Widzew Łódź ma za sobą burzliwy, ale całkiem udany początek sezonu. Nowy zarząd musiał sobie poradzić ze sporymi oczekiwaniami, a drużyna miała udowodnić, że jest mocniejsza niż w poprzednim sezonie. Jak ostatnie tygodnie ocenia Tomasz Stamirowski?
Bartosz Jankowski: Jak pan ocenia początek sezonu w wykonaniu pierwszej drużyny?
Tomasz Stamirowski (właściciel Widzewa): Pozytywnie, choć czuję lekki niedosyt. Przede wszystkim cieszą dwa domowe zwycięstwa. Puszcza na rozpoczęcie rozgrywek to bardzo niewygodny przeciwnik, co zresztą znalazło potwierdzenie w kolejnych meczach. Nie bez powodu ten beniaminek zabrał punkty Legii i Stali Mielec. Do tego derby, mecz ważny i prestiżowy. Uważam, że te dwa spotkania unieśliśmy mentalnie. Widziałem zespół, widziałem piłkarzy, którzy wspólnie, z zaangażowaniem walczyli o zwycięstwo. To dla mnie bardzo ważne.
Te wygrane dały sześć punktów. To chyba niezły wynik.
Tak sądzę, bo średnio wychodzi 1,5 punktu na mecz. Mając taką średnią, skończylibyśmy sezon mając 51 punktów. Przypomnę tylko, że w zeszłym sezonie po pięciu meczach mieliśmy cztery punkty.
Ale wspomniał pan też o niedosycie.
Niedosyt mam po meczach wyjazdowych. Byłem na obu i szczególnie w Białymstoku mieliśmy dużą szansę na punkty, a do tego zaprezentowaliśmy mało widzewski styl. Zespół nie dążył do strzelenia drugiej bramki i to się zemściło. Wierzę jednak w to, że drużyna wyciągnie wnioski na przyszłość.
CZYTTAJ TAKŻE >>> Wybrał rezerwy Widzewa zamiast gry w I lidze. „Widzew to moje miejsce na ziemi”
A jak ocenia pan funkcjonowanie klubu po zmianie władz?
Trzeba pamiętać o tym, że w klubie piłkarskich pewne rzeczy są oceniane w trakcie całego sezonu. Początek rozgrywek jest zawsze bardzo mocno angażujący organizacyjnie, a w tym roku doszły do tego elementy mocniejszej koncentracji na sporcie po nieudanej rundzie wiosennej i kilka dodatkowych działań. Mam na myśli chociażby wykonanie pracy dotyczącej projektów infrastrukturalnych, w tym ośrodka w Bukowcu, z której jestem bardzo zadowolony. Duży plus to także przyjęcie planu rozwoju sportu, który już jest wdrażany w życie. Bardzo mi zależy na tym, żeby to nie były puste hasła. Do tego dodam zamknięcie drabinki sponsorskiej, przenosiny do nowego biura i zagospodarowanie obecnego, zmianę sponsora technicznego oraz wynegocjowanie loży prezydenckiej. My teraz jako klub nią dysponujemy, będziemy się szykować do remontu i chcielibyśmy, by to miejsce było wizytówką klubu.
Jak to teraz wygląda dokładnie z lożą? Widzew poszedł na jakieś ustępstwa?
W ostatnich tygodniach skupiliśmy się przede wszystkim na załatwianiu pewnych spraw. Klub jest dysponentem loży, jest zarezerwowanych kilka miejsc dla Miasta, to normalne, że zawsze ugościmy najważniejsze osoby, jak chociażby prezydent czy wiceprezydenci. My jednak możemy się czuć gospodarzami tej loży.
Gdzie dostrzega pan największą zmianę w działaniu zarządu po przejęciu funkcji prezesa przez Michała Rydza?
Tak jak wspomniałem, największą różnicą jest załatwianie spraw. Może niektóre rzeczy dzieją się mniej medialnie, ale skuteczniej. To bardzo ważne, byśmy nie tracili czasu i energii na sprawy, które są finalnie mało istotne dla wyniku sportowego. Uważam, że teraz musimy się skupić na tym, jak wejść sportowo na wyższy poziom rozwoju klubu, by konkurować z najlepszymi. To ogromne wyzwanie.
