Kibu Vicuna był trenerem ŁKS-u od 21 czerwca 2021 do 7 marca 2022. Prowadził łódzki zespół w 23 meczach. Zanotował niezłą średnią punktową, bo mimo problemów kadrowych i organizacyjnych było to 1.43 na mecz. W dużej mierze dzięki jego pomysłom taktycznym i uszczelnieniu defensywy ełkaesiacy do końca liczyli się w walce o baraże.
Został zwolniony po bezbramkowym remisie z Koroną Kielce. – O zwolnieniu Kibu Vicuñii zdecydowały brak wyników, brak punktów, brak strzelanych goli i słabe miejsce w tabeli. To przemyślany krok. To nie jest decyzja na pokaz, to nie jest decyzja wymuszona, to nie jest działanie podejmowane na ślepo. Wszystko dokładnie przeanalizowaliśmy. Myślę, że potencjał ludzki, jaki mamy nie był odpowiednio wykorzystywany. Poprawiła się gra w defensywie. Naszą bolączką stało się jednak to, co kiedyś było naszą siłą – gra do przodu. Kiedyś traciliśmy dużo goli, ale graliśmy atrakcyjnie. Teraz mamy szczelniejszą obronę, ale nie potrafimy zdobywać bramek, a przez to nie wygrywamy meczów. W efekcie jesteśmy dziś przeciętnym zespołem, który musi się bić o to żeby być w pierwszej szóstce. Moim zdaniem nasz potencjał piłkarski jest większy niż wskazywałoby na to miejsce w tabeli – tłumaczył decyzję Krzysztof Przytuła, dyrektor sportowy, którego również nie ma już w ŁKS-ie.
Czytaj także: Krzysztof Przytuła odszedł z ŁKS-u
Vicuna nie musiał długo szukać pracy, bo już 1 czerwca został ogłoszony trenerem indyjskiego Diamond Harbour Football Club. W Indiach, pochodzący z Hiszpanii szkoleniowiec jest uwielbiany przez kibiców. Układają o nim piosenki i malują grafitti na jego cześć. Wraz z Mohun Bagan zdobył mistrzostwo kraju. Teraz poprowadzi klub z Mahestali.
1 Comment
Bo też p. Vicuna był dobrym – jednym z najlepszych trenerów, którzy pracowali w ŁKS. To jemu klub zawdzięcza, że mimo coraz bardziej pogłębiającego się – z końcem totalnego bałaganu sportowego, organizacyjnego i finansowego – drużyna nie przestała być zespołem i nie zatraciła swego – potencjału groźnego dla każdego przeciwnika. A ponieważ miał swą zawodową pozycję, więc nie można było manewrować, podejmowanymi przez niego decyzjami – tak jak to czyniono wobec jego następcy – trenera M. Pogorzały. To nie p. VIcuna odszedł – bo nie miał wyników – to jego bezpośredni szef nie mógł osiągnąć takich rezultatów jakich sobie życzył, bo były one przez p. Vicunę ledwie tolerowane (klasyczny przykład to ogrywanie Sobocińskiego – wbrew interesom zespołu). Do czasu. W sunie – jego odejście jest wielką stratą dla całego sztabu szkoleniowego i przede wszystkim dla zawodników. Nawet nie pozwolono go kibicom pożegnać. Pewnie – skoro przeszkadzał.