na drugą połowę wyszedł bardziej pobudzony, ale niewiele z tego wynikało.
Użycie frazy „najjaśniejszy punkt ŁKS-u” po tak fatalnym meczu łódzkiej ekipy byłoby niestosowne, lepiej chyba napisać, że Klimczak był punktem „najmniej ciemnym”. Jeśli w pierwszej połowie w grze ofensywnej ŁKS-u działo się cokolwiek dobrego to zazwyczaj działo się na lewej stronie i maczał w tym palce Klimczak. Zmieniony kwadrans przed końcem.
W pierwszej połowie nieobecny, piłka prawie nie docierała zresztą w jego sektor boiska. Po przerwie zagrał tylko kwadrans, w czasie którego nie uległo to znaczącej zmianie.
Kolejny dyskretny występ.
Jego dziełem był jedyny celny strzał ŁKS-u na bramkę rywala.
Tym razem nie został ełkaesiackim jokerem. Z początku jego wejście niewiele zmieniło. Gdyby dał sygnał do ataku nieco wcześniej niż kilka minut przed końcem ŁKS miałby dużo większe szanse, żeby ugrać coś w końcówce.
Dał się zapamiętać głównie w sytuacji, w której obejrzał żółtą kartkę za dyskusje z sędzią.
Wciąż czekamy na choć jedno dobre spotkanie ŁKS-u pod wodzą Mamrota i wciąż doczekać się nie możemy. Łódzki klub po raz kolejny zagrał fatalnie i ani rozmowa z zespołem w przerwie, ani zmiany byłego trenera Jagiellonii tego nie zmieniły. Mamrot zabrał swojej drużynie ofensywny polot, a co dał w zamian? Odpowiedź na to pytanie pozostaje tajemnicą.