Musi się pan mocno angażować w życie klubu? Czy raczej nowy zarząd, składający się ze znanych panu osób, pozwala na chwilę wytchnienia?
Zmiany w zarządzie, podobnie jak przy przejęciu klubu, spowodowały konieczność bycia bliżej, ale wynikało to głównie z mnogością spraw. Moja obecność jest niezbędna przy całym projekcie infrastrukturalnym, ponieważ on wykracza poza bieżące możliwości finansowe klubu. Budowa ośrodka w Bukowcu to projekt, w którym bardzo się angażuję. Poza tym staram się pilnować spraw budżetowych.
Przejdźmy na chwilę do sportu. Jak wrażenia po derbach Łodzi?
To były świetne emocje. Widziałem dużą intensywność gry z naszej strony. Dzień później oglądałem mecz Getafe z Barceloną i szczerze mówiąc dużo chętniej obejrzałbym jeszcze raz nasz mecz z ŁKS-em niż Barcelonę w tamtym meczu. Żałuję drugiej nieuznanej bramki, bo jestem przekonany, że piłkarze zyskaliby jeszcze więcej pewności siebie i moglibyśmy wygrać dużo wyżej.
Jak pan reagował na medialne doniesienia dotyczące ewentualnego zwolnienia trenera Niedźwiedzia?
Jesteśmy w klubie, w którym każdy musi się mierzyć z dużą presją. Rozumiem, że takie rozważania i pytania dotyczące posady trenera dobrze się klikają, ale nie jest normalne to, że pojawiają się artykuły przedstawiające nieprawdę. Przykładowo tekst o tym, że w meczu z Jagiellonią trener Niedźwiedź ma ultimatum. Tak samo teraz informacje o tym, że wygrana w derbach ocaliła posadę trenera Widzewa, bo klub już był dogadany z trenerem Myśliwcem. To absolutnie nie ma pokrycia w faktach. Moim zdaniem to ciosy poniżej pasa, ale musimy się do tego przyzwyczaić. Fakty są takie, że średnio trener w polskiej lidze jest pracuje około roku w jednym klubie. My z Januszem Niedźwiedziem pracujemy już trzeci sezon. Po rundzie wiosennej trener dostał od nas dużą dozę zaufania i wsparcia. Mówiłem już kilkukrotnie, że Janusz Niedźwiedź, jest w moim odczuciu widzewskim trenerem. Widzę w nim to zaangażowanie i pasję. Na końcu jednak jest też bezdyskusyjne, że cały pion sportowy, w tym trenerzy, są rozliczani z wyników sportowych, jak i realizacji strategii sportowej klubu
Ciężko nazwać Widzew królem polowania na rynku transferowym. Ma pan coś do powiedzenia przy kontraktowaniu nowych zawodników?
Mamy taki system, że formularz transferowy, z rekomendacją i oceną dyrektora sportowego, trenera i zarządu, na koniec trafia do mnie i mam prawo weta. Nie jestem w całym procesie od samego początku, ale oczywiście mam finalnie informacje pozwalające zrozumieć logikę wyboru, oczekiwaną rolę zawodnika plus warunki finansowe
Kiedy kolejny formularz trafi na pana biurko? A może już na nim jest?
Jest konieczność wzmocnienia środka pola. Pracujemy nad tym, ale ciężko przewidzieć, kiedy do niego dojdzie i kiedy będziemy mogli oficjalnie ogłosić. Pamiętajmy, że ktoś może zmienić ustalenia na minuty przed złożeniem podpisu. Dlatego tutaj byłbym bardzo ostrożny. Mogę powiedzieć, że prace trwają, mamy zabudżetowany i chcemy jeszcze transfer zrobić.
Jeden?
