ŁKS rozegrał jeden z najsłabszych meczów w tym sezonie. Jedynym piłkarzem, którego można wyróżnić, to Michał Trąbka.
Początek miał niezły obronił dwa groźne strzały tyszan. Mógł zachować się lepiej przy stracie trzeciego gola. Nie był najgorszym zawodnikiem ŁKS i bronił znacznie lepiej niż w meczu z Legią. Wpuścił trzy bramki więc jego ocena nie może wyższa.
Musiał wystąpić na lewej obronie z przymusu, bo kontuzjowany jest Adam Marciniak, a za kartki pauzował Adrian Klimczak. Pokazał to, do czego przyzwyczaja nas odkąd gra na boku obrony. Przebojowy do przodu, waleczny w środkowej strefie boiska i… dziecinne błędy, przez które ŁKS traci bramki. Przy każdym z trzech goli dla GKS Tychy mógł zachować się lepiej. Bartosz Biel robił w bocznej strefie boiska co chciał.
Sobociński zapomniał, że jest obrońcą. Dużo częściej można go było zobaczyć w środku pola gdzie nieźle rozgrywał piłkę. Znacznie gorzej było w defensywie. Nie popisał się przy bramce na 0:1, gdzie jako ostatni miał szansę interweniować. W drugiej połowie, oprócz tego, że minął się z piłką przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego, był niewidoczny.
Nie radził sobie z napastnikami GKS Tychy. Ratował się wślizgiem na środku boiska, za który szybko zobaczył żółtą kartkę. Później robił wiele, żeby dostać czerwoną kartkę, ale Wojciech Stawowy zdążył zdjąć go z boiska. Jedyny plus jego występu jest taki, że kilka razy w momencie zagrożenia pod własną bramką wybijał piłkę na połowę przeciwnika. Rzecz u stoperów ŁKS niespotykana.
To jego upokorzył Bartosz Biel, przy bramce na 1:0. Dankowski został przedryblowany jak słupek na treningu. Później było już lepiej. Podobnie jak Wolski, w ofensywie spisywał się lepiej niż w defensywie. Nie należy go jednak przesadnie chwalić, ponieważ gdy przeciwnicy zobaczyli, że Wolski jest w słabszej dyspozycji atakowali głównie lewą stroną boiska.
Najgorszy występ indywidualny piłkarza ŁKS od czasu Artura Bogusza z Piastem Gliwice. Już w piątej minucie meczu Tosik mógł “asystować” napastnikowi GKS Tychy, po swoim bezmyślnym zagraniu piętą. Później było tylko gorzej. Ciężko stwierdzić, czy udało mu się zanotować jakiekolwiek celne podanie. Cały czas był spóźniony ze swoimi interwencjami. Grał ostro. Raz próbował oddać rozpaczliwy strzał, ale uderzył piłkę piszczelem i poszybowała na trybuny. Nie dotrwał do końca, zmieniony w drugiej połowie.
Rygaard potrafi grać w piłkę. Gdyby punkty przyznawano za styl, prawdopodobnie stałby w jednym szeregu z Messim i Ronaldo. Niestety dla Duńczyka piłka nożna to sport drużynowy i trzeba zwracać uwagę na kolegów. Być może jest to wina tego, że pomocnik nie jest jeszcze do końca zgrany z drużyną. Rygaard świetnie podaje, ale błyskotliwe pomysły przeplata beznadziejnymi, wysokimi podaniami w pole karne, które skierowane są do nikogo. Kilka razy miał idealną sytuację do strzału z dystansu, ale wolał poczekać i podać pod nogi defensorom GKS. Jeżeli zrozumie taktykę trenera Stawowego, może być w niej kluczowym zawodnikiem.
Hiszpan jak zwykle zagrał nieźle. Wracał do obrony, pracował w środku pola zdobywając potrzebną przestrzeń. Kilka razy groźnie uderzył z dystansu. Szkoda, że sił starczyło mu tylko na jedną połowę. W drugiej widzieliśmy cień tak lubianego przez kibiców ŁKS zawodnika. Zdążył popisać się jeszcze kilka razy świetnym podaniem, ale nic z tego nie było.
Kolejny świetny mecz młodego skrzydłowego. Trąbka po powrocie z Turcji jest najlepszym piłkarzem ŁKS. Klasę pokazał w meczu z Legią, dziś tylko ją potwierdził. Był bardzo aktywny w rozegraniu, pomagał nieradzącemu sobie ze skrzydłowymi Wolskiemu. Najlepszy zawodnik ŁKS w dzisiejszym meczu.
Zagrał doskonale w pierwszych 20 minutach. Raz po raz nękał bramkarza strzałami, mijał rywali, walczył o każdą piłkę. Wyprowadził groźną kontrę, po której ŁKS miał jedną z najgroźniejszych sytuacji w meczu. W 25 minucie sfaulował go obrońca i Hiszpan zniknął. Był kompletnie pod grą, podejmował złe decyzje, dawał się przepchnąć. Przegrywał każdą walkę o piłkę nie z tego powodu, że był gorszy tylko zwyczajnie odpuszczał. Wydawał się przestraszony, co nie najlepiej świadczy o jego podejściu.
To dopiero drugi mecz młodego napastnika, a mógł mieć kolejną bramkę. Janczukowicz często był niewidoczny przez długie fragmenty meczu. Udało mu się jednak oddać kilka groźnych strzałów. Jeden z nich Trąbka mógł zamienić na bramkę.
Wszedł na środek obrony za Dąbrowskiego i uspokoił grę z tyłu. Niczym szczególnym się nie zapisał.
Gdyby wykorzystał wszystkie swoje doskonałe okazje, ŁKS wygrałby 4:3. Był jednak strasznie nieskuteczny. Dwa razy zamiast w pustą bramkę trafił w leżącego na ziemi bramkarza. Oddać mu trzeba, że miał najwięcej szans. Część z nich sam sobie wypracował i bezmyślnie je zmarnował.
Fot: Marian Zubrzycki