Nawet jeśli nie masz siły i dochodzi 100. minuta gry, graj do końca – taka idea przyświeca Widzewowi Janusza Niedźwiedzia. I daje to efekty.
Była 96. minuta meczu Wisła Płock – Widzew. Łódzki zespół przegrywał 0:1 i wydawało się, że do domu wróci z niczym. Ale ostatni zryw dał mu remis. Za chwilę sędzia zakończył mecz. Piłkarze Widzewa byli wniebowzięci, kibice również. Chociaż ci drudzy chyba nie byli zaskoczeni, bo ich drużyna zawsze gra do końca. Gole w doliczonym czasie gry to specjalność zakładu. Czerwono-biało-czerwoni robili to już pięć razy w tym sezonie. Gdyby nie grali do końca mieliby w tym sezonie aż o 11 punktów!
Pierwszy z thrillerów, to 6. kolejka. Widzew był chwalony od początku rozgrywek, ale uzbierał tylko cztery punkty. Po porażce w prestiżowym meczu z Legią Warszawa kibice marzyli o wygranej, drugiej w sezonie. Ale w Grodzisku Wielkopolskim łodzianom nie szło. To były raczej piłkarskie szachy. I kiedy wydawało się, że będzie bezbramkowy remis i mecz do zapomnienia, Widzew wykonywał rzut rożny. Nie jest w tym najlepszy, ale nie tym razem. Piłka trafiła do Patryka Lipskiego, a ten wbił ją do bramki. Nie wiadomo do dzisiaj, czym dokładnie: biodrem, brzuchem czy udem. Nieważne, bo za trzy punkty.
Ostatni mecz rundy jesiennej. Widzew miał ją niezwykle udaną, ale dwa poprzednie mecze przegrał – z Górnikiem Zabrze i z Radomiakiem Radom i to tracą w nich po trzy gole. A zaraz zima, urlopy, święta. Zapowiadało się, że ta przerwa będzie smutna dla kibiców. Było podobnie, jak z Wartą. Mecz był raczej nudny, typowy na 0:0. Ale w doliczonym czasie gry do piłki w polu karnym dopadł Mato Milos, który od przyjścia do Widzewa zawodził. Teraz nie zawiódł. Przyjął, minął, uderzył, trafił idealnie i łodzianie wracali do Łodzi z trzema punktami. Zimę spędzili na podium. Było pięknie.
Jesteśmy już w rundzie wiosennej. Do Serca Łodzi przyjechała Pogoń Szczecin. I trzykrotnie wychodziła na prowadzenie. Wydawało się, że za trzecim razem Widzew już się nie podniesie, ale Widzew grał do końca, do 99. minuty! Rzut karny i pewny strzał Martina Kreuzrieglera dały remis.
Po trzech remisach z rzędu, z czego dwóch u siebie, kibice zaczęli już się trochę niepokoić. Szczególnie, że w ostatnim spotkaniu było tak blisko. Tym razem to jednak rywal – Jagiellonia Białystok – grał do końca i rzutem na taśmę uratował punkty. Widzew miał sobie odbić na Śląsku, ale nie szło. Widzewiacy pudłowali niemiłosiernie. Ale znów grali do końca. Tym razem trzy punkty dał drużynie Kristoffer Normann Hansen, który piękną główką pokonał bramkarza.
To mecz z poniedziałku, więc dobrze pamiętamy, co się działo. 96. minuta i gol Jordiego Sancheza, który dał Widzewowi punkt.
To gole zdobyte przez czerwono-biało-czerwonych w doliczonym czasie gry. Ale bramek strzelonych w ostatnich kwadransach było znacznie więcej. W całym sezonie aż 13 razy! Żadnej innej drużynie się to nie udało. Widzew zawsze gra więc do końca, nawet wtedy, gdy nie idzie, jak ostatnio w Płocku.
Skąd my to znamy? Czy to nie ten słynny widzewski charakter? Czy to tylko przypadek, że obecna drużyna też tak ma?