Przynajmniej jeden, choć mam silną wiarę, że obecną kadrę stać na dużo więcej, niż oceniają niektórzy eksperci. My kontraktując zawodników myślimy też o kolejnym sezonie i gdyby okazało się, że na koniec okienka jest dostępny perspektywiczny, pasujący nam gracz, to na pewno nad tym się pochylimy. Ale warto też pamiętać, że względem ubiegłego sezonu nie straciliśmy żadnego z naszych liderów, a musi być też w kadrze miejsce na ogrywanie młodych graczy
Czy na razie jest pan zadowolony z letnich transferów?
Na ocenę nowych piłkarzy jest jeszcze za wcześnie. Oczywiście pion sportowy będzie z tego rozliczany. Na razie wszystkie transfery zostały przeprowadzone z akceptacją wszystkich członków pionu sportowego. Każdy z przeprowadzonych transferów jest naprawdę poważnie przemyślany. Choć nie ukrywam, że brakuje mi jakiegoś głośniejszego, bardziej medialnego transferu zawodnika, który z miejsca stałby się liderem zespołu. Patrząc jednak obiektywnie na polską ligę i analizując dokonane transfery, to powstaje nam liga dwóch prędkości.
Lech, Legia, Raków i reszta?
Tak, Lech, Legia, Raków i jeszcze dodałbym Pogoń oraz Zagłębie Lubin, które sprzedało Łakomego i może liczyć na corocznie na ponad 20 milionów od KGHM-u. Proszę mi wierzyć, że za taki zastrzyk finansowy zrobilibyśmy naprawdę głośne transfery. Bez postępu w infrastrukturze, ciężko będzie też docelowo przyciągnąć niektórych graczy, przyzwyczajonych do określonych standardów. Na dzisiaj czekamy, bo najważniejszą kwestią jest dotacja z Ministerstwa Sportu. Bez takiego minimum ciężko będzie nam zbudować ośrodek. Trochę z lekkim poczuciem niesprawiedliwości patrzę na Zagłębie, gdzie ogłoszono, że powstaną zaraz boiska za 50 milionów, z czego 40 milionów włoży KGHM. Infrastruktura jest dużym obciążeniem dla budżetu klubu, bo oprócz finansowania budowy, taki ośrodek i boiska trzeba będzie utrzymać.
Do tego jeszcze temat remontu boisk na Łodziance i budowy boiska w sąsiedztwie stadionu.
Tak, to drugi kluczowy temat z zakresu infrastruktury. Chcemy być w Łodzi. Mamy już przyznane środki z Ministerstwa Sportu. Mówimy o modernizacji dwóch boisk i liczę na to, że dojdzie ona do skutku już w tym roku, zaś boisko przy stadionie to plan na 2024 rok.
W Widzewie dzieje się dużo, nie brakuje zmian. Czy pana zdaniem Widzew jest mocniejszy i stabilniejszy niż rok temu?
Uważam, że tak. Co roku robimy krok do przodu. To nasz drugi sezon w ekstraklasie, zaadoptowaliśmy się w niej i chyba już każdy wie, że to miejsce Widzewa. Ale przed nami kolejne wyzwania, na czele w tematach infrastruktury i sportu. Oczywiście chciałbym, by to wszystko działo się szybciej, ale tak to nie działa. I niezależnie od kwestii pieniędzy, trzeba wykonać szereg rzeczy organizacyjnych, niewidocznych dla przeciętnego kibica, ale niezbędnych, by klub był silny i stabilny. Nie chcemy powtórzyć historii Lechii Gdańsk, która na początku sezonu walczyła w europejskich pucharach, po czym spadła z ligi. Zależy nam na stopniowym rozwoju i dołączeniu do grona najlepszych na stałe.
W tym pomógłby jakiś poważny sponsor.
Współpracujemy ze świetną i poważną firmą Panattoni, z czego jestem bardzo zadowolony, ale nie skreślamy na przyszłość współpracy z innymi firmami, które chciałyby wesprzeć nasze działania. I nie jest tak, że większa firma oznacza automatycznie znacznie większe środki dla klubu.
Z Tomaszem Stamirowskim rozmawiał Bartosz Jankowski (TVP3 Łódź)
CZYTAJ TAKŻE >>> Szczęśliwy Jordi znów strzela. Trener Widzewa nie oczekuje jednak goli w każdym meczu