Widzew Łódź zremisował dzisiaj z Pogonią 3:3 po fenomenalnym meczu dla postronnego kibica. Trener łódzkiej drużyny na pomeczowej konferencji prasowej powiedział, że wyłączając błędy w obronie, to chciałby w kolejnych meczach widzieć dokładnie taki zespół, który walczy do samego końca.
– Nieźle weszliśmy w mecz. Staliśmy wysoko i graliśmy wysokim pressingiem. Po straconej bramce natomiast wysoko się cofnęliśmy i zabrakło nam inicjatywy, żeby wziąć grę siebie. Zrobiliśmy to dopiero od początku drugiej połowy. Zwróciliśmy na to uwagę, żeby była większa pewność w graniu do przodu, żeby tworzyć te akcje, bo Pogoń nam na to dzisiaj pozwalała. Z jednej strony jest umiarkowana radość, bo zremisowaliśmy w ostatniej sekundzie, ale z drugiej strony, to my byliśmy bliżsi strzelenia więcej bramek. Mieliśmy dwie poprzeczki, jeden słupek i jeszcze jedna bardzo dobra sytuacja Szoty, który nie trafił w bramkę. Patrząc z perspektywy samych sytuacji, to byliśmy bliżej zwycięstwa, ale z drugiej strony trzeba docenić zespół, który pokazał charakter. Trzykrotnie przegrywaliśmy i trzykrotnie potrafiliśmy odrabiać straty.
– Początek to był kilkudziesięciominutowy spadek pewności siebie. Tak to odbieraliśmy z ławki. Przestaliśmy grać do przodu, wprowadzać tę piłkę odważnie. Brakowało mi grania na trzeciego zawodnika, co trenowaliśmy w okresie przygotowawczym, nie było grania między strefami. Dużo było grania w poprzek, dużo dotykania piłki. Zbyt powolnie i monotonnie rozgrywaliśmy piłkę. Dlatego w przerwie chcieliśmy zwrócić uwagę na to, żeby szybciej wprowadzać piłkę do drugiej strefy i zajmować szybciej pozycję.
– Mamy wyznaczonych trzech zawodników do rzutu karnego. Gdy Martina nie było na boisku, to ktoś inny był wyznaczony. To jest rzecz, która bardzo mi się spodobała w dzisiejszym meczu, bo osoba, która dzisiaj była wyznaczona do strzelania rzutu karnego, oddała piłkę Martinowi, bo też jest świadoma, że Martin dobrze te karne wykonuje. To pokazuje zespołowość i to, że ktoś chowa swoje ego i potrafi dla dobra drużyny zrezygnować z chęci zostania bohaterem.
– Brakowało mi Mato z ostatnich miesięcy od meczu z Koroną. Mato wyglądał fantastycznie w ostatnim czasie i był w wybornej formie. W ostatnim meczu kontrolnym zaliczył bodajże 3 asysty, więc on naprawdę rozpędzał nam ataki. Dzisiaj natomiast nie był sobą i widzieliśmy to. Brakowało nam tego z lewej i z prawej strony, żeby rozpędzać nasze ataki. Mato brakowało dzisiaj pewności siebie. Jego żona ma termin porodu, więc może być tak, że niedługo będzie musiał wylecieć do siebie i nie będzie go np. przez 2 dni. Mam nadzieję, że to się rozwiąże jak najszybciej i będzie mógł cieszyć się ze swojego potomka i wróci do nas naładowany pozytywną energią i zacznie pokazywać to, co pokazywał w ostatnich 2 miesiącach. Dzisiaj wiedzieliśmy, że mamy na ławce Pawła (Zielińskiego – przyp. redakcji), który bardzo dobrze wszedł w mecz. Od razu dał prostopadłe podanie do Jordiego i to była dobra zmiana. Rywalizacja na wielu pozycjach jest na wyrównanym poziomie.
– Gdybyśmy kogoś stracili z powodu nadmiaru żółtych kartek, to musielibyśmy sobie z tym poradzić. Są inni, którzy czekają na swoją szansę. Ale cieszymy się, że dwójka zagrożonych, czyli Ernest Terpiłowski i Jordi uniknęli tych kartek. Jeśli nie będzie żadnych urazów, to w poniedziałek przystąpimy znowu do treningu w pełnym składzie i będziemy mieli czas, żeby się dobrze przygotować do meczu z Jagiellonią.
– Przy drugiej bramce nie tylko Mateusz Żyro popełnił błąd, bo miałem już rozmowę z zawodnikiem, który mógł uzupełnić to miejsce i też byłem zły na to, bo mogliśmy uratować tę sytuację. Dzisiaj popełniliśmy za dużo błędów. Jeśli chcemy być drużyną, którą ja chcę żebyśmy byli, to zwrócimy na to uwagę mocniej, bo w ostatnich tygodniach te błędy się nam nie przydarzały w tych meczach. Jak chcemy punktować i być zespołem konkretnym i stabilnym, to takie błędy nie mogą się nam przydarzać. Dzisiaj w obronie przynajmniej 5-6 razy popełniliśmy ten sam błąd, na co też zwrócimy uwagę.
– Celem było dzisiaj tylko zwycięstwo. Ten punkt przyjmujemy z umiarkowaniem zadowoleniem, bo jeśli trzykrotnie odrabiasz straty, to trzeba czuć satysfakcję. Cieszy nas gol w ostatnich sekundach, na który ciężko pracowaliśmy. Po bramce na 2:3 krzyczałem do zawodników, że jeszcze mamy 10 minut i że to nie koniec. Na pewno jednak czujemy niedosyt, bo pod kątem sytuacji byliśmy lepszym zespołem. Wszystkie statystyki były bardzo wyrównane. Oni mieli lepszą pierwszą połowę, a my drugą. Z tego meczu można wyciągnąć dużo pozytywów, ale celem minimum nie był remis, bo nie gramy na remis z żadnym przeciwnikiem. Jesteśmy w stanie postawić się każdemu w tej lidze.
– W każdym meczu gramy o zwycięstwo. Nie będziemy pękać przed nikim, ale przede wszystkim chcemy grać na swoich zasadach, tak jak pokazaliśmy w drugiej połowie. Oprócz tych błędów w obronie, to taki zespół chciałbym oglądać, który walczy do końca. Gramy o to, aby wygrywać mecze. Jak wypełnimy pierwszy cel, który został postawiony przed sezonem, to proszę mi wierzyć, znacie nas, ten zespół się nie zatrzyma i będzie grał o to, żeby na końcu po ostatnim meczu kibice byli dumni z naszej postawy.
– Jesteśmy zawiedzeni, bo każdy z nas czuł, że może wyciągnąć coś więcej. Straciliśmy 2 punkty w ostatnim momencie meczu. Jesteśmy zawiedzeni wynikiem i tym, że zdobyliśmy tylko 1 punkt. W następnym meczu musimy być lepsi – powiedział Jens Gustafsson.
Szkoleniowiec gości mówił również, że nie był zaskoczony fantastyczną atmosferą, bo wiedział czego spodziewać się po kibicach.
– Atmosfera nas nie zaskoczyła, bo wiedzieliśmy, że tutaj jest naprawdę świetna atmosfera. Bardzo cieszę się, że przybyli też nasi kibice – dodał trener Pogoni.
CZYTAJ TAKŻE>>>Kapitalne otwarcie rundy na stadionie Widzewa