„Wolę ugryźć się w język i nie powiedzieć za dużo” – mówi Ireneusz Mamrot zapytany o ocenę tego, jak jego piłkarze weszli w mecz z Radomiakiem.
– Mamy duże poczucie niedosytu. W moim odczuciu gra była dziś wyrównana, ale to my stwarzaliśmy groźniejsze sytuacje. Żal tych niewykorzystanych okazji. W końcówce zrobiło się niebezpiecznie – Radomiak miał sporo stałych fragmentów gry i musieliśmy solidnie się napracować, żeby nie stracić bramki. Nie jestem zadowolony z tego, że zremisowaliśmy to spotkanie. Za trzy dni musimy jechać odrobić punkty – podsumował spotkanie szkoleniowiec biało-czerwono-białych.
Mamrot był niezadowolony przede wszystkim z tego, że jego ekipa przespała początek meczu. – Nie chcę za dużo mówić o tym, jak weszliśmy w to spotkanie, wolę raczej ugryźć się w język. Na pewno musimy mieć dużo większą świadomość swoich umiejętności. Nie może być tak, że dopiero stracona bramka powoduje, że zaczynamy grać tak, jak chcemy. Początek meczu był taki, że za szybko oddawaliśmy piłkę i graliśmy z pominięciem drugiej linii – tak, jak nie powinniśmy grać. Gdybyśmy zaczęli ten mecz od takiej gry, jak po stracie bramki, to nie zremisowalibyśmy dziś, tylko byśmy wygrali – ocenił Ireneusz Mamrot.
Trener ŁKS-u został zapytany o to, dlaczego zastosował klasyczną piłkarską „wędkę” i w 85. minucie ściągnął boiska Macieja Wolskiego, który pojawił się na nim raptem 30 minut wcześniej. -Chcieliśmy mocniej przycisnąć w ofensywie. Oczekiwałem od Maćka, że będzie mocniej podłączał się do akcji ofensywnych, a chcieliśmy wygrać to spotkanie. Poza tym Maciek miał już na koncie żółtą kartkę. My staliśmy wyżej, Radomiak wyprowadzał kontry i nie chciałem, żebyśmy kończyli ten mecz w dziesiątkę – tłumaczył Mamrot.