To było prawdziwe święto futbolu. Fani GKS-u Tychy, podczas meczu z ŁKS-em chociaż na chwilę mogli zapomnieć o problemach, które trapią ich drużynę.
Fani ŁKS-u i GKS-u Tychy żyją w przyjaźni. Ale nie tylko, bo przez tyle lat, bliskie relacje zdołali ze sobą nawiązać również łódzcy i tyscy dziennikarze. Wyjazd na mecz do GKS-u to zawsze święto. Niezależnie od sytuacji sportowej obu zespołów, pogody i terminu spotkania. Nawet w rzęsistych strugach jesiennego deszczu, w Tychach jest po prostu fajnie.
Może dlatego, że trochę przypominają Łódź? Lata świetności mają już za sobą. I tej ekonomicznej i sportowej. Ale ludzie, tak jak w Łodzi są tam świetni i podobnie jak łodzianie, do wszelkich przeciwności losu starają się podchodzić z dużym dystansem.
W kwietniu 2019 roku ŁKS grał z GKS-em w Tychach po raz pierwszy od powrotu na szczebel centralny. Stadion przy ulicy Edukacji robił wtedy ogromne wrażenie. Przede wszystkim, w przeciwieństwie do wiaty, na której musiał grać wtedy ŁKS – miał cztery trybuny. Położone nisko, tak żeby każdy kibic mógł uważnie śledzić zmagania zaprzyjaźnionych drużyn.
W bryle stadionu jest klubowy sklep. Kiedyś rzecz nie do pomyślenia na ŁKS-ie. Do tego restauracja i siłownia. Akurat na nie, przy al. Unii muszą jeszcze poczekać, ale…
Obiekt, który kiedyś zapierał dech w piersiach, teraz, przy pięknym i nowoczesnym stadionie Króla wydaje się przestarzały. Długie korytarze, którymi teoretycznie można byłoby przejść przez całą bryłę zrobiły się obskurne i przygnębiające. Nawet w lożach jest jakoś smutno. Kolorytu dodaje Tyska Galeria Sportu. To niewielkie muzeum, którego ŁKS może tyszanom pozazdrościć.
– Tu się zrobił smutny klub. Grają smutno, w gabinetach smutno, jeden wielki smutek – mówi nam zaprzyjaźniony dziennikarz z Tychów.
ZOBACZ TAKŻE>>>Trener ŁKS-u: Byliśmy lepsi
Za to na trybunach było naprawdę wesoło. Kibice zbierali się już w piątek. Razem obejrzeli mecz hokejowych drużyn GKS-u Tychy i Cracovii. Pozostali dojechali samochodami w niedzielę.
Fanów ŁKS-u na stadionie przy ulicy Edukacji pojawiło się więcej niż kibiców GKS-u. Najbardziej oddani usiedli razem, na trybunie za bramką. Bawili się doskonale, mimo małych wpadek organizatorów.
Jeden z kibiców opowiadał nam, że wraz z kolegą kupili bilety na ten sam sektor, ale na odległe od siebie miejsca. Gdy w przerwie chcieli iść na słynną zapiekankę (która na szczęście nadal jest tak samo pyszna), zrobiło się małe zamieszanie. Okazało się, że oddziela ich… ważąca kilka ton, stalowa krata. Gdyby nie ochrona, która uchyliła ją na chwilę, jeden z fanów musiałby obejść się smakiem.
A w lożach VIP pojawili się między innymi Dariusz Melon, współwłaściciel ŁKS-u, Robert Graf, wiceprezes dwukrotnych mistrzów Polski, a także Michał Antczak, dyrektor łodzian. Obok nich miejsca zajęli Wojciech Cygan, wiceprezes PZPN i Dawid Szwarga, asystent Marka Papuszna w Rakowie Częstochowa. Tyscy dziennikarze liczyli, że młody szkoleniowiec nie pojawił się na meczu przez przypadek i zajmie miejsce Artura Skowronka. Niestety, dla fanów z Tychów, kilka godzin po meczu Arka Gdynia ogłosiła, że jej drużynę będzie prowadził Szwarga. GKS na razie musi męczyć się z trenerem, który skompromitował się w Widzewie i Wiśle Kraków.
Na boisku, temperatura była letnia. Chociaż przed meczem żartowaliśmy, że czeka nas kolejny bezbramkowy remis, albo skromne 1:0, jak to miało miejsce w ostatnich latach, ŁKS strzelił trzy gole. Pewnie mógł dołożyć kolejne trzy, ale podopiecznym Jakuba Dziółki nie chciało się już dobijać słaniającego się na nogach rywala. I tu, wielkie brawa dla Aleksandra Bobka. Młody bramkarz, chociaż w całym zespole wkradło się już rozprężenie, zachował koncentrację do ostatnich sekund spotkania. To w dużej mierze dzięki jego postawie ŁKS zachował czyste konto. Więcej o meczu przeczytacie tutaj.
Łódzko-tyska przyjaźń jest naprawdę fajna i wykracza daleko poza kibicowanie. Ełkaesiacy są na miejscach barażowych i liczą, że zagrają o awans do krajowej elity. GKS musi drżeć o utrzymanie. Ale coś nam mówi, że nawet gdyby ŁKS i GKS dzieliła różnica dwóch lig, fani nadal będą żyli w przyjaźni. Mało jest w świecie kibicowskim tak unikalnych zgód, które wynikają wyłącznie z relacji interpersonalnych kibiców. W Tychach, chociaż na chwilę zapomnieli o problemach wokół drużyny i w niedzielę mogli cieszyć się z prawdziwego święta futbolu.